Spotkałem w ostatnich dniach znawcę tematu, który twierdzi, iż Kryzys Bydgoski 1981 jest najlepiej źródłowo opisanym rozdziałem historii „Solidarności”. Tylko sam zbiór dokumentów, wydany przed siedmiu laty, obejmuje, bagatela, 987 stron. A to tylko jeden tom tryptyku. 40. rocznica wydarzeń potrzebuje próby retrospekcji.
Dobrą podstawą do analitycznych streszczeń są zdjęcia. Prace historyków na temat Bydgoskiego Marca ‘81 mają często na swoich okładkach motyw tłumu. Tysiące bydgoszczan stoją na nabrzeżu rzeki Brdy, głowa przy głowie. Ponad ludźmi przemawiający z balkonu siedziby „Solidarności” Lech Wałęsa – uniesiony aplauzem i kolejnym w jego życiu podmuchem historii. Przez kilkanaście dni marca historia dziać będzie się właśnie w Bydgoszczy. Społeczne demonstracje są wyrazem sprzeciwu wobec prowokacyjnej postawy władz partyjnych i resortowych PRL – „komuna” nie chce ukorzyć się za brutalne pobicie związkowców, którzy na sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy chcieli podnieść sprawę słabego zaopatrzenia sklepów. Rewolucja jak zwykle zaczyna się od pustych żołądków. Co bezbronny, poniżany tłum mógł uczynić władzom? Mógł nie robić nic; zatrzymać państwowe fabryki, transport, instytucje… Stawką w Kryzysie Bydgoskim był strajk, jakiego w powojennej Polsce nie próbowano! Podobne akcje udawały się przykładowo w Indiach, w czasach oporu Gandhiego wobec Brytyjczyków. Strajk generalny. Oddolny, społeczny „lockdown”, jak moglibyśmy powiedzieć w nowomowie. Wałęsa jednako ścieżką Gandhiego nie kroczył. Doprowadzono jedynie do czterogodzinnego strajku ostrzegawczego (27 marca 1981 r.), po czym zawarto w Warszawie porozumienie, które do dziś różnie oceniają historycy, dawni działacze opozycyjni, uczestnicy wydarzeń… Ogólnopolski strajk ostrzegawczy poparło około 17 milionów zatrudnionych obywateli! Solidarni z Bydgoszczą potrafili zastopować na moment cały kraj.
Wzbiera „Noteć”
Pierwszą iskrę wykrzesali jednak chłopi, rolnicy. Ich władze zwodziły już co najmniej od początku 1981 r., uchylając się od rejestracji „wiejskiej” odmiany związku branżowego. Im bardziej chłopi chcieli mieć swoją „Solidarność”, tym mocniej pogardzali istniejącymi już, koncesjonowanymi strukturami Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.
I właśnie do bydgoskiego biura ZSL, 16 marca 1981 r., przyszli walczyć o swoje. Byli po chłopsku uparci, gotowi na okupację budynku. Zostali. Działacze lokalni ZSL wykazywali się dość daleko idącym zrozumieniem, ale resorty siłowe PRL miały własną wizję rozwiązania sprawy – ściągnięto zamiejscowe siły ZOMO, pluton specjalny, opracowano plan szturmu o kryptonimie „Noteć”. A przede wszystkim przesyłano Warszawie „kolorowane” raporty, mówiące o rolnikach trzymających na podorędziu siekiery, młoty, a nawet „argumenty” iście racławickie – kosy. Ówczesne budowanie atmosfery zagrożenia poczytuje się dziś niekiedy za świadomą prowokację, rozgrywkę na szczytach władzy państwowej, gdzie miano wywierać presję na generała Jaruzelskiego, dążyć do ukrócenia „karnawału Solidarności”.
– Oczywiście żadnych siekier ani innej broni chłopi z sobą nie przywieźli, ale milicja i tak zacieśniała krąg wokół nas – opowiada świadek wydarzeń, Stefan Pastuszewski, który w tamtych dniach pełnił funkcję rzecznika prasowego społecznych protestów. – Budynek ZSL był jednak naturalnie trudny do wszelkich siłowych działań: wąskie korytarze, piętra. Wystarczyło zastawić milicjantom przejście biurkiem, aby toczyć ciężkie boje o każdy metr. Kiedy więc pojawiła się koncepcja obecności przedstawicieli chłopów oraz „Solidarności” na sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej, 19 marca, w gmachu w centrum miasta, prawdopodobnie od razu zakładano, że wykorzysta się tam siły, które nie spacyfikowały rolników – mówi Pastuszewski.
