Mój komentarz tygodnia muszę zacząć od pewnej osobliwości, która wiele mówi o naszych zachodnich sąsiadach. Watykan w miniony weekend przypominał oblężoną twierdzę, a dokładniej Jerycho. Jeszcze z okazji papieskich urodzin zjechało w sobotę do Rzymu ponad tysiąc trębaczy z niemieckich i austriackich orkiestr dętych. Na przylegających do watykańskich murów ulicach tworzyli długi, ponadkilometrowy korowód. Jeśli komuś się wydaje, że my, Polacy, przesadzaliśmy z nazbyt wylewnym okazywaniem naszego przywiązania do Jana Pawła II, powinien zobaczyć, jak dziś zachowują się Niemcy.
Kościół we Francji natomiast, jak co roku, w miniony weekend opanowało duchowe wrzenie. Z jednej strony liczne w tym kraju nowe ruchy i wspólnoty gromadziły się na modlitewnych czuwaniach w wigilię Zesłania Ducha Świętego. Z drugiej strony, nie mniej gorliwi i uduchowieni katoliccy tradycjonaliści ściągali z całego kraju na swą doroczną, tym razem już 25., pieszą pielgrzymkę z Paryża do Chartres. Jedni i drudzy stanowią dziś najbardziej dynamiczne nurty francuskiego katolicyzmu (do niedawna istniały jeszcze inne, ale dziś zamyka się już po nich kościoły, seminaria i domy zakonne). Jedni i drudzy są przyszłością francuskiego Kościoła, choćby dlatego, że to właśnie z tych środowisk wywodzą się zazwyczaj powołania kapłańskie (na przykład dziś we Francji 25 proc. seminarzystów przygotowuje się do odprawiania Mszy św. wyłącznie w rycie trydenckim). Problem jednak w tym, że choć jedni i drudzy obficie czerpią z tego samego Ducha, nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego. Jakby nie potrafili się pogodzić z katolickością Kościoła, jego faktyczną różnorodnością.
To, co teraz dzieje się we Francji nie jest, jak sądzę, jedynie pewnym problemem Kościoła lokalnego, lecz swoistym laboratorium, w którym rozstrzyga się, jak ma w przyszłości wyglądać Kościół. Przed Francuzami stoi niełatwe zadanie: pogodzić w jednym Kościele zarówno to ponowne odkrywanie Tradycji, którego w ostatnich latach jesteśmy świadkami, jak i autentyczną odnowę, zainspirowaną przez Sobór, a która w rzeczywistości ruchów przejawia się nie w radykalnych roszczeniach i poglądach, lecz w radykalizmie życia według Ewangelii.