Bliżej Kwaśniewskiego
Krzysztof Skowroński
Fot.
W zeszłą niedzielę, prowadząc program Wywiad i Opinie, ze zdumieniem stwierdziłem, że wszyscy moi goście mniej lub bardziej dystansują się od Platformy Obywatelskiej. Przygotowując program, staram się, by głos był zrównoważony. Z jednej strony stołu stoją ci, którzy zaangażowali się po stronie projektu politycznego nazwanego IV RP, po drugiej jego przeciwnicy. Ten...
W zeszłą niedzielę, prowadząc program „Wywiad i Opinie”, ze zdumieniem stwierdziłem, że wszyscy moi goście mniej lub bardziej dystansują się od Platformy Obywatelskiej. Przygotowując program, staram się, by głos był zrównoważony. Z jednej strony stołu stoją ci, którzy zaangażowali się po stronie projektu politycznego nazwanego IV RP, po drugiej jego przeciwnicy. Ten podział był wystarczający, by opisać poglądy reprezentowane na scenie politycznej. Tak było. Po programie stwierdziłem, że powinien w nim uczestniczyć publicysta, który potrafi twardo stanąć za projektem PO. Powinien być, ale go nie było. Co więcej, gdy zastanowimy się nad tym głębiej, okaże się, że tak jak projekt braci Kaczyńskich ma swoich zwolenników, tak Platforma ich nie ma.
Teoretycznie większość z nią sympatyzuje, ale ta sympatia zdaje się być wtórna i pozbawiona prawdziwych uczuć. PO nie ma kłopotu z pokazaniem swoich racji, ma siłę przebicia i siłę rażenia, co udowodniły media przy okazji taśm Beger, ale to nie jest jej własna siła. Bardziej przypomina to dzierżawę niż własność.
Jeśli przyjmiemy, że władza i wpływy w mediach są elementem bardzo istotnym w demokratycznej bitwie i zdamy sobie sprawę, kto jeśli nie Platforma je ma, to znajdziemy odpowiedź na pytanie, między kim a kim toczy się bitwa. Odpowiedź jest prosta. Bitwa o Polskę jest między Aleksandrem Kwaśniewskim i Bronisławem Geremkiem a braćmi Kaczyńskimi. Platforma Obywatelska nie tylko straciła monopol na opozycyjność, ale i istotną część poparcia medialnego.
Myślę, że podobnie zachowuje się wielki biznes. Donald Tusk w czasie kampanii prezydenckiej był gwarantem zachowania wpływów, spokojnego życia i akceptacji dla procesów transformacji gospodarczej w Polsce. Przegrał i dziś, gdy Aleksander Kwaśniewski osobiście wchodzi do gry, już nie jest potrzebny. By zrozumieć bitwę, trzeba poznać jej konteksty. Jednym z ważnych kontekstów jest Europa. W Europie siły konserwatywne mają inny projekt niż lewica. W tym kontekście lewicowemu projektowi Europy nie jest potrzebne kolejne zwycięstwo kogoś, kto deklaruje w swoim programie konserwatyzm. Oni mają projekt Europy, w której śluby homoseksualistów, aborcja na życzenie jest czymś oczywistym, program, w którym wielka centrala w Brukseli jest mądrzejsza od rządów narodowych i wyznacza kierunki rozwoju, narzuca rozwiązania prawne i decyduje o polityce zagranicznej, prowadząc Europę do zaniku państw narodowych.
Platforma Obywatelska, z jej liderem Donaldem Tuskiem, wprawdzie jest skłonna do dużo większych kompromisów, ale znacznie jej bliżej do nowego prezydenta Francji niż do premiera Hiszpanii. To z perspektywy lewicowych parlamentarzystów europejskich jest prawie takim samym zagrożeniem dla ich projektu jak PiS i znienawidzeni bracia Kaczyńscy.
Drugim ważnym aspektem bitwy o władzę jest determinacja Kaczyńskich w walce z układami. By mieć realną władzę i realne wpływy w państwie, trzeba wymienić elity zarządzające tym państwem. Bez personalnych zmian nie ma mowy o rządzeniu. Bez wymiany ludzi można sprawować tylko nominalną władzę w państwie. To, że Kaczyńscy zdecydowali się przerwać tradycje urzędów budowanych przez kilkadziesiąt lat, przerwać powiązania, które decydowały o tym, co się w Polsce faktycznie dzieje, spowodowało wielki opór ze strony środowisk postkomunistycznych i biznesowych. Poczuli oni realne zagrożenie dla swojej niezmąconej władzy. To także zdecydowało o powrocie Aleksandra Kwaśniewskiego.
Te dwa konteksty pokazują, że moc PO, której jedynym zadaniem było powstrzymanie Kaczyńskich, została w istotny sposób naruszona. Wprawdzie Tusk jeszcze nie przegrał, ale już dziś widać, że jego marsz po władzę staje się coraz trudniejszy, a by rządzić, jego kompromis ze środowiskiem Aleksandra Kwaśniewskiego musi być coraz głębszy.