Pomógł nam anioł
Adam Gajewski
Z Emilią Glugla, studentką polonistyki bydgoskiego Uniwersytetu im. Kazimierza Wielkiego,
której marzeniem było spotkanie z ks. Janem Twardowskim, i Adamem Juszkiewiczem,
dzięki któremu mogła je zrealizować, rozmawia Adam Gajewski
Takie zamierzenia nie rodzą się z dnia na dzień... Kiedy pojawiło się Twoje, Emilio, zainteresowanie osobą najpopularniejszego w Polsce księdza poety?...
Z Emilią Glugla, studentką polonistyki bydgoskiego Uniwersytetu im. Kazimierza Wielkiego,
której marzeniem było spotkanie z ks. Janem Twardowskim, i Adamem Juszkiewiczem,
dzięki któremu mogła je zrealizować, rozmawia Adam Gajewski
Takie zamierzenia nie rodzą się z dnia na dzień... Kiedy pojawiło się Twoje, Emilio, zainteresowanie osobą najpopularniejszego w Polsce księdza poety?
E.:– Moja fascynacja poezją ks. Jana datuje się od trzeciego roku studiów. Myślę, że przez dwa lata zdążyłam dość gruntownie zgłębić tę twórczość. Od dawna interesowały mnie anioły. Wiele o nich czytałam. Trafiłam kiedyś na książkę: „Anioły w poezji ks. Twardowskiego”. Porwało mnie: „Napiszę pracę magisterską o figurach językowych poświęconych właśnie aniołom” – postanowiłam. Moja promotorka wyraziła zgodę. Temat wybraliśmy starannie – prac dotykających poezji ks. Twardowskiego powstało i powstaje sporo. Na szczęście o języku nikt jeszcze nie pisał.
Wasza wizyta następuje w czasie, gdy praca magisterska jest już prawie ukończona. Nie chodziło więc o zebranie naukowego materiału, analizę. Szło o coś więcej...
E.: Oczywiście. Dziś już wiadomo, że były to ostatnie dni, w których mogliśmy ks. Twardowskiego zobaczyć, spotkać się z nim, uścisnąć jego dłoń. Oto powody, dla których warto było śpieszyć do warszawskiego klasztoru Sióstr Wizytek. Czułam, że trzeba tam jechać. Poruszam się o kulach; podróż nie była dla mnie problemem ze względu na bariery architektoniczne, zmęczenie – ja się po prostu bałam! Bałam spotkania z człowiekiem tak szanowanym, ale i tak schorowanym, wiekowym, cierpiącym. Czy się „nie rozkleję”, nie speszę? Doszłam jednak do wniosku, że skoro kocham czyjąś twórczość, to w żadnym razie nie mogę się go bać. Postanowiłam: pojadę. Starania trwały blisko rok. Adam pośpieszył z pomocą – dałam radę.
Adam: Dzięki Bogu wszystko się nam udało. Pojechaliśmy dzień wcześniej, niż przypadał termin wizyty. Nie chcieliśmy, aby cokolwiek mogło nas zaskoczyć.
Wspomniałaś o staraniach. Rozumiem, że do księdza trzeba się było „zapowiedzieć”?
E.: – Ksiądz otoczony był troskliwą i ścisłą opieką. Nie od razu można było wejść za słynne zielone drzwi. „Pertraktacje” mogły trwać długo. Ostatecznie pomógł mi, pomógł nam... anioł! Dużo wcześniej, przed wyjazdem, napisałam list do ks. Twardowskiego. Przedstawiłam się, wyjaśniłam, że jestem studentką, piszę pracę. Dostałam odpowiedź – i to jaką! Spodziewałam się zwyczajowego autografu, a tutaj całych kilka linijek tekstu! I upominek – drewniana figurka anioła! Sekretarka ks. Jana zapytała mnie: „Czy pani wie, ilu studentów chce się dostać do księdza? Listy pisze cała rzesza...”. – „Ale ja wraz z odpowiedzą dostałam anioła!” – wypaliłam. – „O, to pani?!” – wyczułam jakby uznanie. Do teraz nie wiem, czym ujęłam ks. Twardowskiego...
Jak przebiegła Wasza wizyta? Dostąpiliście zaszczytu pobytu w domu, w okolicy wielokrotnie opisywanej w poezji, w rozmaitych reportażach...
E.: – To rzeczywiście bardzo „literackie” miejsce. Urokliwe – oaza spokoju w wielkim mieście. Wszystko bliskie i „znajome” – dzięki zdjęciom, ilustracjom, które znajdują się w tomikach. Wchodzimy. Pani pielęgniarka skierowała nas na górę. Zostaliśmy sami – tylko my i ksiądz. Rozpoczęliśmy rozmowę. Gospodarz był niezwykle serdeczny, komunikatywny. Opowiadał z pasją o przeszłości, wspominał, że osobiście poznał Piłsudskiego, Mościckiego i przyszłego Papieża; z „Lolkiem” – Karolem Wojtyłą – wspólnie studiował. „Miałem piękne życie” – stwierdził ksiądz w pewnym momencie.
A.: Powiedział nawet, że uważa się za „szczęściarza”. Zachwycał się pogodą, widokiem zza okna... Dużo się uśmiechał. Odnajdywał radość dosłownie we wszystkim. Zauważał i doceniał małe, proste rzeczy.
E.: – Pokój księdza wyglądał jak muzeum, galeria. Przeważały motywy ludowe. Piękne przedmioty, każdy ze swą wyjątkową historią...
A.: Na koniec rozmowy ksiądz pobłogosławił nas, czyniąc znak krzyża.
E.: Dokonałam wpisu w Księdze Gości: „Boże, dziękuję Ci za widzialny znak, Twej niewidzialnej obecności. Dziękuję za ks. Jana Twardowskiego”.