Inspirator biblijnych przekładów Czesława Miłosza. Dyrektor paryskiego wydawnictwa i swoistego klubu dyskusyjnego, gromadzącego śmietankę intelektualną z kraju i uchodźstwa. Ks. Józef Sadzik, pallotyn, miałby dziś 82 lata. Niedawno minęła 35. rocznica jego przedwczesnej śmierci. Serce odmówiło współpracy, gdy miał 47 lat.
Księga Hioba, koniec
Urodził się 16 lutego 1933 r. w Sułkowicach koło Krakowa. Po studiach teologiczno-filozoficznych w Wyższym Seminarium Duchownym Księży Pallotynów w Ołtarzewie niedaleko Warszawy 22 czerwca 1957 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego.
W latach 1957–1962 studiował filozofię na uniwersytecie w szwajcarskim Fryburgu i w Monachium. W roku 1962 uzyskał we Fryburgu doktorat z filozofii na podstawie rozprawy Esthétique de Martin Heidegger (Estetyka Martina Heideggera), która była jednym z pierwszych opracowań tego typu. W roku 1962 został przez przełożonych skierowany do pracy duszpasterskiej we Francji, początkowo na rok, a później na stałe.
Zamieszkał w Osny pod Paryżem, a następnie w Paryżu, gdzie prowadził wydawnictwo SEI (Societé d’Editions Internationales). W roku 1966 założył pallotyńskie wydawnictwo Editions du Dialogue i został jego dyrektorem, a zarazem – przez długi czas – jedynym pracownikiem. Spośród około 150 wydanych za dyrekcji ks. Sadzika książek wyróżniała się seria „Znaki Czasu”, w której wydano m.in. dzieła Karla Rahnera, André Frossarda, Henri de Lubaca, Paula Tillicha, kard. Karola Wojtyły.
Również w Editions du Dialogue zaczęła się ukazywać seria przekładów z Biblii Czesława Miłosza, powstała z inicjatywy, na zamówienie i przy współpracy ks. Sadzika, który był nie tylko przyjacielem, ale i duchowym powiernikiem poety. Cykl tłumaczeń biblijnych Miłosza rozpoczęła Księga Psalmów (1979), po niej nastąpiła Księga Hioba (1980) – obydwie poprzedzone wstępem ks. Sadzika. Na prośbę Miłosza napisał także przedmowę do tomu jego szkiców Ziemia Ulro (Paryż 1977).
Przyjaźnił się z wieloma wybitnymi twórcami kultury emigracyjnej, wywierając na nich duży wpływ. Byli wśród nich: Józef Czapski, Konstanty Jeleński, Zygmunt Hertz, Jan Lebenstein, Sławomir Mrożek, Alina Szapocznikow.
W 1973 r. założył w paryskim domu pallotynów przy rue Surcouf ośrodek odczytowo-dyskusyjny dla Polaków z kraju i emigracji pod nazwą Centre du Dialogue (Centrum Dialogu). Kierował nim, organizując odczyty i wieczory autorskie wybitnych polskich twórców, duchownych, myślicieli. Kogóż tam nie przywiało. Bywali tam Miłosz, Herbert, Herling-Grudziński, Czapski, Mrożek, Zagajewski, Michnik, Wajda. A także kard. Wojtyła. Był współautorem przekładu polskiej wersji mszału (Editions du Dialogue opublikowało duży, ołtarzowy mszał łacińsko-polski dla kraju i emigracji) oraz katechizmu.
Zmarł nagle, 26 sierpnia 1980 r. w podparyskim Osny, gdzie mieściła się drukarnia ojców pallotynów, do której przyjechał, by oddać do druku Księgę Hioba w Miłoszowym przekładzie. Miał niespełna 47 lat. „Życie swoje oddaję za Kościół – za tych, którym Bóg daje moc bezkompromisowego działania na rzecz czystości i piękna Oblubienicy. Ale i za wszystkich zbłąkanych i zagubionych, ponieważ sam doświadczyłem zagubienia” – napisał w testamencie. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Sułkowicach.
Dobroć tak wielka
Planował, razem z Miłoszem, wydanie „książki filozoficznych rozmów”. Jedna, bardzo obszerna i opublikowana już w kilku miejscach dysputa, pozwala domyślać się, jak frapująca mogłaby to być lektura. „Patrz, o ilu rzeczach my tu mówimy. Czy Ty wiesz, że tego rodzaju rozmowy są absolutnie wspaniałe. Powinniśmy tak co dzień rozmawiać, moglibyśmy wielkie dzieło w ten sposób napisać” – ekscytował się Miłosz na zakończenie wspomnianego dialogu.
Śmierć Przyjaciela, któremu powierzał sprawy bardzo osobiste, także te związane z ciężką chorobą syna, była dla autora Ziemi Ulro przeżyciem bolesnym. Pisał do Konstantego Jeleńskiego: „(...) w jego towarzystwie czułem się wywyższony, tzn. podjęty na jego poziom moralny, o którym nie wątpiłem ani przez chwilę (...)”. I dodawał, że w nim właśnie znajdował lekarstwo na samotność.
