Czekolada miała smak wolności
Aleksandra Polewska
Fot.
Z Genowefą Nawrocką, która wraz z rodzicami i rodzeństwem w 1941 roku została wywieziona na przymusowe roboty do III Rzeszy, do Callenbergu, rozmawia Aleksandra Polewska
W maju 1945 roku miała Pani siedemnaście lat. Co pamięta Pani z dnia, w którym zakończyła się II wojna światowa?
Nim nastąpił jej definitywny koniec, tzn. nim Niemcy ogłosiły kapitulację, Callenberg był...
Z Genowefą Nawrocką, która wraz z rodzicami i rodzeństwem w 1941 roku została wywieziona na przymusowe roboty do III Rzeszy, do Callenbergu, rozmawia Aleksandra Polewska
W maju 1945 roku miała Pani siedemnaście lat. Co pamięta Pani z dnia, w którym zakończyła się II wojna światowa?
– Nim nastąpił jej definitywny koniec, tzn. nim Niemcy ogłosiły kapitulację, Callenberg był już wyzwolony. Ale ten dzień i tak pamiętam bardzo dobrze. Od rana wszyscy dookoła bardzo się cieszyli, a my, tzn. mama, ja i dwójka młodszego rodzeństwa nie byliśmy w stanie dzielić powszechnej radości.
Dlaczego?
– Z utęsknieniem wyglądaliśmy końca wojny i mieliśmy nadzieję, że go doczekamy – jako rodzina – razem. Stało się jednak inaczej. Krótko przed wkroczeniem Armii Amerykańskiej, Niemcy aresztowali ojca i najstarszego brata Józefa. Nie mieliśmy o nich wieści, obawialiśmy się, że nie żyją. Byliśmy tak przygnębieni, że nawet w czasie nocnych nalotów nie opuszczaliśmy mieszkania. Tak bardzo bolało, że naszych najbliższych Niemcy zabrali tuż, tuż przed wyzwoleniem.
Ale na szczęście wrócili...
– I to w dniu zakończenia wojny! A jakimś cudem udało im się uciec. Mama przygotowywała śniadanie, gdy nagle ktoś zastukał do drzwi, otworzył je... Patrzymy: o Boże, są, są! Ojciec i brat! Co to była za radość!
Co mama podała na śniadanie?
– To też pamiętam... Po wkroczeniu Amerykanów mieliśmy dużo bardzo dobrego jedzenia, nie tak, jak podczas wojny. Zatem były różne konserwy, biały chleb, masło – wszystko od aliantów. Wojsko amerykańskie było doskonale zorganizowane i wyposażone; nawet wody nie musiało brać od Niemców. Żołnierze mieli ogromne ilości czekolady, którą rozdawali ludziom. I ta czekolada miała dla nas smak wolności...
W jakim języku rozmawialiście, jak wyglądały wzajemne kontakty?
– Wielu żołnierzy Armii Amerykańskiej pochodziło z rodzin polskich emigrantów, więc mogliśmy rozmawiać z nimi po polsku. Byli serdeczni, pomocni, sympatyczni, weseli. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że po wojnie zaczęła się dla nas prawdziwa sielanka. Będąc pod okupacją amerykańską, nie musieliśmy pracować, jedzenie mieliśmy za darmo, spotykaliśmy się, bawiliśmy. Niebawem w „naszej” miejscowości zatrzymały się na dłużej liczniejsze oddziały Armii USA. Pamiętam, że zorganizowana została wtedy wielka feta: uczta zwycięzców. Nie obyło się bez toastów: „szybkiego powrotu do domów”, jak również wiwatów: „Hitler kaput”! „Koniec wojny”! Dodam, że władze wojskowe rozkazały miejscowym Niemcom noszenie przez jakiś czas białych chusteczek na rękach na znak poddaństwa. To, że Niemcy wypełniali ów mający symboliczną wymowę rozkaz, było dla nas, byłych robotników przymusowych na rzecz III Rzeszy Niemieckiej, bardzo ważne.
Czy będąc w niewoli można było praktykować wiarę, uczestniczyć we Mszach św.?
– Ależ skąd! Dopiero po wyzwoleniu dowiedzieliśmy się, że w odległości wielu kilometrów od Callenbergu jest kościół! Pojechaliśmy tam na rowerach. Pierwsza Msza św., w której uczestniczyliśmy, była to Msza polowa, a odprawiał ją polski kapelan. W tych wyjątkowych okolicznościach wszyscy zgromadzeni odmówili głośno spowiedź powszechną i otrzymali rozgrzeszenie.
Kiedy Pani, wraz z rodzicami i rodzeństwem, powróciła do Polski?
– Było to w październiku 1946 r. W związku z tym, że w kraju rządy objęły władze komunistyczne, bardzo wielu Polaków decydowało się na wyjazd do USA. Nasze nazwiska również były umieszczone na liście wyjeżdżających. Ojciec zmienił decyzję w ostatniej chwili. „Tu byliśmy w niewoli, tam będziemy najemnikami. W Polsce może będzie trudno, ale przynajmniej będziemy u siebie” – powiedział. Pociągiem dojechaliśmy do stacji Wysokie, a stamtąd bryczką do rodzinnego Ksawerowa. Zaczął się nowy rozdział dziejów naszej rodziny...