– Ksiądz prymas był bardzo radosnym człowiekiem. Chociaż ciążyły na nim różne trudne sprawy, nigdy tymi troskami nie karmił innych. Potrafił oddać je Panu Bogu i Matce Najświętszej – mówi o kard. Stefanie Wyszyńskim Urszula Grzelak z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego.
Dwadzieścia kilometrów od centrum Warszawy, przy trasie na Legionowo, wśród bujnych lasów znajduje się Choszczówka – miejsce od 1969 r. związane z Prymasem Tysiąclecia. Przez dwanaście lat, przeważnie raz w miesiącu, a później częściej, przyjeżdżał tam, aby odpocząć, nabrać sił do pracy, pozałatwiać biurowe sprawy i udać się na modlitwę. – W 1969 r. poprzedni właściciele domu przyszli do kurii z propozycją jego sprzedaży wraz z 2,8-hektarowym placem – chcieli, by trafił w dobre ręce. Abp Dąbrowski, ówczesny sekretarz Episkopatu, odwiedzając Choszczówkę, był urzeczony i stwierdził, że będzie ona wyśmienitym miejscem dla księdza prymasa – opowiada Urszula Grzelak.
Od tamtego czasu domem w Choszczówce opiekują się panie z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego, popularnie nazywanego „Ósemkami”, założonego w 1942 r. w okupowanej Warszawie przez Marię Okońską. Ojcem duchowym Instytutu został prymas Stefan Wyszyński. Przez blisko czterdzieści lat członkinie Instytutu były świadkami życia dzisiejszego kandydata na ołtarze.
Jak prymas kaplicę sprowadził
Ksiądz prymas zawsze spotykał się z wielką życzliwością mieszkańców miejscowości. Bardzo bolało go jednak, że nie mieli oni swojego kościoła lub choćby kaplicy, w której mogliby się modlić. Postanowił temu zaradzić. – W 1973 r. aż z okolic Myszyńca na Kurpiach przywieziono tutaj chatę, ufundowaną przez Ojca, którą następnie zaadaptowano na kaplicę. Przewożono ją oczywiście w częściach, wykorzystując czas, gdy milicja i SB zajęte były wizytą Breżniewa w Polsce – wspomina Barbara Dembińska z Instytutu. Kurpiowska kaplica służy mieszkańcom do dziś.
Tytan pracy
Kard. Wyszyński podczas pobytów w Choszczówce nie rezygnował ze swojego planu dnia. Rano, gdy się obudził, duchowo nawiedzał sanktuaria maryjne, przedstawiał Matce Bożej wszystkie sprawy Kościoła i Ojczyzny. – Msza św. była zawsze o 7:30, potem śniadanie, przegląd prasy, następnie ksiądz prymas udawał się na spacer, później wracał do biurka i pracował do obiadu o godz. 13. Po nim znów szedł na krótki spacer, po którym wracał do pracy. W międzyczasie przychodził do kaplicy – opowiada Urszula Grzelak. Podczas Apelu Jasnogórskiego kard. Wyszyński robił podsumowanie dnia. Cały miniony dzień oddawał Matce Bożej.
Ksiądz prymas był bardzo elastyczny. W razie niespodziewanych odwiedzin odrywał się od pracy i przyjmował gości. Nigdy nie dał odczuć, że mu się spieszy, że ma dużo pracy. – Ojciec zawsze był cały skierowany na drugiego człowieka. Dla niego zawsze człowiek był na pierwszym miejscu – podkreśla pani Urszula.
Na łonie przyrody
Kard. Wyszyński kochał przyrodę. Potrafił schylić się nad każdym kwiatkiem. Mówił, że co godzinę inaczej chwali Pana Boga. Po śpiewie umiał rozpoznać gatunek ptaka. Znał wszystkie drzewa, nazywał po imieniu krzewy, rośliny. – Ksiądz Prymas był kontemplatykiem praktycznym – mówi Grzelak. Przyroda stawała się dla kardynała źródłem rozważań i inspiracji do kazań, przemyśleń, przemówień. Umiał rozważać o Królestwie Bożym na łonie przyrody. – Ona mu pomagała w życiu duchowym. Czas spędzony na łonie przyrody nigdy nie był dla prymasa czasem zmarnowanym. O przyrodzie mówił, że jest to najpiękniejszy uniwersytet – opowiada Urszula Grzelak.
