Logo Przewdonik Katolicki

Ksiądz odpowiada

ks. Tomasz
Fot.

Jestem zaniepokojona malejącą liczbą wiernych uczestniczących regularnie we Mszy Świętej. Ten niepokój wynika nie tylko ze statystyk, ale również z podejścia wielu młodych i starszych ludzi do wiary, nastawienia na konsumpcję i życia jakby Boga nie było (...). Dawniej było inaczej, jeszcze za minionych czasów kościół był wypchany po brzegi, a dzisiaj? Maria Na tę sytuację...

Jestem zaniepokojona malejącą liczbą wiernych uczestniczących regularnie we Mszy Świętej. Ten niepokój wynika nie tylko ze statystyk, ale również z podejścia wielu młodych i starszych ludzi do wiary, nastawienia na konsumpcję i życia jakby Boga nie było (...). Dawniej było inaczej, jeszcze za minionych czasów kościół był wypchany po brzegi, a dzisiaj?
Maria


Na tę sytuację możemy spojrzeć w dwojaki sposób. Myśląc czysto po ludzku, możemy odczuwać zaniepokojenie. Pragnienie, aby jak największa liczba wiernych uczestniczyła we Mszy św. nie jest złym pragnieniem, jest wyrazem troski, aby jak największa liczba osób była uczestnikiem radości płynącej z partycypowania w życiu sakramentalnym, czyli w życiu samego Boga.

Wiedzieć należy również to, że Pan Bóg czuwa i nigdy nie pozostawia swojego Kościoła bez opieki. Właśnie dlatego nie warto uzależniać się od statystyk. Jest w nas takie myślenie: więcej znaczy lepiej. Jednak historia pokazuje, że im chrześcijaństwo było mniej liczne, wzrastała również jego jakość, a właściwie jakość życia chrześcijańskiego, gdyż mniej było chrześcijan z przypadku, tradycji, chrześcijan z nazwy, a więcej ze świadomego wyboru.

Populizm, również chrześcijański, nie jest dobrym zjawiskiem, więc jeżeli zmniejszająca się liczba wiernych będzie oznaczała również wzrost jakości wiary, to byłoby to jak najbardziej oczekiwane. Idąc tym tropem, możemy posunąć się dalej, mówiąc nawet o tym, że świadectwo męczenników pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy wyznawcy byli prawdziwie „solą ziemi”, zabijani za Chrystusa, było świadectwem życiodajnym dla Kościoła. Z krwi męczenników – po ludzku mówiąc – z ludzkiej przegranej zrodziło się zwycięstwo. Podobnie jak z przegranej sprawy śmiercionośnego krzyża zrodziło się nasze życie.

Jan Paweł II pisał, że chrześcijanie w różnych częściach świata stają się rzeczywiście „małą trzódką”. Jednak kiedy tracimy pewność własnej siły płynącej z faktu, że jest nas wielu, może to nas prowadzić tylko do zwiększonego zaufania Bogu. Nie chwytamy się ludzkich sposobów dochodzenia do pewności wiary, zwłaszcza tego najbardziej popularnego, że im więcej ludzi opowiada się za czymś, to musi być to właściwe i pewne. Prowadzi to do momentu, w którym konieczność naszego wysiłku, prowadzącego do ugruntowania wiary, jest zastępowana wysiłkiem ogółu, który tak naprawdę nas nie umacnia, ale pociesza i daje złudne nadzieje.

Odczuwamy duchowe bezpieczeństwo wtedy, kiedy jest nas wielu. Jednak prowadzi to również do zagrożenia, że Pan Bóg nie będzie nam już do niczego potrzebny, skoro sami potrafimy zadbać o własną silną pozycję.

Taka wolność od gigantomanii nie może nas zwalniać z troski o ewangelizację czy ponowną ewangelizację, ale wzmacniać przekonanie, że jesteśmy tylko narzędziami w ręku Boga, który sam jest Panem przeszłości, naszego dzisiaj i chrześcijańskiego jutra.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki