Bronię szkoły
Barbara Buk
Dzisiejszy świat jest przekonany, że potrzebuje nie nauczycieli, ale niewolników szkoły i tych, którzy bezpiecznie każde dziecko podprowadzą pod próg samodzielności i to za marne wynagrodzenie.
Starożytny termin grecki paidagogos oznaczał niewolnika, który towarzyszył dziecku w szkole lub człowieka, który zawodowo zajmował się prowadzeniem berbecia do szkoły, by nic złego go nie...
Dzisiejszy świat jest przekonany, że potrzebuje nie nauczycieli, ale niewolników szkoły i tych, którzy bezpiecznie każde dziecko podprowadzą pod próg samodzielności i to za marne wynagrodzenie.
Starożytny termin grecki paidagogos oznaczał niewolnika, który towarzyszył dziecku w szkole lub człowieka, który zawodowo zajmował się prowadzeniem berbecia do szkoły, by nic złego go nie spotkało i bezpiecznie mógł wrócić do domu. I choć czasy starożytne stanowią pewne odniesienie, do którego trzeba się nieustannie odwoływać, by nie ulec tendencjom przeczącym uniwersaliom, to obraz starożytnego pedagoga powraca dziś w formie prawie niezmienionej.
Dzisiejszy świat nieustannie coś neguje: deprecjonuje wartości dla uczynienia z nich półprawd i miraży, autorytety moralne zastępowane są pseudoartystami wielkiej sceny, a Bóg został zepchnięty i wyrzucony, bo stał się dla wielu niewygodny i staroświecki w swych przekonaniach. I w tym wszystkim jest nauczyciel: człowiek szkoły, człowiek dla dzieci i z dziećmi, człowiek z Kartą Nauczyciela pod pachą, ale w rzeczywistości nieustannie pozbawiany praw przez rodziców swoich uczniów i przez nich samych, w imię braku kompetencji i odpowiedniego przygotowania. Stąd jawi się pytanie: nauczycielu, kim jesteś?
Nauczycielskie Westerplatte
Nauczyciel to człowiek walki. Najpierw walczy o siebie: o swoje wykształcenie, nienaganną postawę, by sumiennie wypełniać to, co zostało mu powierzone, o czyste i piękne serce, o mądrość, bystre oczy, o światły umysł, wreszcie o swoje prawa, bo te wciąż stanowią punkt zapalny w pracy każdego pedagoga. Rodzice i ich uczniowie stają na straży własnych praw, na pole których nauczyciel wejść nie może i nie powinien. Sytuacja natomiast zmienia się radykalnie, gdy chodzi o prawa nauczyciela, który w mniemaniu ogółu ma raczej więcej obowiązków niż praw. W kwestii wychowawczej to nie nauczyciel ma rację, ale rodzic, bo rodzic zna swoje dziecko najlepiej; to nie uczeń jest winien bójki na przerwie, ale nauczyciel pełniący dyżur; to nie wina dziecka, że dostało złą ocenę, ale zbyt wygórowana punktacja, jaką nauczyciel zastosował przy ocenianiu testu; to nie wina dzieci, że hałasują na lekcji, ale nauczyciela, który nie może zapanować nad klasą...
Tych przykładów łamania praw przez rodziców i uczniów można by mnożyć bez liku. Wtedy praca nauczyciela jest na wzór mickiewiczowskiego Konrada, który cierpi za miliony. Ale nauczyciel jest człowiekiem walki. Nieustannej walki na swoim Westerplatte, o którym wymownie mówił Jan Paweł II 12 czerwca 1987 r. w Gdańsku: „Każdy z was (...) znajduje też w życiu jakieś swoje «Westerplatte». Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można «zdezerterować»”.
Nauczycielowi nie wypada zdezerterować. On nie może zaprzeć się swojej misji, do której został powołany. Musi walczyć, bo został mu zadany człowiek.
Prawda i miłość
Nauczyciel ma dwa podstawowe zadania, z których nieustannie musi być rozliczany. Musi być przywiązany do prawdy i musi kochać. Ma prowadzić do prawdy, ma stać się filozofem, tym, który umiłował mądrość i prawdę, nawet za cenę ośmieszenia i znieważenia, oplucia tego, w co wierzy i co uważa za słuszne. W historii szkolnictwa największą zakałą w tej kwestii były lojalki, swoiste umowy o prawdę. Dziś to nie prawdy stanowione, ale prawda obiektywna jest przedmiotem nauczania. I nigdy nie może być inaczej. Musi być przecież „jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba «utrzymać» i «obronić», tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić – dla siebie i dla innych” (Jan Paweł II).
Po drugie, ale i tak zawsze pierwsze, pozostaje pytanie o miłość. Czy miłujesz? Bez względu na trud i mozół pracy wychowawczej i pedagogicznej, czy miłujesz tych, do których cię posłano, czy miłujesz pretensjonalnych i roszczeniowych rodziców swoich uczniów, dyrektora, koleżankę, z którą siedzisz przy jednym stole w pokoju nauczycielskim... Czy miłujesz?
Świadectwo
W szkole, w której pracuję, przekazuję prawdę. Bronię swojego Westerplatte. Nie stawiam dużo pytań jeśli chodzi o miłość: po prostu staram się kochać. I wiem, że zadany został mi człowiek w całej swojej złożoności i wielowymiarowości.
Czy to wystarczy, aby zasłużyć na miano dobrego nauczyciela?