Jaki jest Egipt widziany oczami przedstawicieli organizacji pozarządowych? Czy przeciętny obywatel wierzy jeszcze w lepszą przyszłość swego kraju? Odpowiedzi na te pytania szukali dziennikarze z krajów UE, uczestniczący w seminariach zorganizowanych w Kairze, jednej ze stolic krajów ościennych wspólnoty, a należących do ENP, czyli Europejskiej Polityki Sąsiedztwa.
Rozmowa z przedstawicielami organizacji pozarządowych rozpoczęła się od skandalu. Pani psycholog z Centrum Terapii dla Osób Torturowanych opuściła spotkanie, kiedy dowiedziała się, że Komisja Europejska zaprosiła na nie jedynie członków zarejestrowanych, tolerowanych przez reżim organizacji. Podział na organizacje legalne i nielegalne wydał nam się zresztą niezbyt czytelny. Z jednej strony, rzeczone Centrum Terapii czy stowarzyszenie prawników pomagających osobom represjonowanym są zarejestrowane, czyli legalne, z drugiej, organizacja zajmująca się efektem cieplarnianym na świecie, której reprezentant w końcu też w spotkaniu uczestniczył, nie widnieje w rejestrze, a więc jest nielegalna. Chodzi zatem chyba o świadomy wybór statusu organizacyjnego przez niektórych działaczy, jako akt nieposłuszeństwa obywatelskiego. Niemniej decyzja Komisji również nam wydała się bulwersująca i z żalem przyjęliśmy nieobecność pani psycholog. Tortury w egipskich więzieniach, do których „cywilizowane” kraje często przekazują podejrzanych o terroryzm, są tajemnicą poliszynela i na pewno byłoby o czym rozmawiać.
Ale i tak tematów nie zabrakło. Tym bardziej że jednym z rozmówców był znany egipski obrońca w procesach politycznych. Wśród jego podopiecznych kilka dni wcześniej znalazł się student z Aleksandrii, blogger, na którego doniósł jego własny dziekan, oskarżając go o zamieszczanie antyreligijnych treści właśnie na blogu. Konstytucja egipska gwarantuje „wolność wyznania”, ale dopuszcza jedynie wybór między islamem, chrześcijaństwem i judaizmem. Nie uznaje istnienia ateistów czy wyznawców innych religii. Wszystkie przywoływane podczas spotkania przejawy łamania praw człowieka, jawnego bezprawia i nadużywania aparatu przymusu niczym nie różnią się w Egipcie od praktyk stosowanych w systemach totalitarnych różnych proweniencji. Dowiedzieliśmy się jednak, że system nie jest całkowicie podporządkowany reżimowi, a to za sprawą sporej liczby nieprzekupnych, niezawisłych i odważnych sędziów. Uniwersyteckie wydziały prawa mają dobrą renomę, a istnienie setek organizacji pozarządowych, nawet tych koncesjonowanych, też robi swoje.
W gabinecie dentystycznym Al-Aswaniego, autora bestsellera „Dom Yacoubiana
Dentysta autorem światowych bestsellerów
Tylko dla tego jednego spotkania warto byłoby jechać do Kairu. Alaa Al-Aswani przyjął nas w swoim gabinecie dentystycznym. Był to piątek, dzień który muzułmanie poświęcają na modlitwy i do dentysty nie chodzą. Szczelnie zapełniliśmy malutkie pomieszczenie, sadowiąc się na podłodze, parapecie, na fotelu dentystycznym wreszcie. Przez ponad dwie godziny z zapartym tchem słuchaliśmy, jak Egipt opisywany przez Al-Aswaniego ma się do tego realnego, który próbujemy poznać i zrozumieć.
W 2002 roku małe wydawnictwo kairskie zaryzykowało publikację jego powieści „Imarat Yacoubian”. Książka wywołała sensację, wkrótce przetłumaczono ją na kilkanaście języków, stała się światowym bestsellerem. Cztery lata później powstał na jej podstawie film, który kandydował do Oscara i Złotego Globu. Secesyjny apartamentowiec wybudowany w 1934 roku przez ormiańskiego milionera Hagopa Yacoubiana w dalszym ciągu można oglądać w centrum Kairu. W 1990 roku, kiedy toczy się akcja powieści, budynek lata swojej świetności sprzed rewolucji (częściej zwanej w Egipcie zamachem stanu) 1952 roku miał już dawno za sobą. Jedynie nieliczne apartamenty na niższych piętrach w dalszym ciągu zamieszkiwali przedstawiciele starych elit. Dawną śmietankę towarzyską stopniowo wypierali reżimowi funkcjonariusze, by w końcu, począwszy od strychu, ustępować miejsca kairskiej biedocie. Jest więc ten „Dom Yacoubiana” Al-Aswaniego obrazem egipskiego społeczeństwa, jego artystycznie niezwykle wyrazistą metaforą.
Obok podstarzałego playboya i jego konkubin z różnych sfer społecznych, spotkamy tutaj dziennikarza homoseksualistę i jego partnera, młodego fellacha odbywającego w Kairze służbę wojskową. Skorumpowany polityk załatwia za sowitą łapówkę mandat poselski bogatemu dealerowi zagranicznych samochodów. Sprytny krawiec męskich koszul usiłuje wywłaszczyć z mieszkania na poddaszu wielodzietną rodzinę, którą utrzymuje jedna z córek, prostytuując się z kolejnymi pracodawcami i sponsorami. Zdolny student, syn dozorcy, nie dostaje się, ze względu na pochodzenie, na akademię policyjną. Bez perspektyw i szans na ożenek z ukochaną dziewczyną, wiąże się z grupą fundamentalistów islamskich i kończy jako zamachowiec-samobójca.
Obraz Egiptu przedstawiony w „Domu Yacoubiana” jest niezwykle sugestywny, emanuje smutną beznadzieją, ale jednocześnie ciepłem i miłością. Miłością pisarza do swojego kraju. Bo Al Aswany, członek Kefayi, z naiwnością artysty wierzy w Egipt i Egipcjan, w ich lepszą przyszłość. Nie przejmuje się atakami propagandystów oskarżających go o szerzenie pornografii i sodomii. Reżim przeoczył właściwy moment i już nie jest w stanie zablokować słowa pisarza, jego prawdy o Egipcie. Wydawcy jego kolejnej powieści „Chicago” wróżą jej podobny sukces. A czytelnikom i wielbicielom Al-Aswaniego, jego kolegom po piórze, trudno będzie zakneblować usta, zabronić mówić i pisać. I w tym Egipcjanie tacy jak on widzą nadzieję.
Ahmed z Kairu
Ta znajomość nie była planowana. Ahmeda, 21-letniego studenta historii Bliskiego Wschodu, spotkaliśmy szukając późnym wieczorem starego koptyjskiego kościoła. Od tego dnia został naszym przyjacielem, nieocenionym przewodnikiem po Kairze, jakiego przeciętny turysta nie zobaczy. Pytany, czy naprawdę zna każdy zaułek swojego miasta, Ahmed tylko się uśmiechał. I jego wydawali się znać w mieście wszyscy. Nocni strażnicy miejsc, do których nas prowadził, pięknie opowiadając o ich historii, otwierali przed nami bramy, wpuszczali na wieże minaretów, oprowadzali po zakamarkach meczetów, świątyń i pałaców. Za kilka lat to wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej, UNESCO przyznało na renowację starego Egiptu znaczne środki – zapewniał, kiedy w ciemnościach potykaliśmy się o gruz i śmieci zalegające ulice i dziedzińce. Życzę ci, Ahmedzie, żeby i to marzenie się spełniło.