Lubię rozmawiać z moją mamą, bo to naprawdę mądra kobieta. Ostatnio stwierdziła, że chyba odpuści sobie oglądanie programów informacyjnych i publicystycznych, a przerzuci się na kulinarne. Może będzie się mniej denerwować? Nie chodzi o irytację, chociaż i ta byłaby jak najbardziej uzasadniona. Chodzi o lęk przed jutrem. Bo dzisiaj siedzimy w wygodnym fotelu z pilotem w ręku i przeskakujemy z kanału na kanał, ale co będzie jeśli – odpukać! – za kilka dni nagle ktoś z nas wyląduje w szpitalu?
Zadowolone, opalone twarze polityków uderzająco kontrastują z wystraszonymi twarzami pacjentów ze szpitalnych łóżek czy zatłoczonych przychodni. Ciągnące się miesiącami oczekiwanie na badania, operację, na kolejną wizytę u lekarza, maksymalna dawka niepewności zamiast dawki zrefundowanego leku to chleb powszedni schorowanego przeciętnego Polaka. Sprawujący władzę smaku tego chleba nigdy nie poczuli lub już nie pamiętają. – Ja nie znam takiego rządu na świecie, nie tylko w Polsce, który by z pewnych przywilejów (!) nie korzystał – przyznał z właściwą sobie prostotą premier Lepper.
Dobra kondycja polskich polityków ma się odwrotnie proporcjonalnie do kondycji polskiej służby zdrowia. Tylko wielka szkoda, że los tysięcy ludzi jest uzależniony od tej drugiej. Wobec autentycznych dramatów, totalnej bezradności, jakiej doświadczają pacjenci skazani na łaskę, a raczej niełaskę kasy chorych, wszelkie popisy politycznej erudycji, wdzięczne autoprezentacje, płomienne przemówienia na temat konieczności zmian (też mi odkrycie!) czy obietnice jakby-do-spełnienia brzmią szczególnie nieprzyzwoicie. Kiedy słyszę takie rzeczy, od razu nasuwa mi się Tomaszowe „jeśli nie włożę ręki w bok, nie uwierzę”.
Prawdopodobnie we wrześniu w Sejmie pojawi się nowa Kobieta. Nie będzie miała prawa czynnego głosu. Jednak mam cichą nadzieję, że sprawdzi się teoria o. Joachima Badeniego OP i – jak na kobietę przystało – będzie skutecznie działać przez wpływ. W kaplicy na Wiejskiej zawiśnie kopia obrazu Matki Bożej Trybunalskiej, którą 26 maja polscy parlamentarzyści oficjalnie przyjęli za swoją patronkę. Maryja to mistrzyni w dostrzeganiu konkretnego człowieka. Może nauczy tego naszych polityków? Bo przecież to nie system wije się z bólu, ale człowiek.