Za pół roku wybory samorządowe. Tysiące ludzi znowu będzie nam obiecywać, że wyremontują drogi, zamontują na ulicach oświetlenie, zajmą się w gminach najuboższymi, a każde dziecko będzie miało ciepły posiłek.
Wybory miną. Zwycięzcy o obietnicach zapomną i znowu będą nam tłumaczyć, że pieniędzy brakuje, a wszystkiemu winna... Warszawa. Czy kondycja samorządu rzeczywiście jest tak fatalna, że gorzej już być nie może? Są przynajmniej trzy mity, z którymi polski samorząd poradzić sobie nie może: apolityczność, decentralizacja i afery korupcyjne.
Rura zawsze polityczna
Kiedy w 1990 roku Wojciech Szczęsny Kaczmarek został prezydentem Poznania, rzucił hasło, które podjęły wszystkie samorządy:
– Przysłowiowa rura kanalizacyjna ma być apolityczna – wezwał w ten sposób wszystkich do tego, żeby o decyzjach w sprawach lokalnych – dziurze w drodze czy bezpieczeństwie mieszkańców – nie decydowały preferencje polityczne, tylko merytoryczne podejście do problemu.
Na haśle się skończyło. Szybko okazało się, że nawet podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej zależy od politycznego układu. W zależności od tego, kto jest w opozycji, ten podwyżkom się sprzeciwia. Wszędzie rządzą politycy. W wielkim mieście prawica spiera się z lewicą (dziś PiS i PO kontra SLD), a w małej gminie obowiązuje reguła ludowcy kontra reszta świata. Im gmina bardziej wiejska, tym zwycięstwo PSL bardziej okazałe.
– Samorządy uległy daleko posuniętemu upartyjnieniu. Wiele stanowisk w administracji samorządowej jest obsadzanych z klucza partyjnego – podkreśla Jerzy Regulski, twórca reformy samorządowej z 1990 roku. To wtedy naczelników gmin zastąpili burmistrzowie i wójtowie.
– Niestety, z samorządem jest bardzo źle. Na przykład co piąty przetarg ogłaszany w Polsce przez urzędy jest przeprowadzony nieprawidłowo. To dowód na to, że kwalifikacje urzędników są na bardzo niskim poziomie. Nie może być inaczej, skoro samorządem kierują w przeważającej części układy i układziki. Przed wyborami kandydaci wiele obiecują, a po zwycięstwie trzeba załatwić stanowiska partyjnym działaczom. Wtedy prezydent, starosta czy burmistrz kieruje się zasadą: tego damy tam, bo jest akurat wolne stanowisko, a tego tu, bo to ważna pozycja w regionie. I tak w urzędach pracują niekompetentni ludzie, którzy o swoich obowiązkach nie mają pojęcia – mówi Julia Pitera, dziś poseł PO, ale przez wiele lat szefowa Transparency International Polska.
W lepszym nastroju są za to politycy z warszawskiej ligi, którzy politykę w samorządzie oceniają trochę inaczej:
– Samorząd łagodzi obyczaje polityczne. „Sceny” zdarzają się o wiele rzadziej niż na forum parlamentu, bo w samorządach „nie wypada” się kłócić o sprawy, które są namacalne i łatwe do sprawdzenia. Każdy poseł powinien odbyć przynajmniej roczny staż w samorządzie i pokierować na przykład gminą. Sejm wyglądałby wtedy inaczej – podkreśla Marek Borowski, lider Socjaldemokracji.
Władza dla regionów to marzenie
Marzeniem okazało się również hasło o decentralizacji kraju. Bez względu na to, kto rządzi: lewica czy prawica, i tak ostateczna decyzja w spornych sprawach finansowych zawsze należy do Warszawy. Rządy RP niechętnie dzielą się władzą. Ministerstwa konsekwentnie nakładają na samorządy dodatkowe obciążenia (oświata, pomoc społeczna), bez odpowiednich dotacji finansowych.
– W Polsce następuje zjawisko recentralizacji władzy. Kolejne ekipy rządowe zamiast oddać władzę obywatelom, co obiecują w swoich kampaniach wyborczych, przywiązują się do niej i zapominają o obiecywanej decentralizacji – twierdzi Andrzej Ryński, przewodniczący Związku Województw RP.
– Warszawa uwielbia tematy zastępcze. Jeden z ulubionych to likwidacja powiatów. A takie demagogiczne hasła tylko wprowadzają w regionach zamęt – zwraca uwagę Julian Mazurek, starosta międzychodzki (najmniejszy powiat w Wielkopolsce).
– Politycy często za pieniądze samorządów wypełniają swoje obietnice wyborcze. Przekazują nam pewne zadania i nie zapewniają ich finansowania – zwraca uwagę Mariusz Poznański, wójt podpoznańskiej gminy Czerwonak i jednocześnie szef Związku Gmin Wiejskich RP.
Zdaniem profesora Michała Kuleszy, twórcy reformy samorządowej z 1999 roku (wtedy utworzono powiaty i samorządy wojewódzkie), problem z decentralizacją nie dotyka tylko Polski. Politycy niechętnie dzielą się władzą, chociaż doświadczenie pokazuje, że kłopoty ekip rządzących nie wynikają z braku władzy, tylko z jej nadmiaru.
