Błogosławiony Pier Giorgio Frassati, jeden z patronów ostatnich Światowych Dni Młodzieży, mawiał: „Młodość jest piękna”. I rzeczywiście, każdy, kto miał możliwość spotykania młodych w Krakowie, może potwierdzić, że było to święto pięknych, młodych ludzi, którzy przyjechali z różnych stron świata, by przeżyć spotkanie z papieżem Franciszkiem oraz dzielić się wiarą. Czy patrząc na ten rozmodlony tłum młodych, można zgodzić się z tezą o ich słabnącej religijności?
Z drugiej strony wielu rodziców, katechetów i duszpasterzy może podzielić się zupełnie odmiennymi spostrzeżeniami: młodzi na jakimś etapie swego dorastania odchodzą od Boga i Kościoła, porzucają dotychczasowe przekonania, rezygnują z religijnych praktyk, odsuwają się od wszystkiego, co kojarzy im się z religią. Ich bliscy przeżywają to bardzo, niekiedy nawet w kategoriach totalnych porażek wychowawczych, zarzucając sobie niewystarczające zaangażowanie, słabą wiedzę religijną czy nieumiejętność podtrzymania żywego kontaktu.
Duchowe zmagania
Okres dorastania cechują różne zmiany, które wpływają nie tylko na samopoczucie i samoświadomość, lecz także na liczne odniesienia, które powstają w młodości. Przed każdym wychowawcą pojawiają się pytania: Czego szukają młodzi? Za czym tęsknią? Co jest dla nich ważne? Wydaje się, że każdy, kto podaruje młodym radość, bezpieczeństwo, dobroć, wolność, miłość, zdobędzie ich serca. Jednak wartości te bywają różnie rozumiane, niekiedy bardzo subiektywnie, często mylone z wesołością, przyjemnością, chwilowym zaspokojeniem, niezależnością. Wiedzą o tym ludzie, którzy chcą – dla różnych celów – zdobyć młodych: zniechęcić lub przekonać ich do czegoś. Współcześnie wychowanie często zastępowane jest manipulacją. Oferowane „świecidełka” nie zawsze służą młodym. Bywa, że stają się dla nich niebezpieczną pułapką, z której nie można się wydostać. A ponieważ młodość przeżywa się tylko raz, więc zadane rany zostają na całe życie. Ale też odwrotnie: pozytywne doświadczenia przeżyte w dzieciństwie i młodości wracają na kolejnych etapach życia.
Mówienie o kryzysie wiary łączy się najczęściej z negatywnymi doświadczeniami. Nawet nosząc w sercu piękne spotkania podczas Światowych Dni Młodzieży, można zapytać: A gdzie byli inni młodzi? Co w tym czasie robili? Dlaczego nie odpowiedzieli na zaproszenie do Krakowa? Zestawiając liczby, trzeba przyznać, że zdecydowana część polskiej młodzieży nie wzięła udziału w tym ważnym wydarzeniu. Różne socjologiczne badania również zdają się potwierdzać tezę o słabnącej wierze i coraz mniejszym zaangażowaniu osób dorastających. Może nie są to aż tak zastraszające dane, jakie przed kilkunastu laty przewidywali niektórzy krytycy Kościoła, niemniej trzeba zauważyć, że wielu młodych mimo funkcjonującej w szkołach lekcji religii czy dość znaczącego wpływu pobożności ludowej, zwyczajów, tradycji i świąt religijnych oddala się od Boga i od Kościoła. Słabnie zresztą nie tylko ich praktykowanie religijności, ale także świadomość i znajomość podstawowych prawd religijno-moralnych. Nie znają ich, nie przeżywają, nie świętują.
W takim znaczeniu kryzys wiary ludzi młodych jest skutkiem szerszego kryzysu wychowania, kryzysu Kościoła, duszpasterstwa młodzieży, kapłaństwa, systemu wychowania religijnego, w tym kryzysu rodzinnej, parafialnej i szkolnej katechezy. Więcej, jest to kryzys człowieczeństwa i podstawowych wartości, pogłębiająca się erozja społeczeństwa. Z drugiej strony na każdy kryzys, także ten odnoszący się do wychowania i wiary, można spojrzeć inaczej.
