Byłem w raju
Jadwiga Knie-Górna
Z Kamilem Sobolem, studentem z Łowicza, który opłynął Półwysep Apeniński w hołdzie Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Kamilu, dlaczego pielgrzymka kajakowa, i dlaczego Włochy a nie Polska?
Ponieważ ksiądz, a potem biskup Karol Wojtyła spędzał bardzo wiele czasu na wędrówkach kajakowych i ja sam z kajakiem jestem związany od wielu lat. Stwierdziłem,...
Z Kamilem Sobolem, studentem z Łowicza, który opłynął Półwysep Apeniński w hołdzie Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Kamilu, dlaczego pielgrzymka kajakowa, i dlaczego Włochy a nie Polska?
– Ponieważ ksiądz, a potem biskup Karol Wojtyła spędzał bardzo wiele czasu na wędrówkach kajakowych i ja sam z kajakiem jestem związany od wielu lat. Stwierdziłem, że to właśnie on będzie towarzyszem mojej szczególnej pielgrzymki. Włochy – to druga ojczyzna Jana Pawła II, w której spędził większość swojego pontyfikatu.
Moja pielgrzymka zrodziła się z pewnego buntu, mam bowiem wrażenie, że coraz bardziej zapominamy o tym, o co prosił nas Jan Paweł II. Pragnąłem też w ten sposób podziękować Ojcu Świętemu za to, że był u nas, w Łowiczu, chciałem również dla niego wykrzesać z siebie odrobinę sił, by zamanifestować swoje przywiązanie.
Jak długo przygotowywałeś się do wyjazdu?
– Przygotowanie było długie, mozolne i trwało ponad dwa lata. Pierwszą osobą, której przedstawiłem swój pomysł, był mój przyjaciel Dominik Cipiński. Dosłownie palcem na mapie pokazywałem mu wymarzoną trasę swojej pielgrzymki. Ponieważ jestem człowiekiem, który nie poprzestaje na marzeniach, tylko stara się je realizować, zacząłem nad nimi intensywnie pracować, powtarzając sobie słowa Jana Pawła II: „Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali”.
Zacząłem przygotowywać się kondycyjnie, dokładnie studiowałem mapę Włoch, opracowywałem techniki pokonania trudnej trasy itd. Na szczęście na mojej drodze pojawili się ludzie, którzy z entuzjazmem zaangażowali się w realizację tego pomysłu. Są to osoby, na które mogę liczyć od wielu lat, jednak moim największym mentorem, od którego uzyskałem największe wsparcie, był biskup senior Alojzy Orszulik. Jako jedna z niewielu osób doskonale rozumiał on istotę potrzeby mojego pielgrzymowania. Kolejnym dobrym duchem mojej wyprawy, bez którego pielgrzymka nie doszłaby do skutku, był szef firmy kajakowej. Po zapoznaniu się z tym pomysłem bez wahania wyciągnął do mnie niezwykle ofiarną i pomocną dłoń.
Na Twoim kajaku widniał włoski napis, który informował, że płyniesz w hołdzie Janowi Pawłowi II. Inskrypcja ta okazała się bardzo potrzebna…
– „Uchylała” mi czasem niejedne drzwi, ale przede wszystkim otwierała bardzo wiele serc. Serdeczność i gościnność Włochów urzekła mnie. Do tej pory zastanawiam się, czy to wszystko naprawdę się wydarzyło?! Gdy wpływałem do portów, to początkowo ludzie dziwili się, skąd przybywam. Ale inskrypcja na moim kajaku była odpowiedzią na wszystkie ich pytania.
Patrząc na Twoje zdjęcia z wyprawy, trudno uwierzyć, że w tym niepozornym kajaku zmagałeś się z tak niebezpiecznym żywiołem przez 3 tysiące kilometrów…
– Kajak może wydawać się niepozorny, jednak jest to znakomita jednostka posiadająca doskonałe parametry, dlatego też udało mi się pokonać trzy morza. Jest to kajak dostosowany do pływania po morzu. Jego konstrukcja oparta jest na patencie eskimoskim, wewnątrz posiada drewniany szkielet, który ogumowany jest specjalnymi materiałami wytrzymałościowymi. Charakteryzuje się niezwykłą odpornością i stabilnością. Poza tym chciałem płynąć kajakiem, którego niemal każdy detal wykonany jest ręcznie. To daje poczucie, że kajak oraz osoba w nim płynąca stanowią jakby jeden organizm, wówczas o wiele łatwiej jest walczyć z morskim żywiołem.
Czy spędzałeś na morzu także noce?
– Trasę zaplanowałem w taki sposób, by po dziewięciu intensywnych godzinach wiosłowania docierać do portu. Starałem się tak gospodarować czasem, o ile oczywiście pozwalała mi na to pogoda, by na stały ląd dobijać przed zapadnięciem zmroku, by przed spaniem wziąć prysznic i zjeść porządny, regeneracyjny posiłek. Jednak zdarzyło się raz, że pod koniec dnia, kiedy już w zasięgu mojego wzroku widoczny był port, wiatr niespodziewanie zmienił kierunek i zamiast w rufę zaczął silnie wiać w dziób. Efekt tego był taki, że zamiast dopłynąć do portu, przez całą noc musiałem wiosłować „w miejscu”, aby silna fala wywołana przez wiatr nie zepchnęła mnie na pełne morze.
