Wprowadzić młodych w świat piękna
Renata Krzyszkowska
Z Józefem Augustynem SJ, redaktorem naczelnym Życia Duchowego, rozmawia Renata Krzyszkowska
Z badań wynika, że w hierarchii wartości młodych ludzi rodzina jest na pierwszym miejscu, zaś religia i życie zgodne z jej normami, na jednym z ostatnich. Skąd ten rozdźwięk?
Żyjemy w dość schizofrenicznej cywilizacji. Młodzi intuicyjnie czują, co ma fundamentalne znaczenie...
Z Józefem Augustynem SJ, redaktorem naczelnym „Życia Duchowego”, rozmawia Renata Krzyszkowska
Z badań wynika, że w hierarchii wartości młodych ludzi rodzina jest na pierwszym miejscu, zaś religia i życie zgodne z jej normami, na jednym z ostatnich. Skąd ten rozdźwięk?
– Żyjemy w dość schizofrenicznej cywilizacji. Młodzi intuicyjnie czują, co ma fundamentalne znaczenie dla szczęścia człowieka, czyli właśnie rodzina, małżeństwo, dzieci. Z drugiej strony, kultura masowa, media dyskredytują wartości religijne, które są przecież fundamentem rodziny. Jesteśmy świadkami ścierania się ludzkich naturalnych pragnień ze sztucznym, medialnym modelem szczęścia.
Komu zależy na jego kreowaniu? Producentom pornografii, alkoholu, dealerom narkotyków?
– Wszyscy oni chcą zarabiać na naszej naiwności. Ale nie trzeba zrzucać odpowiedzialności za swoje życie na innych. To my decydujemy, my wybieramy życie lub śmierć, szczęście lub nieszczęście, wolność lub niewolę. Nasze niekonsekwencje są naszymi wyborami. Już Adam i Ewa kochali Boga, a jednak dali się skusić wężowi. Ryzyko wolności człowieka jest wysokie; jest nim złe jej wykorzystanie; człowiek działa wówczas wbrew temu, czego naprawdę pragnie i co decyduje o jego szczęściu. Ta niekonsekwencja jest destrukcyjna i prowadzi ku przepaści. Młodzi ludzie patrzą nierzadko na świat naiwnie. Wydaje im się, że wszystkiego w życiu można spróbować, nie ponosząc przy tym konsekwencji.
Czyli nic się od wieków nie zmieniło? A może dziś ta niekonsekwencja jest większa?
– Myślę, że człowiek wraz ze światem, który tworzył, był zawsze głęboko rozdarty. Dziś zło jest może bardziej nagłośnione. Człowiek przestał się maskować. Gdy czyta się dziewiętnastowieczne powieści typu: „Anna Karenina”, „Dzieje grzechu”, widzimy, jak wiele było społecznego udawania i zakłamania. Zadaję sobie czasami pytanie, czy tragiczne w swej konsekwencji nazizm i komunizm nie były właśnie owocem zakłamania społecznego, politycznego i religijnego. Dziś mamy mniej złudzeń i mniej się okłamujemy.
Czy nie jest jednak tak, że kiedyś ludzie woleli nie dostrzegać patologii, choć ją znali, nazywali po imieniu? Dziś się patologię stroi w piórka cnoty, np. aborcja to nie zbrodnia, tylko prawo kobiety do wolności.
– Zdaje mi się, że w przeszłości, ot, dziesiątki lat temu, człowiek kłamiąc, był jakoś świadomy niemoralności. Dziś ludzie nie udają, nie kryją się, ale sami zmieniają przykazania i tworzą sobie swoje własne. Dawniej kłamstwo miało charakter społeczny, dziś miewa ono charakter głębszy, bo religijny. Udaje się, że Boga nie ma lub że patrzy On na wszystko przez palce. Niektórzy młodzi „śmiało” deklarują, że są ateistami czy agnostykami. Wydaje im się, że nie potrzebują tego, co Bóg ma im do zaoferowania. Pamiętam szokującą wypowiedź nastolatka przeczytaną w Internecie: „Pan Bóg? Kto to jest? Może kolega pana Nowaka?” Szok! „Przebacz im, bo nie widzą, co piszę”. To bardzo niebezpieczna gra. Człowiek próbuje, jak daleko może się posunąć. Czysta dostojewszczyzna.
A pół świata przytakuje im i przekonuje, że mają rację.
– Ale rozmawiamy o cywilizacji zachodniej: euroatlantyckiej. To ona jest taka zepsuta. Świat jednak na niej się nie kończy. Na innych kontynentach nie ma takich cynicznych nastrojów antyreligijnych i antymoralnych. Myślę o Afryce, Ameryce Łacińskiej, Azji. Europejczycy ze swą antyreligijnością są autodestrukcyjni. Wzrost populacji muzułmańskiej na naszym kontynencie zmienia jednak stosunek Europejczyków do religii. Muzułmanie wyraźnie mówią: „Tylko bez żartów. Możecie kpić ze swojej religii, z naszej nie”.
