Rok Wielkiej Nowenny
Piotr Semka
Fot.
Dziś, gdy tak często pada sformułowanie generacja Jana Pawła II, instynktownie burzę się na to, że tak mało wspominamy o duchowym ojcu Papieża Polaka kardynale Stefanie Wyszyńskim.
Doskonale rozumiem, że setkom tysięcy młodych Polaków, wstrząśniętym odejściem naszego wielkiego rodaka do Domu Ojca, postać Jana Pawła II zdominowała wyobraźnię. Ale ja, choć...
Dziś, gdy tak często pada sformułowanie „generacja Jana Pawła II”, instynktownie burzę się na to, że tak mało wspominamy o duchowym ojcu Papieża Polaka – kardynale Stefanie Wyszyńskim.
Doskonale rozumiem, że setkom tysięcy młodych Polaków, wstrząśniętym odejściem naszego wielkiego rodaka do Domu Ojca, postać Jana Pawła II zdominowała wyobraźnię. Ale ja, choć starszy o tylko jedną generację, nie potrafię zapomnieć o wcześniejszym tytanie polskiego ducha – Prymasie Stefanie Wyszyńskim. Właśnie mija 40 lat od milenijnych obchodów w 1966 r. Sam tego cudownego roku nie pamiętam – miałem wtedy rok życia – ale wyrosłem w jego legendzie, którą żyła moja rodzina.
Szlachetna, naznaczona męczeństwem komunistycznego więzienia twarz Prymasa Tysiąclecia hipnotyzowała wręcz pokolenie moich rodziców i uczyła godności w czasach komunistycznego zniewolenia. Jedno zmarszczenie brwi Prymasa przywoływało tych wiernych, którzy ulegali naturalnemu lękowi przed komunistyczną władzą. Jego królewski majestat stanowił kontrast dla nędzy komunistycznych władców kraju nad Wisłą.
Słuchane w „Wolnej Europie” relacje o aresztowaniu przez milicję obrazu jasnogórskiego, powtarzane były mi potem przez moją babcię. I inna scena, jaką podpowiada pamięć – mój katecheta, który ma łzy w oczach, gdy opowiada nam, dziesięciolatkom, w małej i ciasnej salce katechetycznej o tym, jak ludzie płakali niczym bobry na widok pielgrzymujących po Polsce pustych ram po przymusowym zatrzymaniu obrazu „Czarnej Madonny” na Jasnej Górze. I jeszcze przechowywanie jak relikwii zdjęć z gigantycznej Mszy milenijnej księdza Prymasa w moim rodzinnym Gdańsku. I wspomnienie z pogrzebu Kardynała w 1981 roku na placu Zwycięstwa. Tym samym placu, na którym Boża Opatrzność pozwoliła Prymasowi być świadkiem słów Jana Pawła II o „zstąpieniu Ducha Świętego i odnowieniu oblicza ziemi, tej ziemi”. I wreszcie, wspomnienie mojej nauczycielki od polskiego, która do nas, uczniów pierwszej klasy liceum, mówi łamiącym się ze wzruszenia głosem o Prymasie. O tym, jak widząc setki tysięcy ludzi na papieskiej Mszy w sercu stolicy PRL, kardynał Wyszyński mógł smakować swój triumf duchowej wygranej nad komunistami.
Jakoś zbyt mało pamiętamy o procesie beatyfikacyjnym Prymasa Tysiąclecia. Zbyt rzadko przypominamy, że bez tego Prymasa nie byłoby Papieża Polaka. I wreszcie za mało przypominamy, że bez generacji 1966 roku nie byłoby generacji Jana Pawła II. Niech rocznica obchodów 1966 roku – roku duchowej mobilizacji narodu – skłoni nas do odświeżenia pamięci o odwadze wiary pokolenia naszych ojców i dziadków.
Nie chcę i nie potrafię oderwać dziedzictwa Jan Pawła II od wcześniejszego skarbu nauczania Prymasa Wyszyńskiego, które pozwoliło Polakom tak godnie przejść przez czerwoną niewolę. A rok 1966 był tej jego duchowej katechezy Polaków momentem szczególnym. I warto, by generacja JPII wzięła sobie to głęboko do serca.