„Pląsający chłopcy” wkraczają do akcji
„Niebieski resort” gotował się do operacji „Sesja”. Rozbudowanej delegacji społecznej radni WRN wysłuchiwać nie chcieli, zamykając obrady wbrew zatwierdzonemu porządkowi. Regionalny lider „Solidarności” Jan Rulewski krzyczał: „To wielki skandal i policzek wymierzony «Solidarności»! Nie opuszczamy sali!”.
– Rozpoczęło się przesilenie, które trwało kilka godzin, aż do wieczora – relacjonuje Stefan Pastuszewski. – Wzywano nas do opuszczenia sali, ale postanowiliśmy trwać. Szykowano coś wyraźnie. Do auli raz po raz wchodzili i wychodzili dziwni, „pląsający chłopcy” – mężczyźni ubrani po cywilnemu, ale ruszający się jak wytrawni judocy, zapaśnicy. Tajniacy robili rozpoznanie. Wreszcie około godz. 20.00 pojawił się major MO i dał nam ostateczne ultimatum. Gdy pojawili się zomowcy, rozległ się okrzyk: „Kobiety do środka!”. Zbiliśmy się w krąg. Dowódca wydał milicjantom trochę groteskową komendę: „Na obywatela!”. Zaczęli nas siłą rozdzielać i wyprowadzać, wynosić z sali… – relacjonuje świadek.
Wspomniany Jan Rulewski, młody wiekiem związkowiec Marian Łabentowicz oraz przedstawiciel rolników Michał Bartoszcze zostali nie tylko wyprowadzeni, ale poważnie pobici. Wstrząśnienia mózgu, wewnętrzne urazy nie mogły powstać przypadkiem, w ogólnym chaosie. Ciemne korytarze gmachu dawały zomowcom i „pląsającym chłopcom” komfort anonimowości. Do dziś nie udało się klarownie wyjaśnić wszystkich aspektów pozaprawnego działania służb w tamtych dniach.
Pobitych działaczy odwiedził w szpitalu bp Jan Michalski, składając raport prymasowi Polski. W sprawie kryzysu Bydgoskiego zabrał głos również papież Jan Paweł II.
Czterdzieści lat minęło…
19 marca 2021 r., Bydgoszcz. Na dwa dni przed wybuchem kalendarzowej wiosny sypnęło znienacka śniegiem. Na szczęście puch topnieje, nie powiększając i tak już sporego rozgardiaszu w centrum miasta. Kolumna prezydenta Rzeczypospolitej musi podjechać pod katedrę, w której sprawowana będzie uroczysta Msza św. w 40. rocznicę historycznych wydarzeń. Widać na ulicach sporo policjantów, wyją i migocą lampy radiowozów. Barierki. Wokół nich krążą ludzie z transparentami dalekimi w treści od odświętnej liryczności.
Okolice Urzędu Wojewódzkiego, gmachu, w którym znajduje się dawna, „historyczna” sala sesyjna WRN, nasyciły się rozmaitymi ekspozytorami – zamówiono wystawy zdjęć, reprodukcje starych plakatów. Na galowo przystrojono pomnik – ustawiony na cokole głaz od dawna bydgoszczanie przezywają kpiarsko „zębem Rulewskiego”. Sam główny zainteresowany nie jest ponoć zachwycony formą pomnika – optował za inną, nawiązującą do kanonicznej już ikonografii marcowej z 1981 r. Wygrał projekt kamienny.
Z widokiem na „ząb” przemawia premier RP, który dołącza do prezydenta. Jan Rulewski zostanie tego dnia odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Dźwięki Mazurka Dąbrowskiego, przemówienia wygłaszane na otwartej przestrzeni zderzają się z hałasem pikiety rozstawionej po przeciwnej stronie ulicy. Zawodzenie ręcznej syreny, gwizdy, okrzyki… Rwetes kolejno mąci spokój mówców każdej politycznej opcji. Policjanci położą protestującego mężczyznę na ziemi, jedną kobietę zatrzymają, jako „stawiającą opór”.
Po 40 latach znowu jesteśmy podzieleni i rozdarci; jakby w przededniu następnej bitwy.