Jak zatem dziś ożywić w młodzieży religijność?
– Przez codzienne życie rodzinne, dobrze prowadzone wspólnoty parafialne. Dziecko cynicznie traktuje tylko to, czego rodzice nie szanują. Religijność dzieci i młodzieży wymaga dialogu, miłości, przebaczenia, przykładu, wspólnej modlitwy, rozmów o Bogu, serdecznego upomnienia. Trzeba się dziećmi zajmować. Dorośli za dużo czasu poświęcają rzeczom, karierze, konsumpcji, światu wirtualnemu. Z dziećmi trzeba rozmawiać o ich uczuciach i pragnieniach. Dziecko potrafi targnąć się na własne życie, ponieważ jest gorzej ubrane od innych lub też czuje się prześladowane przez rówieśników. Takie sytuacje pokazują, że nasze dzieci są tragicznie samotne. Nie mają z kim podzielić się tym, co je dręczy. Jedne targają się na swoje życie, inne na cudze. W tym nienormalnym klimacie trzeba żyć normalnie; otwarcie mówić o Bogu, o odpowiedzialności przed Nim, o obowiązkach wobec bliźniego, o pokucie, życiu wiecznym. Jako księża wstydzimy się przypominać wezwania Chrystusa do wyrzeczenia, ascezy, ubóstwa. Może obawiamy się pytania: „A jak wy żyjecie?”.
Dzisiejszy świat proponuje wiele rozrywek i chyba dość trudno zafascynować młodych Bogiem, który przecież stawia wymagania?
– Przede wszystkim musimy pomóc im odnaleźć radość życia, tę głębszą i pełniejszą. Trzeba zafascynować ich światem ducha, religii, czystych relacji, światem sztuki. To nie przypadek, że dzisiejsza sztuka nie daje radości. Ona prowokuje, „drapie”, przekracza tabu, i nie wiadomo co jeszcze, ale nie fascynuje, nie zachwyca. Dostojewski powiedział, że świat będzie zbawiony przez piękno. Nie chodzi tylko o estetyczne doznania, ale także o wewnętrzne piękno człowieka, jego ducha i intelektu. Młodych trzeba wprowadzić w świat piękna, tajemnicy, powagi życia. Jest to świat Boga.
Ale wydaje się, że młodzi raczej fascynują się czymś innym. Coraz nowsze modele komórek, coraz szybsze komputery, samochody. By imponować dziewczynom, chłopcy katują się na siłowni, dziewczyny chcąc wyglądać jak z teledysków, stosują ostrą dietę.
– To medialny stereotyp. Nie wszyscy młodzi są tacy. Całe rzesze mają znacznie większe ideały. Ale o nich się nie mówi, oni są niemedialni. Zwykle wywodzą się z rodzin, w których pielęgnuje się jakieś wartości. W Polsce przecież wciąż wielu młodych decyduje się na kapłaństwo, zakon, poświęcenie dla innych. Trzeba uważać, by ogólnikowym lamentowaniem nad polską młodzieżą nie zatracić tego, co jest w niej dobre i piękne. Codzienność pokazuje, że istnieją młodzi ludzie pełni gniewu, przemocy, buntu, a nawet cyniczni, ale to margines, który wymaga od nas więcej miłości i pracy. Nie pomożemy młodym, wytykając im nieustannie ich grzechy. Krytykując ich jedynie, możemy ich stracić. Nie tylko gniew i bunt młodych są realne, ale także ich zmaganie o dobre, piękne i szczęśliwe życie.
Czy zna Ksiądz sposób, by przekonać tę mniejszość do lepszych ideałów?
– Najpierw trzeba zdobyć ich zaufanie.
Jak?
– Młodzi sprawdzają nas, a czasami nas prowokują; bywa, że za pomocą brutalnych metod. Potem patrzą, jaka jest nasza reakcja. Kiedy wpadamy w gniew, panikujemy, obrażamy się, dla nich jest to znak, że jesteśmy słabi, a nasza miłość do nich jest powierzchowna. Trzeba im pozwolić, by nas sprawdzili. Kiedy nie dajemy sobie rady z nimi i z sobą, trzeba o tym szczerze rozmawiać. Szczerą i pokorną rozmową z młodymi można wiele zdziałać. Oni więcej rozumieją, niż nam się wydaje. Im sami więcej cierpieli, tym szybciej nas zrozumieją. Ważne jest, by dać im świadectwo naszej otwartości na Boga oraz naszego wewnętrznego nawrócenia. To przecież w Bogu jest cała nasza nadzieja.