Spora dawka adrenaliny i ogromnego wysiłku, ale chyba też strachu?
– Ta noc nauczyła mnie, że tak naprawdę do końca nie znamy swoich możliwości. Mamy w sobie ogromny potencjał, który w takich skrajnych warunkach się uruchamia i okazuje się, że jesteśmy w stanie dokonać rzeczy normalnie niemożliwych do realizacji. To była noc walki o życie, podczas której nauczyłem się ogromnej pokory. Nie czułem strachu, ponieważ przez cały czas mojego kajakowego pielgrzymowania czułem bliskość Papieża, do którego stale się modliłem i prosiłem go o opiekę.
Trudnych momentów było zapewne więcej?
– Owszem, ale odbierałem je jako przygody, które miały mnie czegośkonkretnego nauczyć, choćby tego, żebym stał się silniejszy. Jeśli droga, którą przemierzamy, jest zbyt prosta, to tak naprawdę nie jest prawdziwa. Trudne momenty towarzyszyły mi od początku, bowiem niewiele osób wierzyło, że uda mi się dopłynąć do Watykanu. Przyznam się również, że tuż przed wyjazdem dopadły mnie czarne myśli. Zastanawiałem się, czy uda mi się z tej podróży cało i zdrowo powrócić. Na morzu jednak już głęboko wierzyłem, że uda mi się dopłynąć do celu.
Wspomniałeś, że podczas pielgrzymki modliłeś się do Jana Pawła II…
– Gdy przez tyle godzin samotnie wiosłujesz, a wokół ciebie jest tyle piękna, to modlitwa sama ciśnie się na usta. Dla mnie Jan Paweł II jest osobą świętą, dlatego też stale się do niego modliłem, a raczej rozmawiałem z nim, jak kajakarz z kajakarzem. Owoce tych rozmów były niezwykłe. Okazywało się bowiem, że każdy problem, który pojawiał się podczas drogi, po dopłynięciu do portu natychmiast znajdował rozwiązanie.
Np. gdy popsuł mi się GPS, od którego zależało moje bezpieczeństwo i życie, w najbliższym porcie spotkałem człowieka, który był specjalistą... od naprawy tego typu sprzętu. Gdy musiałem zreperować wzmocnienie kajaka, to w kolejnym porcie spotkałem osobę, która od razu mi to naprawiła… Każdy dzień rozpoczynałem od podziękowań składanych Bogu za to wielkie dobro, którego doświadczałem, a było za co dziękować! Podczas trasy spotkałem wielu wspaniałych ludzi: profesorów znanych włoskich uczelni, prezydentów miast, a także zwykłych, szarych mieszkańców słonecznej Italii. Przed wyjazdem nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele dla Włochów znaczył Jan Paweł II. Wspomnienie jego osoby wyzwało magię i siłę wielkiej autentycznej miłości, dzięki której czułem się tam jak w raju.
Trudno się dziwić, skoro prezydent miasta Monopoli oficjalnie przyznał Ci Medal im. Ferdinando Palasciano (doktora i założyciela włoskiego Czerwonego Krzyża).
– Było to dla mnie wielkie wyróżnienie i ogromna radość, tym bardziej że z tej okazji odprawiono specjalną Mszę św.
Byłeś również gościem profesora Antonio Muolo, który był bliskim współpracownikiem premiera Aldo Moro…
– Skorzystałem z wielkiej gościnności pana profesora i zatrzymałem się u niego na kilka dni.
Dlaczego Twoje pielgrzymowanie we Włoszech odbiło się tak szerokim echem, podczas gdy w Polsce o Twojej wyprawie w zasadzie nikt nie wiedział?
– We Włoszech wiadomość o polskim pielgrzymie płynącym do grobu Jana Pawła II rozchodziła się błyskawicznie. Podejmowały ją największe włoskie media, dla nich to było wielkie wydarzenie, autentycznie cieszyli się z faktu, że z Polski przypłynął młody chłopak, który na swoim kajaku zmierza do grobu ich ukochanego Papieża. W Polsce zanim wyruszyłem moi przyjaciele bezskutecznie próbowali dotrzeć do wielu mediów…
Co czułeś, gdy wreszcie osiągnąłeś swój wymarzony cel i stanąłeś przy grobie Jana Pawła II?
– Trudno mi to wyrazić słowami. Gdy na grobie naszego Ojca Świętego kładłem woreczek łowickiej ziemi, która pielgrzymowała razem ze mną, łzy same popłynęły. One też najlepiej wyraziły, co czułem, za co byłem i jestem wdzięczny Janowi Pawłowi II.