– Decentralizacja nie może pojawiać się jako wątek w kampanii wyborczej, tylko musi być realizowana – uważa profesor Jerzy Regulski.
W ocenie profesora Zygmunta Niewiadomskiego z warszawskiej SGH, za przekazywaniem samorządom zadań i kompetencji powinny iść pieniądze i rozwiązania prawne umożliwiające ich realizację.
Koperta w urzędzie
I wreszcie to, co ludzi bulwersuje najbardziej. Nie ma tygodnia, żeby media nie donosiły o samorządowych aferach. Łapówki, koneksje i układy sprawiły, że zaufanie do samorządu spada. Tylko w samym województwie wielkopolskim w latach 2002-2005 sprawy karne w sądach miało ponad czterdziestu samorządowców. Nieprawidłowości finansowe opiewają na ponad 10 milionów złotych. Wybrane, najbardziej spektakularne grzechy, na przykładzie województwa wielkopolskiego, pokazujemy w ramce.
– Stopień korupcji i zaufanie do samorządów od kilku lat jest na tym samym poziomie. Na przykład do wręczenia łapówki w urzędzie gminy, miasta czy powiatu przyznaje się około 8 procent Polaków – mówi Grażyna Kopińska, przewodnicząca programu „Przeciw Korpucji” Fundacji Batorego w Warszawie. – To właśnie kilka lat temu odkryliśmy, że z korupcją mamy do czynienia nie tylko w wielkiej polityce warszawskiej, ale i w małej polityce lokalnej. Wtedy to był szok. Teraz bulwersuje nas fakt, że prezydent czy burmistrz może rządzić miastem zza krat. Niestety, żadne referendum w Polsce nie miało odpowiedniej frekwencji, żeby odwołać samorządowca, który ma coś na sumieniu. Nie mówiąc już o tym, że urzędnicy sami nie rezygnują, kiedy na jaw wychodzą nieprawidłowości.
Samorządy bezskutecznie walczą z powyższymi trzema mitami. Czy rzeczywiście jest tak źle?
– Mamy wiele negatywnych zjawisk w samorządach. Zmniejsza się zaufanie społeczne do władz lokalnych, rodzą się tendencje do centralizacji wewnątrz samorządów. Ale samorząd stał się trwałym elementem ustroju Polski. Mimo wielu nieprawidłowości, bilans minionych lat jest pozytywny. Ale w mediach zawsze będą pokazywali to, co złe – zwraca uwagę profesor Jerzy Regulski.
Wybrane grzechy samorządowców:
Ryszard Grobelny, prezydent Poznania – przeciwko niemu toczą się dwie sprawy: zaniżenie wartości sprzedaży ziemi (tzw. Kulczykpark) pod drugą część handlowego kompleksu Starego Browaru (strata miasta, według prokuratury, około 6 milionów złotych); wejście miasta Poznań do spółki „Kupiec Poznański” (wartość gruntu zamieniono na udziały i na tym miasto miało, wedle prokuratorów, stracić ponad milion złotych).
Józef Lewandowski z zarządu województwa wielkopolskiego – oskarżony o to, że będąc wiceburmistrzem Wyrzyska (powiat pilski) naraził gminę na stratę 1,4 miliona złotych. Sprawa dotyczy budowy hali sportowej, której termin oddania do użytku minął jesienią 2004 roku, a stoją ledwie fundamenty.
Janusz Ławniczak, burmistrz Ostroroga (powiat szamotulski) – Sąd Rejonowy w Szamotułach skazał go na pół roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Udowodniono mu bezprawne przetrzymanie faktury o wartości 160 000 złotych. Drugi wyrok to 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 4 lata, 10 000 złotych grzywny oraz 5-letni zakaz pracy na stanowisku samorządowym za fałszowanie list wyborczych. Przed wyborami w 2002 roku dopisał on do spisu wyborców 21 osób, które nie były zameldowane na terenie gminy.
Stanisław Tomaszewski, wójt gminy Powidz – za jazdę po pijanemu stracił stanowisko, ale wtedy jeszcze prawo pozwoliło mu wystartować w wyborach ponownie i wygrał.
Paweł Mordal, były sekretarz gminy Ostroróg i wicestarosta powiatu szamotulskiego – skazany prawomocnym wyrokiem za znieważenie przewodniczącego koła PTTK w Szamotułach. Na łamach lokalnej prasy powiedział, że adwersarz „jest niepoczytalny”. Stracił mandat radnego powiatowego.
Marek Gotowała, burmistrz Trzemeszna – z 5 współpracownikami przerobił wnioski o dotację z Unii Europejskiej. Gmina starała się o pieniądze na budowę wysypiska śmieci z funduszu SAPARD. Sąd skazał burmistrza na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 200 złotych grzywny. Musiał zrezygnować z fotela burmistrza, ale w ponownych wyborach wybrano go znowu.
Były burmistrz Swarzędza Jacek Sz. oraz jego 15 współpracowników oskarżonych jest o działanie na szkodę gminy. Za sprzedaż gminnych nieruchomości mieli zyskać 1,5 miliona złotych. Sprawa w toku.