Logo Przewdonik Katolicki

Podwójne życie pisarza

Tomasz Królak
Marta Herling-Grudzińska / fot. archiwum

Wywiad z dr Martą Herling-Grudzińską, córką wybitnego pisarza, o politycznych i metafizycznych splotach w jego twórczości, o trudnych losach Innego świata i o współczesnych literackich tabu .

Od śmierci Gustawa Herlinga-Grudzińskiego upłynie wkrótce 16 lat. Czy Pani zdaniem jego twórczość jest w Polsce znana wystarczająco dobrze?
– Jestem przekonana, że tak. Wydawnictwo Literackie cały czas intensywnie pracuje na rzecz pełnego, krytycznego wydania jego dzieł. Ukazały się już trzy pierwsze tomy edycji, która obejmie całość twórczości. Oprócz tekstów znanych już polskiemu czytelnikowi, znajdą się w niej utwory rozproszone, artykuły, wywiady, w tym materiały dotąd nieznane, a także zdjęcia pochodzące z archiwum ojca. To bardzo ważne przedsięwzięcie: do rąk czytelników trafiają kolejne teksty, dzięki temu wiedza o tym dziele stale się poszerza.
Trzeba też pamiętać, że na wielu polskich uniwersytetach powstają prace magisterskie i doktorskie, dotyczące różnych aspektów twórczości mojego ojca. Myślę, że jest to wymowny znak jego obecności we współczesnej polskiej kulturze. Nie mam wątpliwości, że Gustaw Herling-Grudziński jest klasykiem literatury polskiej i tak jest tutaj obecny. Jednocześnie uważam, że wiele pracy i zaangażowania wymaga opracowanie materiałów, które jeszcze spoczywają w archiwach, myślę tu zwłaszcza o korespondencji.
 
Prace nad jej wydaniem zapewne trwają?
–Tak, bo Wydawnictwo Literackie jest tym materiałem jak najbardziej zainteresowane. Pracuje nad nim prof. Włodzimierz Bolecki we współpracy z dr. Zdzisławem Kudelskim. Na początek wydana zostanie korespondencja z Jerzym Giedroyciem. Ten obszerny zbiór, liczący w sumie około 3 tys. listów, jest niezwykle cennym dobrem polskiej kultury i literatury. Jestem przekonana, że ich publikacja będzie w Polsce wielkim wydarzeniem, bo w istocie mamy tu historię kultury polskiej II połowy XX w. Po Giedroyciu przyjdzie czas na kolejne bloki listów.
 
Może Pani ujawnić jakieś nazwiska? Zapewne Miłosz...
– Owszem, będzie Miłosz, ponadto bardzo interesująca korespondencja z Aleksandrem Watem. Nad tym materiałem pracuje wybitny włoski polonista prof. Luigi Marinelli z rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza. W planach jest także wydanie korespondencji ze Sławomirem Mrożkiem, Zbigniewem Herbertem, Janem Nowakiem-Jeziorańskim czy Mieczysławem Grydzewskim, redaktorem londyńskich „Wiadomości”.
 
Herling-Grudziński, klasyk polskiej literatury, jest dziś tłumaczony na wiele języków. Ale początki jego międzynarodowej kariery były trudne. Znamienny jest przypadek Francji, gdzie, pomimo starań samego Alberta Camusa, kluczowe dzieło Herlinga Inny świat nie mogło się ukazać. Stało się to dopiero kilkadziesiąt lat później, w 1985 r. Zadecydowały promoskiewskie sympatie francuskiego establishmentu literackiego.
– Tak, ewidentnie. Jak wspomina ojciec w przedmowie do włoskiego wydania Innego świata z lat 90., o opublikowaniu tej powieści we Francji zadecydowało dopiero wydanie tam dzieł Sołżenicyna i Szałamowa. To otworzyło drogę jego powieści.
 