Chcieli zniechęcić prymasa
Władze komunistycznej Polski inwigilowały kard. Wyszyńskiego nawet w Choszczówce. U sąsiada znajdowała się aparatura do podsłuchów. – Już po śmierci Ojca odkryłyśmy, że w jego pokoju i kaplicy były zamontowane podsłuchy, które znajdowały się w instalacji elektrycznej. Ksiądz prymas jednak przeczuwał, że jest podsłuchiwany, i wszystkie poufne rozmowy prowadził na świeżym powietrzu – relacjonuje Barbara Dembińska. – Gdy Ojciec przyjeżdżał, zawsze wysiadał hydrofor i trzeba było wzywać elektryka. Mieliśmy zaufanego, który zawsze był bardzo życzliwy, chętnie przyjeżdżał. Ale pewnego razu wzięliśmy innego, który naprawił hydrofor i od tej pory już się nie psuł. Zauważył też w gniazdku podsłuch – opowiada pani Grzelak. Chcąc uprzykrzyć księdzu prymasowi pobyty w Choszczówce, wybudowano w pobliżu, w wielkiej tajemnicy, oczyszczalnię ścieków. Jednak przeważnie wiatr wiał w przeciwnym kierunku.
Łączył niebo z ziemią
Prymas Tysiąclecia każdą Mszę św. odprawiał tak, jakby odprawiał ją po raz pierwszy. Do każdej Mszy podchodził jakby z lękiem, mając poczucie tajemnicy. Był bardzo zatopiony w modlitwie. – Czuło się, że rozmawia z Panem Bogiem. Gdy podnosił kielich czy patenę, bił od niego majestat, głębia, jakby ten drugi świat łączył się ze światem ziemskim – wspomina pani Urszula. – Podczas jego Mszy wszystko było normalne, bez żadnych udziwnień, egzaltacji, dało się zauważyć wielką pokorę prymasa – dodaje. Gdy nie było żadnego wspomnienia liturgicznego, kard. Wyszyński odprawiał z formularza o Matce Bożej Częstochowskiej. Na koniec Mszy św. zawsze było odniesienie do spraw społecznych.
Papieska Choszczówka
W Choszczówce odbywały się zebrania Rady Głównej Episkopatu czy obrady Komisji Maryjnej. Swój ostatni dzień przed wyjazdem na konklawe spędził tu kard. Karol Wojtyła. – Był milczący, w ogóle się nie odzywał, jakby go coś zamurowało – wspomina Urszula Grzelak
Życie za Ojca Świętego
Kard. Wyszyński bardzo przeżył zamach na Jana Pawła II. Sam był ciężko chory. Powiedział, że zawsze się tego obawiał. Polecił, by od tej pory wszystkie modlitwy kierować za Ojca Świętego. Prymas był bardzo dobrym znawcą komunizmu i wiedział, do czego może on doprowadzić. W sierpniu 1979 r. powiedział podczas rekolekcji w Choszczówce: „Oddałem głowę za Jana Pawła II. Jemu teraz róść, a mnie się umniejszać”.
Narzędzie Pana Boga
– Fascynował mnie stosunek księdza prymasa do drugiego człowieka, poczucie jego misji i ta odpowiedzialność za to, żeby się wypełniła wola Pana Boga. Jak on kochał drugiego człowieka! Uważał, że jest narzędziem Pana Boga dla tych ludzi – wspomina Urszula Grzelak. – Od pierwszego spotkania z kard. Wyszyńskim miałam przeświadczenie, że jest to człowiek święty, że tyle u niego życia Bożego. Czułam, jakbym spotkała Pana Boga. Ksiądz prymas wnosił z sobą pokój i sprawiał, że człowiek się już niczym nie martwił. Był człowiekiem wielkiej formacji, a jednocześnie tak prostym i zwyczajnym. Przy nim zawsze czuło się podniesionym – dodaje.
Święty uśmiechnięty
– Przy stole nie wolno było rozmawiać o żadnych trudnych sprawach, tylko na wesołe tematy – mówi Barbara Dembińska. – Ojciec świetnie mówił gwarą góralską, mazurską, żartował. Uważał, że smutek nie jest dobrym doradcą w życiu duchowym, społecznym. Pamiętam uśmiech i radość człowieka przebywającego w obecności Boga żywego – wspomina.
***
Kard. Stefan Wyszyński zmarł 28 maja 1981 r. Osiem lat później rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny. 6 lutego 2001 r. zakończył się etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego, po czym akta zostały wysłane do Watykanu. W tym czasie odbyło się 289 sesji, w ramach których przesłuchano 59 świadków. Watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wydała dekret o ważności procesu beatyfikacyjnego. Aktualnie trwa już drugi, rzymski etap procesu. Przygotowywane jest tak zwane positio, czyli specjalny dokument zawierający życiorys prymasa, napisany pod kątem heroiczności cnót.