Z księdzem Tadeuszem Pikusem, biskupem pomocniczym archidiecezji warszawskiej, rozmawia Michał Bondyra
Zakończoną niedawno pielgrzymkę Benedykta XVI do Turcji możemy rozpatrywać w dwóch aspektach: dialogu międzyreligijnego z islamem oraz dialogu ekumenicznego z prawosławiem. Skupiając się na pierwszym z nich, proszę powiedzieć, czy doszło do zbliżenia wyznawców Allaha z chrześcijanami?
– Wizycie Benedykta XVI w Turcji towarzyszyło wiele obaw. Były one związane z uczuciami niechęci, a nawet wrogości świata muzułmańskiego, spowodowanych częściowo swoistą interpretacją wykładu Papieża w Ratyzbonie, a wcześniej jeszcze karykaturami Mahometa opublikowanymi w europejskiej prasie. Dodatkowo pielgrzymka zbiegła się w czasie ze szczytem państw członkowskich NATO, na którym padały słowa o terroryzmie jako o zbliżonym do faszyzmu i komunizmu nieszczęściu ludzkości. Mimo tych obaw w trakcie pielgrzymki dało się zauważyć nie tylko zminimalizowanie uprzedzeń ze strony wyznawców islamu, ale i zawiązującą się obustronnie nić sympatii i wzajemnego szacunku. Słowa i gesty Ojca Świętego wpłynęły na zmianę klimatu, wskazywały bowiem wyraźnie, że jest on pielgrzymem pokoju. Rodzi to nadzieję, że ta trudna pielgrzymka zaowocuje obustronnym przekonaniem, że tak naprawdę nie ma alternatywy dla prawdziwego dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego.
A co udało się Ojcu Świętemu zdziałać w przypadku dialogu z prawosławiem?
– Trzeba pamiętać, że prowadzony od 1979 r. dialog katolicko-prawosławny w 2000 r. został zawieszony. Dopiero we wrześniu tego roku odbyło się, po długiej przerwie, prawosławno-katolickie spotkanie w Belgradzie. W trakcie pielgrzymki Papież Benedykt XVI i patriarcha Bartłomiej I podpisali wspólną deklarację, która wyraża wolę kontynuowania prac ekumenicznych z wykorzystaniem maksimum możliwości.
Czy światu grozi realna, krwawa konfrontacja chrześcijaństwa z islamem, czy raczej religie wykorzystywane są przez niektóre siły polityczne na świecie do wzniecania globalnych konfliktów?
– Spoglądając na chrześcijaństwo przez pryzmat Jezusa Chrystusa i Jego misji, nie znajdujemy w nim przesłanek do stosowania przemocy i walki wobec jakiejkolwiek innej religii. Głoszona przez Chrystusa ekspansja panowania Boga powinna odbywać się nie na drodze gwałtownych podbojów zewnętrznych, lecz przez należyte uświadamianie, które ostatecznie prowadzi człowieka do decyzji wewnętrznej i zupełnie dobrowolnej. Stosując zatem przemoc religijną w chrześcijaństwie i próbując usprawiedliwić ją nauką lub postawą Chrystusa, byłoby jego zaprzeczeniem. Z mego rozeznania wynika, że w islamie stosunek do stosowania przemocy w religii jest wciąż dyskutowany. Zawarte w nauce Koranu pojęcie dżihad (ğihād – starać się, walczyć, dążyć do czegoś) występuje w literaturze islamskiej często z uzupełnieniem: „dla sprawy Boga”, ale częściej bez niego i niemal zawsze w tłumaczeniu „walki przeciw niewierzącym”. Według mnie, najlepszym potwierdzeniem tego, że pojęcia dżihad nie należy rozumieć jako stosowanie przemocy wobec „wiernych i niewiernych” byłoby przykładne jej zaprzestanie, oficjalne uznanie wolności religijnej i zdecydowane reakcje wyznawców islamu wobec ewentualnych nadużyć. Te ostatnie związane z przemocą i zniewoleniem religijnym mogą występować zarówno u chrześcijan, jak i u niechrześcijan, ale działanie to powinno być właściwie ocenione przez wyznawców obu religii. W nawiązaniu do kwestii wykorzystania religii przez siły polityczne, należy stwierdzić, że niestety istnieje taka możliwość. Nie wiem, czy dojdzie do krwawej konfrontacji chrześcijaństwa z islamem, jestem jednak przekonany, że jeśli tak się stanie, to będzie to sprzeczne z wolą Boga.