Bo skoro sowieckie łagry opisali sami Rosjanie, to nie można było dłużej zwlekać z Innym światem, nadal traktując tę powieść jako przejaw polskiej rusofobii...
– Tak. Powieść ojca napotkała dwie przeszkody. Po pierwsze dała znać o sobie  francuska partia komunistyczna, która miała wpływ na politykę wydawniczą. To dlatego dwie oficyny, Gallimard i Plon, którym Camus zarekomendował wydanie Innego świata zareagowały negatywnie. Zadecydował lęk przed prawdą i przekonanie, że nie można o tym mówić.
 
Plus obawa przed reakcją Moskwy.
– Oczywiście. A drugą przeszkodą była polskość autora. Przełomem okazało się dopiero wydanie we Francji wspomnianych już autorów rosyjskich.
 
Rozpiętość dzieła Herlinga – tematyczna, ale i formalna – jest zupełnie niezwykła. Mamy tu przecież i analizy sowietologiczne, i powieść, i wielobarwny Dziennik pisany nocą i eseje o malarstwie i wreszcie opowiadania, w których pisarz stara się zmierzyć z tajemnicą cierpienia, bytu, Boga. Który wymiar wydaje się Pani ważniejszy: ten, w którym opisuje fenomen totalitaryzmów czy ten, w którym docieka tajemnicy istnienia?
– Cenię obydwa nurty. Myślę przy tym, że obydwa są ze sobą głęboko związane. Przemówienie, jakie wygłosił, odbierając doktorat honorowy UJ w 2000 r., nosiło tytuł Podwójne życie pisarza. Mówił o obowiązku twórcy, jakim jest dawanie świadectwa. I z tego zrodził się Inny świat, który był także wielkim dziełem literackim. Drugim nurtem jego twórczości były rozważania głęboko duchowe, które wyczuwa się na przykład w opowiadaniach. Natomiast Dziennik pisany nocą był dla niego sposobem łączenia obydwu tych wymiarów, realizacją owego „podwójnego życia pisarza”.
 
Zresztą w Dzienniku pisanym nocą niejako wplatane są opowiadania sensu stricto. Na tym polegał jeden z fenomenów tych zapisków. Autor toczy jakieś rozważania o komunizmie i raptem ofiaruje czytelnikowi opowieść otwierającą przed nami zupełnie innym wymiar.
– Tak. W krakowskim przemówieniu wyjaśniał, że zaangażowanie polityczne było dla niego pisarską powinnością, ale też, że marzył o tym, by tworzyć także dzieła utrzymane w tym innym klimacie. W każdym razie obydwa nurty były jednakowo ważne.
 
A co można powiedzieć o religijności Herlinga? Pochodził z rodziny żydowskiej, choć mocno spolonizowanej, jednocześnie niesłychanie mocno „pracowała” w nim wyobraźnia chrześcijańska, czego najmocniej dowodzą opowiadania...
– Sprawy duchowe przeżywał bardzo głęboko. Dialog z tradycją chrześcijańską właściwie od zawsze był dla niego czymś ważnym.
 
Choć wobec instytucji Kościoła bywał niekiedy bardzo krytyczny.
– To prawda. Ale to są dwie odmienne sprawy. Ważnym autorem był dla niego Ignazio Silone, który usiłował łączyć swoją socjalistyczną tradycję z chrześcijaństwem. Szczególnie istotny był zaś dla ojca utwór Silonego Przygoda dobrego chrześcijanina. Jako córka mogę powiedzieć, że jego dialog z chrześcijaństwem, rozważania o tej religii były czymś, co traktował bardzo głęboko. Niesłychanie ważne było też dla niego świadectwo chrześcijaństwa w XX w.
 
Możemy chyba mówić o pewnym paradoksie twórczości Herlinga: po wojnie osiadł we Włoszech z powodów politycznych, ale gdyby nie polityka, być może nie byłoby metafizyki, przynajmniej w tak wyraźnym wymiarze.
– Jak najbardziej.
 