Ton odpowiedzi „Kota” jest, biorąc pod uwagę jego agnostycyzm, zupełnie niezwykły: „Nie można go było nie kochać – uczuciem, które jest może dane chrześcijanom w stosunku do «bliźnich» w ogóle – ale w tym sensie tego uczucia ja osobiście nie miałem nigdy dla nikogo innego”.
Równie pięknie, i szczerze, żegnał go w homilii pogrzebowej ks. Janusz Pasierb: „Przez typ wrażliwości, inteligencję, zmysł formy i torturę doskonałości był z rasy wielkich artystów, z którymi się przyjaźnił, szukając socios doloris [współtowarzyszy w cierpieniu]. Czy widząc ich cierpienia, znajdował jakąś pociechę? Czy przeciwnie? Mówił o nich zawsze z miłością i podziwem, bez cienia żalu. Nie był to jakiś wyrachowany «mecenas kościelny» [...], to było jego środowisko, jego rodzina”.
I jeszcze Gustaw Herling-Grudziński, notujący w Dzienniku pisanym nocą: „Tajemnica własnego cierpienia równie absolutna jak wrażliwość na cudze. Dobroć tak wielka, że gdy zdarzyło mu się o kimś powiedzieć jakąś zupełnie niewinną złośliwość, w chwilę później pojawiał się w jego oczach wyraz żalu do samego siebie za ten błahy nawet brak zrozumienia i wyrozumiałości. Pierwsza cecha była godnością wykształconą przez doświadczenie, drugą naturalna, odruchowa potrzeba serca” .
Potrzeba odnowienia
Nie znałem ks. Sadzika. Pamiętam jedynie uczucie radosnej niecierpliwości, z jaką w latach studenckich (końcówka PRL-u, jak się później miało okazać), oczekiwałem na każdy nowy tom eleganckiej, lakierowanej serii „Znaki czasu”. Kiedy dziś spoglądam na półkę z tymi książkami, którym zachodnie pochodzenie przydawało znamion i egzotyki, i powabu owocu w komunie zakazanego, podziwiam wyczucie i staranność, jakie musiały towarzyszyć szefowi paryskiej oficyny w opracowywaniu strategii wydawniczej. Paul Tillich Męstwo bycia; Ryszard Przybylski Homilie na Ewangelię dzieciństwa; Janusz Pasierb Światło i sól; Józef Tischner Polska jest Ojczyzną itd., itd. ... Tak, planował tę listę z poważnym namysłem i bardzo świadomie, bo ubolewał nad brakiem w Polsce religijnej eseistyki z prawdziwego zdarzenia. Długą listą wydanych przez siebie książek wydatnie ów brak zrekompensował.
Jego dzieło jest ważne. Był i pozostaje ważny jako wydawca i jako twórca szczególnego miejsca na mapie powojennej polskiej kultury. Miejsca ważnego dla Kościoła – kilkadziesiąt lat temu, ale i dziś. Idea dialogu, rozumianego jako wspólne, bezinteresowne poszukiwanie prawdy przez ludzi z bardzo różnych środowisk realizowała się tam bowiem niemal doskonale. Skromny dom pallotynów przy rue Surcouf z małą salką zdobioną witrażami Jana Lebensteina to miejsce owiane prawdziwą legendą. Gdy uświadomić sobie nazwiska postaci, które miały tam odczyty, prelekcje, wieczory autorskie...
Ksiądz Sadzik, przyjaciel twórców, ich powiernik i cichy inspirator, pozostaje ważny także jako autor myśli o kulturze, religii, Kościele. Niekiedy (na szczęście) wychodzi bowiem z cienia, nie „chowa” się w pięknych, erudycyjnych wstępach do przekładów Miłosza czy jego Ziemi Ulro, lecz dzieli się osobistymi przemyśleniami – jako ksiądz i świadek swojej epoki. Odczytując zaś „znaki czasu”, stara się ukazać to, co należy do obowiązków chrześcijanina. Podczas odczytu w Paryżu w 1975 r. przestrzegał: „Nie łudźmy się: wiara z przyzwyczajenia nie wytrzyma naporu świata. Nie wytrzyma trudności”. Albo inna myśl z tego samego spotkania: „Potrzeba wielkiego odnowienia. Potrzeba, żebyśmy my, wierzący, potrafili przynieść rozdzieranemu światu coś, na co on podświadomie wyczekuje”.
Spuścizna ks. Józefa Sadzika – szefa wydawnictwa, twórcy „Centrum Dialogu” oraz homilety i prelegenta – zasługuje na przypomnienie, spopularyzowanie i „wpuszczenie” do naszego krwiobiegu. Na razie pozostaje praktycznie nieobecny w polskiej kulturze i polskim Kościele. To bardzo bolesna nieobecność. Czyżbyśmy mieli aż taki nadmiar postaci podobnego formatu?