Kryzys – szansa na wzrost
Kryzys (gr. κρίσις) jest słowem współcześnie bardzo często używanym; odnosi się do sytuacji wyborów, które nie były łatwe i wiązały się z wewnętrzną walką i czasową presją. Zaistnienie w danym momencie różnych zagrożeń dotychczasowego funkcjonowania jednostki lub grupy wymusza sięganie po nadzwyczajne środki, które przezwyciężyłyby niekorzystny stan. Kryzys jest więc pewnym punktem zwrotnym, swoistą prowokacją i zachętą do nowych przemyśleń, decyzji i działania. Choć wiąże się z odczuwaniem pewnego dyskomfortu, a nawet dotkliwego cierpienia, jest zmianą konieczną. Jest czymś normalnym i powszechnym, związanym z realistycznym postrzeganiem ludzkiego życia i jego uwarunkowań, wymagającym od osób, które go przeżywają, odnajdywania się w nowej rzeczywistości i podejmowania nowych zadań. Reakcje na doświadczane kryzysy mogą być bardzo zróżnicowane: od apatii i ucieczki przez krytycyzm, użalanie się i narzekanie po akceptację i podjęcie określonych wyzwań. Uogólniając, można stwierdzić, że kryzysy są swoistymi dowodami ludzkiego życia, które świadczą o tym, że jest ono czymś dynamicznym i mobilizującym do nieustannego rozwoju. Kryzys rozbija codzienną rutynę, przełamuje wegetację i zmusza do życia.
Wiara, będąc określoną postawą ludzkiego życia, jest również rzeczywistością niezwykle dynamiczną. Jest odniesieniem do kogoś („wierzę komuś – człowiekowi, Bogu”) lub czegoś („wierzę w coś”), które przechodzi różne etapy: pojawia się i zanika, rośnie albo maleje. Przeżywane doświadczenia sprawiają, że rzeczywistość wiary wciąż na nowo poddawana jest próbom, a więc popada w różnego rodzaju kryzysy. Kryzys jest także w tym wypadku konkretnym zaproszeniem do zmian, do porzucenia dotychczasowego status quo i dokonania swoistego „skoku w nieznane”. Inna jest wiara kilkuletniego dziecka, inna nastolatka, inna człowieka dorosłego. Na każdym etapie wiara może osiągnąć swój optymalny poziom, lecz zmieniające się uwarunkowania lub pojawiające się nowe doświadczenia będą powodowały kolejne zmiany. Kryzysy w znaczeniu konfrontacji własnych przekonań z życiem, a także konieczności nieustannego wybierania (słynne powiedzenie św. Augustyna: „raz wybrawszy, ciągle wybierać muszę”) są charakterystycznym elementem ludzkiego rozwoju, także dojrzewania w wierze.
Jak uczyć (się) wolności
Kryzysy rozwojowe bardzo często powiązane są z określonymi wyborami. Dorastający człowiek stawiany jest w sytuacji, kiedy musi wybrać. Jest to moment swoistego dyskomfortu, wysiłku, na który trzeba się zdobyć. Wielu wychowawców potwierdzi, że współcześnie młodzi uciekają od wyborów, nie chcą podejmować wiążących decyzji, boją się wysiłku i konsekwencji. Z jednej strony młodzi odkrywają swoje coraz większe możliwości i chlubią się swą wolnością, z drugiej mniej czy bardziej świadomie dostrzegają ciężar tej wolności.
Teologia podpowiada, że jednym z ważnym darów, w jaki zostaliśmy uposażeni przez Boga, jest dar wolności. Tej wolności Bóg nie zabiera nawet wówczas, kiedy człowiek odwraca się od Niego, kiedy wolność wykorzystuje przeciw Bogu, sobie i innym. Cała historia zbawienia, którą przekazuje nam Biblia, jest swoistym procesem wychowywania do korzystania z daru wolności. Podobnie jak w przypadku rozwijających się dzieci – rodzice stwarzają coraz większą przestrzeń wolności: początkowo wszystko jest kontrolowane, z czasem pozostawia się więcej miejsca na własne wybory („w co chcesz się ubrać?, co chcesz jeść?”), by wreszcie „otworzyć szeroko dłoń i wypuścić w świat”, tracąc jednocześnie możliwość nie tylko sprawdzania, ale nawet sugerowania, co należałoby wybrać, a czego unikać. Ten proces „uczenia (się) wolności” jest trudny i bardzo indywidualny. Nie da się wskazać ogólnie, np. „w takim wieku dziecko powinno zrobić to i to”. Bardzo ważne są momenty, kiedy nawet kilkuletnie dziecko, a tym bardziej nastolatek doświadczy konsekwencji swoich wyborów i w ten sposób nauczy się oceniać, co dobre, a co złe, co przynosi radość, a co smutek, co było egoistyczne, a co uszczęśliwiło innych. Przykładowo, dziecięce „próbowanie sił”, taki „religijny foch”: „Ja dziś nie chcę iść do kościoła!” – jeśli spotka się z ostrą reprymendą i wymuszeniem uczestnictwa we Mszy św., może mieć bardzo negatywne reperkusje. Dziecko zapamięta przymus i kiedy już będzie mogło, zrzuci go z siebie, uczyni to jak najszybciej. Jeśli jednak usłyszy: „To jest Twoja decyzja. My pójdziemy na Mszę św., bo jest dla nas skarbem i ozdobą niedzieli, bo chcemy posłuchać Jezusa i przyjąć Go w Komunii”, jeśli dziecko zauważy, że najbliżsi cenią Mszę, mówią o niej, cieszą się nią, jeśli doświadczenie Mszy będzie łączone z pozytywnymi doświadczeniami miłości rodziców i wspólnoty rodzinnej, wówczas jest duża szansa, że stając przed wyborem: „iść czy nie iść”, dziecko pójdzie z własnej woli. Jest szansa, bo proces wychowania, także religijnego, nigdy nie jest pewny, musi liczyć się z wolnością, nierzadko ograniczoną przez ludzkie słabości.
W jednej z najpiękniejszych opowieści pedagogicznych, którą wciąż na nowo z podziwem odkrywam, Bóg – Miłosierny Ojciec uczy swych synów miłości, wiary i przebaczenia (por. Łk 15). Proces wzrastania młodszego, „marnotrawnego” syna jest związany z doświadczeniem kryzysu wiary („Czy Ojciec naprawdę chce mego dobra?”). Młodszy syn, korzystając z podarowanej mu wolności, podjął decyzję odejścia od Ojca, doświadczył konsekwencji, po czym nastąpił kolejny wybór: „wrócę do domu”. Radość Ojca, jego wielkoduszność i szczodrość są swoistą nagrodą za owoce rozwoju dziecka. Z kolei starszy syn, który również przeżywał kryzys wiary („Czy naprawdę mnie kocha?”), choć fizycznie był blisko Ojca, to duchowo bardzo oddalił się od niego. Bunt wewnętrzny zamknął się w skrywanych pretensjach i żalach. Serce starszego syna miotało się między wolnością a niewypowiedzianymi pragnieniami. Bóg – dobry Rodzic uczy nas mądrego korzystania z wolności. Często jest tak, że dobroci i miłości najbliższych nie dostrzegamy, jeśli jesteśmy zbyt blisko, jeśli jesteśmy kurczowo ściskani i nie potrafimy, nie chcemy spojrzeć na najbliższych z pewnego dystansu. Antoine de Saint-Exupery pisał: „Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było”. Tak jest z miłością, tak też jest z wiarą.
Wiara – odnaleziony skarb
By naprawdę wierzyć, trzeba przechodzić przez różnego rodzaju kryzysy. Wiara w Boga jest dynamicznym procesem ciągłego nawracania się ku Niemu, odkrywania, że jest On obecny w naszym życiu, że zależy Mu na nas. Kryzys wiary ludzi młodych bywa koniecznym momentem ich odróżnienia i oddzielania się od rodziców i wychowawców („oni wierzą”) oraz uczenia się wiary osobistej („ja wierzę”). Przez doświadczenie kryzysu wiara staje się wartością – skarbem, o który warto w życiu się zatroszczyć. Bóg w różnych momentach życia, także tych krytycznych, pozwala się poznać i doświadczyć.
Chciałbym na koniec przytoczyć pewną historię „wyłowioną z sieci”. Anegdotycznie przedstawia sytuację religijnego kryzysu wielu młodych i czasem warto przytoczyć ją „religijnym buntownikom”, zwłaszcza tym, którzy narzekają na szkolne lekcje religii. „Otóż kiedyś do pewnego rabina przyszedł młody żyd i powiedział: <<Rabbi, ja jestem ateista>>”. „No dobrze – rzekł nauczyciel – a Torę ty przeczytałeś”. „A po co mnie czytać Torę, jak ja jestem ateista?” „A o Mojżeszu, prorokach i Dawidzie, ty coś wiesz?” „Nie, rabbi, przecież ja jestem ateista” „A przykazania ty znasz?” „Oj, rabbi, nie znam tego wszystkiego, bo ja jestem ateista” „To jak ty nie czytałeś Tory, jak ty nic nie wiesz o Mojżeszu, prorokach i Dawidzie, jak ty nie znasz tego wszystkiego, to ty jesteś zwyczajny nieuk, a nie ateista!” Kryzys wiary może być zaproszeniem do pogłębienia religijnej wiedzy, a także do odnowy moralnej: porzucenia grzechu i powrotu do miłosiernego Ojca.
Ramka ks. prof. Chałupniak?