– Naszkicować swój autoportret?! – nie mogłem jakoś uwierzyć w treść tego polecenia. Nie miałem śmiałości przedstawiać siebie na ostatniej stronicy naszego szacownego tygodnika, od pewnego już czasu zarezerwowanej dla ludzkich pasji, fascynacji. Czy można jednak długo polemizować ze zdaniem przełożonego? Najdalej do pierwszej wypłaty. Zatem ustępuję.
Nazywam się Adam Gajewski. Mam 29 lat. Pracuję w „Przewodniku Katolickim Diecezji Bydgoskiej”. Moją pasją jest historia i przybliżanie jej ludziom.
Chyba dopiero konieczność zawieszenia niegdyś na ścianie pierwszej półki rezerwowanej „na hełmy” uświadomiła mi, iż nie wiedząc nawet kiedy, stałem się zbieraczem, kolekcjonerem. Zbieram wojskowe nakrycia głowy – bojowe i galowe, mundury, elementy uzbrojenia i wyposażenia, sprzęt Milicji Obywatelskiej, wiele, wiele innych przedmiotów i pamiątek, dokumenty oraz książki. Gdy objaśnia się historię, dobrze jest trzymać w dłoniach choćby „opiłek” czasów, o jakich się opowiada... Umożliwić dotknięcie dziejów.
„Muzealnicy” na ochotnika
Był czas wyłącznego gromadzenia. Niedawno nadszedł moment otwarcia skrzyń, skarbczyków, kartonów deponowanych gdzieś na strychach życzliwych wujków. Wraz z kolegą, moim dawnym licealnym profesorem, historykiem Sebastianem Malinowskim, postanowiliśmy w naszym mieście – Bydgoszczy, współtworzyć i prowadzić dwa społeczne muzea, instytucje non profit. Staramy się, aby Muzeum Wolności i Solidarności oraz Muzeum Kanału Bydgoskiego dawały przestrzeń, w której zapaleńcy nam podobni mogą się realizować – spotykać, wystawiać, tworzyć. Nigdy nie brakuje chętnych do jak najróżniejszej pomocy! Razem walczymy z przesądem, że Bydgoszcz jest miastem niekochanym przez mieszkańców, szczególnie najmłodszych. To nieprawda. Gród nad Brdą jest im po prostu nieznany. Muzealna „wyprawa” po własną tożsamość, lokalny etos, potrafi nieraz na naszych oczach wykrzesać nowe uczucie do „małej ojczyzny”. Oto największa rekompensata. Już wiem, po co były tamte lata zbierania...
Obrazkowy słownik patriotyzmu
Nieodzowne dziennikarskie pytanie: „Jak to wszystko się zaczęło? Hobby. Pasja”. Nie było oczywiście jednego, przełomowego momentu. Wspominam za to dziecinną fascynację skarbami z biblioteczki babci. Opasłe tomy przedwojennych, kolorowych gazet, w tym i „Przewodnika Katolickiego”. Fantastyczne zdjęcia, obrazki. Pożeram wzrokiem. Szczególnie okładkę ostatniego numeru jedynego rocznika niescalonego płóciennym grzbietem, przerwanego. To rok 1939. Scena przysięgi żołnierza. Pamiętam wyrazisty profil hełmu.
Warto!
Jestem szczęśliwy. Nieraz bywam zmęczony: dodatkową pracą, przygotowaniem nowego projektu, nocnym, dalekim wyjazdem, tylko po to, aby gdzieś zwiedzić jakąś ekspozycję, zabytek, porozmawiać z ciekawym człowiekiem, kupić lub wymienić eksponat – ale i wtedy jestem szczęśliwy.