Kraj tak mocno „przesycony” chrześcijaństwem: religijną architekturą, malarstwem, obyczajowością, niezwykle mocno odcisnął się na jego twórczości. Bez życia pod włoskim niebem nie byłoby Wieży, Drugiego Przyjścia czy Cmentarza Południa; gdyby wrócił do Polski, byłby zapewne zupełnie innym pisarzem.
– Na pewno. Można więc mówić, że Włochy z ich historią, kulturą, sztuką były bardzo ważne w jego pisarstwie.
 
Z tego też powodu Herling powinien być postrzegany jako twórca ważny dla Włoch.
– Owszem, ale niestety, nie jest tak uznany jak w Polsce. Przypomina mi się to, co powiedział w 1991 r. w Poznaniu, odbierając doktorat honorowy UAM: „Przestałem być pisarzem emigracyjnym, a stałem się pisarzem polskim mieszkającym we Włoszech”. Tak, był pisarzem polskim, który był głęboko zakorzeniony we włoskiej rzeczywistości.
 
Wracając do wydawniczych perturbacji Innego świata. Czy myśli Pani, że także dziś istnieją napisane już dzieła, które są blokowane przez wydawnictwa jedynie z racji politycznych?
– Prawdopodobnie takie utwory istnieją. Myślę, że mogą dotyczyć na przykład obecnych fal emigracji oraz relacji z islamem. To są te tematy, uchodzące za szczególnie trudne.
 
Jest co prawda Uległość Michela Houellebecqa, ale być może pozostanie ona wyjątkiem.
– Niewątpliwie trudno jest dziś na te tematy mówić swobodnie, pisać prawdę. Tak jak trudno było ojcu w latach 50. przebić się z Innym światem i dać świadectwo o Gułagu.
 
O żywą obecność twórczości ojca w polskiej kulturze jest Pani spokojna?
– Mam nadzieję, że jego przesłanie będzie zawsze obecne i w Polsce, i we Włoszech. A także, że w obydwu krajach żywe pozostaną miejsca związane z jego działalnością. W Neapolu jest wiele takich miejsc. Myślę, że polskie instytucje muszą zrobić jeszcze więcej dla spopularyzowania Herlinga poza Polską i mocniejszej obecności jego dziedzictwa w świecie.
 
Czy wasze mieszkanie przy via Crispi 69 jest dostępne dla badaczy?
– Nazywamy je dziś: „Inny świat”. Bo to był jego inny świat. To miejsce, a więc sprzęty, książki, materiały, są obecnie przenoszone do Palazzo Filomarino, gdzie mieści się także Fundacja Biblioteki Benedetto Croce. Chcemy tam odtworzyć gabinet Herlinga-Grudzińskiego. Kilka lat temu wspomniana fundacja podpisała umowę z Biblioteką Narodową w Warszawie, której pracownicy podjęli się inwentaryzacji wszelkich materiałów Herlinga: rękopisów, listów, kaset wideo, wycinków prasowych, czasopism. Ta bardzo ważna praca zakończy się w tym roku. Jednym z efektów będzie digitalizacja tych materiałów po to, by udostępnić je wszystkim chętnym w internecie, na stronach Biblioteki Narodowej. Dziedzictwo Gustawa Herlinga-Grudzińskiego jest bowiem częścią kultury polskiej i europejskiej.
 
Czy trudno było być córką wielkiego pisarza? W domu musieliście chodzić na palcach?
– Czy było trudno? Bywało, ale przede wszystkim on był nie tylko wielkim pisarzem, ale także człowiekiem, który bardzo wiele ofiarowywał innym. Dla mnie ojciec był mitem.
 
I pozostaje nim.
– Tak, był i pozostaje.



Dr Marta Herling-Grudzińska
ukończyła studia z literatury współczesnej na Uniwersytecie w Neapolu. Obroniła doktorat z zakresu historii społeczeństw europejskich. Jest autorką esejów i przekładów na temat historii i kultury polskiej XIX i XX w., sekretarzem generalnym Włoskiego Instytutu Badań Historycznych, założonego w Neapolu przez słynnego włoskiego filozofa i polityka a prywatnie jej dziadka, Benedetto Croce. W 2007 r. odznaczona przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Złotym Medalem Zasłużony Kulturze – Gloria Artis.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki