Logo Przewdonik Katolicki

Dla dzieci przestałam brać

Renata Krzyszkowska
Ilustracja Tomasz Majewski.

Nowo opracowane leki umożliwiają już dość długie życie z wirusem HIV. Być może dlatego przestał on być postrzegany jako śmiertelne zagrożenie. Tymczasem zaledwie 30–40 proc. seropozytywnych osób wie o swoim zakażeniu, a i one dowiedziały się o tym najczęściej przypadkiem. Oto historia Beaty.

 
 „Pani Beato mam dla pani dwie informacje, jedną dobrą drugą złą. Którą najpierw chce pani usłyszeć?” – słowa lekarza w szpitalu nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Złych informacji w moim życiu nie brakowało, byłam do nich przyzwyczajona, dlatego poprosiłam by zaczął właśnie od takiej. „Smutna wiadomość, to że jest pani zakażona wirusem HIV, a wesoła, że jest pani w szesnastym tygodniu ciąży”. Zakręciło mi się w głowie. Przez dziewięć lat byłam narkomanką, do szpitala trafiłam po tym, jak po przedawkowaniu heroiny dostałam zapaści. Lekarzowi powiedziałam o uzależnieniu, rozsądnie pomyślał więc o zrobieniu testów. Podejrzanie dużo wymiotowałam, postanowił też zrobić mi test ciążowy. Jeszcze przed otrzymaniem wyników zadzwoniłam do swego chłopaka Andrzeja, by przyniósł mi do szpitala działkę heroiny. Leżałam już kolejny dzień i czułam, że dłużej bez niej nie wytrzymam. Gdy przyjechał, już na korytarzu powiedziałam mu o tym, co w międzyczasie zaszło. Ścięło go z nóg. Usiedliśmy na podłodze pod ścianą i nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Andrzej był wystraszony nie mniej niż ja, ale ucieszył się, że będzie ojcem. Nie mógł mi pomóc, bo za dwa dni miał się stawić w zakładzie karnym, aby odbyć wyrok za rozbój i pobicie. W duchu zawsze bardzo chciałam być matką, dać dziecku wszystko to, czego mi w życiu zabrakło. Choć głód narkotykowy był nie do zniesienia, adrenalina i silne emocje pomogły mi podjąć decyzję, że od teraz muszę chronić dziecko. Przywiezionej działki już nie wzięłam. Pomyślałam, że teraz albo nigdy.
 
Strach mnie nie opuszczał
Wcześniej tyle razy zawiodłam rodzinę, że już mnie przekreśliła, nie wierzyli w to, że kiedyś przestanę brać. Mimo to postanowiłam zadzwonić do brata, który pracował za granicą. Powiedziałam o ciąży. Rzucił wszystko i przyjechał. Zabrał mnie ze szpitala i zawiózł do mamy. To, że mnie przyjęła, uratowało mi życie. Przez pierwsze miesiące było strasznie. Nie przeszłam żadnego detoksu. Koszmar nagłego odstawienia narkotyków to jedno, a drugie to obawa o dziecko. Na szczęście trafiłam na dobrego lekarza, który wyjaśnił mi wszystko i uspokoił, że dzięki odpowiednim lekom, urodzeniu przez cesarskie cięcie i niekarmienie piersią dziecko będzie całkiem zdrowe. Mimo tych zapewnień do ostatnich dni ciąży strach mnie nie opuszczał. Na szczęście wszystko, to o czym zapewniał mnie lekarz, się sprawdziło. Urodziłam zdrową córeczkę. Andrzej pierwszy raz zobaczył ją, gdy miała siedemnaście miesięcy. Wyszedł na przepustkę i znowu musiał wrócić do więzienia. Gdy wrócił z niego, zaszłam w drugą ciążę. Wtedy już cały czas brałam leki antywirusowe, byłam spokojna, bo wiedziałam, że dziecku nic nie grozi. Nawet uważałam się za szczęściarę. Słyszałam o kobietach, które nigdy nie brały narkotyków, miały wzorowych mężów, udane życie, uważały że nie muszą się badać na obecność we krwi wirusa HIV, a jednak były zakażone i w czasie porodu zakażały swoje dzieci. Moje drugie dziecko, chłopiec, też urodził się zdrowy. Niestety, Andrzej wrócił do brania narkotyków. Rozstaliśmy się. Kilka razy próbował zerwać z nałogiem, ale bez skutku. Teraz znowu jest w ośrodku odwykowym. Mam nadzieję że mu się uda, ale muszę myśleć przede wszystkim o dzieciach. Dla nich żyję i od piętnastu lat jestem „czysta”. Przeszłość jednak dała o sobie znać. Krótko po śmierci mamy jednego dnia dostałam zawału, udaru i zapadłam na pół roku w śpiączkę. Dzieci były małe. Pieczę zastępczą na ten czas przejęła moja siostra. Żeby nie rodzina, nie wiem, co by się z nami stało.
 
Zasypiałam w chlewiku
Dlaczego w ogóle zaczęłam brać narkotyki? Nikogo o to nie obwiniam, jedynie siebie, ale nie miałam w życiu lekko. Rodzice rozwiedli się, gdy miałam sześć lat. Mama została sama z dwojgiem dzieci: ze mną i malutką siostrą. Potem poznała innego mężczyznę i urodził się mój brat. Mieszkaliśmy na wsi, byliśmy biedni. Mama nie miała wykształcenia, więc prace, które otrzymywała, były źle płatne. By na wszystko wystarczyło, pracowała nawet w trzech miejscach naraz. Nigdy nie było jej w domu. Mamy partner nie był zaradny. Od wczesnych lat szkolnych cały dom był na moich barkach. To ja zajmowałam się rodzeństwem, gotowałam, sprzątałam, prałam. W domu nie było bieżącej wody. Codziennie, także zimą, musiałam o świcie iść po nią do hydrantu. Potem paliłam w piecu, robiłam śniadanie i wyprawiałam rodzeństwo do przedszkola czy szkoły. Po lekcjach gotowałam dla wszystkich obiad. Byłam tak zmęczona, że jak szłam do chlewika, by nakarmić świnie, to w tym chlewiku nieraz zasypiałam. Partner mamy w tym czasie nic nie robił, zapamiętałam go wiecznie czytającego gazetę. Uważał, że taki podział obowiązków jest normalny. Choć nas nie bił, obie z siostrą byłyśmy przez niego traktowane jak obce. Za to swojego syna, mego przyrodniego brata, traktował jak księcia. Niczego nie musiał robić, zawsze dostawał najlepsze zabawki i ubrania. W wieku 17 lat wyprowadziłam się z domu. Zaczęłam pracować jako kelnerka. Nie było mi łatwo samej się utrzymać. Pierwszy raz heroinę dostałam od kolegi narkomana, któremu pożyczyłam jakieś pieniądze. Pamiętam, że w strzykawce był jej tylko centymetr i kosztowała 4 zł. Po wstrzyknięciu niemal od razu poczułam, jakby problemy zniknęły, wszystko stało mi się obojętne, takie dalekie i nieważne. Po około dziesięciu dniach codziennego brania poczułam się, jakbym zachorowała na grypę. Bolały mnie wszystkie mięśnie, miałam dreszcze, czułam się tak rozbita, że przeszkadzały mi nawet włosy. Dowiedziałam się, że to narkotykowy głód. Jeden centymetr heroiny przestał mi wystarczać. By znów poczuć ulgę, musiałam już brać piętnaście centymetrów narkotyku dziennie.
 
Zmieniłam się i wybaczyłam
Gdy mama dowiedziała się, że biorę narkotyki, nie zareagowała. Może gdyby zaraz na początku stanowczo zażądała, że mam iść na leczenie, zawiozła do ośrodka, byłoby inaczej, ale nie wiedziała, jak można mi pomóc. Mamy partner całkowicie mnie odtrącił, do tego zaczął nękać psychicznie, wyzywać od najgorszych, poniżać. Przez dziewięć następnych lat nigdy nie próbowałam skończyć z nałogiem. Pieniądze za pracę kelnerki nie wystarczały na narkotyki, zaczęły się więc kradzieże. W pewnym okresie tylko z tego żyłam. Zaczęłam wyjeżdżać za granicę, skąd przywoziłam skradzione markowe ciuchy, buty, perfumy. Sprzedawałam je i miałam na cały miesiąc lub dwa ćpania. Potem znów wyjeżdżałam. Miałam sporo szczęścia, bo tylko raz zostałam złapana i trafiłam do więzienia. Potem sama zaczęłam robić „kompot” ze słomy makowej. Gdy poznałam Andrzeja, razem wyjeżdżaliśmy na wieś do znajomych gospodarzy, którzy nielegalnie uprawiali mak.
Tak żyliśmy z dnia na dzień aż do momentu, gdy zaszłam w ciążę i dowiedziałam się o wirusie. Dziś staram się już nie myśleć o przeszłości. Bardzo pomaga mi wiara w Boga. Nie ma niedzieli bez Mszy św. Syn jest ministrantem. Zmieniłam się, wybaczyłam partnerowi mamy. Zmienił się też jego stosunek do mnie. Jest dobrym dziadkiem dla mych dzieci. Żyję z renty i zasiłku socjalnego, pracuję dorywczo. Jestem też często proszona, by opowiadać studentom medycyny o swojej historii. Nie odmawiam. Zaocznie kończę liceum. Po maturze chcę studiować. Może kiedyś zostanę terapeutą uzależnień i będę pomagać innym? To moje marzenie. Wirus nie jest w tym żadną przeszkodą. Wierzę, że się spełni, bo mam oparcie w bliskich, których kocham i przez których jestem kochana. Teraz dzieci są moim „narkotykiem”, dla nich zrobię wszystko.
  
Imiona bohaterów zostały zmienione.


Od stycznia do końca roku działa infolinia dla osób zakażonych wirusem HIV i ich bliskich. Dzwoniąc pod numer 800 14 14 23, można uzyskać informacje na temat przebiegu i terapii oraz profilaktyki zakażeń HIV. Infolinia jest czynna w poniedziałki i środy od godz. 16.00 do 19.00 oraz w piątki od 16.00 do 20.00 (z wyłączeniem dni świątecznych). Dzwoniący płaci tylko za pierwszy impuls. Po nim połączenie jest bezpłatne.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki