Kiedy i gdzie pierwszy raz spotkał Ksiądz ks. Jerzego Popiełuszkę?
– Ks. Jerzego poznałem w 1978 r. Był mianowany wikariuszem i zamieszkał na tej samej plebanii w parafii Dzieciątka Jezus w Warszawie. Był moim sąsiadem i stał się przyjacielem; byliśmy niemal jak bracia przez sześć lat, aż do końca jego życia.
Jakie wrażenie wywarł na Księdzu?
– Był drobnej postury, szczupły, młody – miał sześć lat kapłaństwa. Jego pierwszą parafią była parafia Ząbki pod Warszawą, a drugą Matki Bożej Królowej Polski w Aninie. Stamtąd przyszedł na Żoliborz, gdzie wspólnie pracowaliśmy przez rok. Jedliśmy przy jednym stole, odprawialiśmy Mszę przy jednym ołtarzu. Byłem zaskoczony i zdziwiony jego postawą, bo to był naprawdę gorliwy kapłan, prawdziwy kapłan Chrystusa. Myślę, że przesłanie, które zamieścił na obrazku prymicyjnym: „Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc” – to jego zadanie życiowe, które konsekwentnie od początku swojego kapłaństwa realizował. On żył z tą świadomością, że jest posłany przez Pana Boga po to, by głosić Ewangelię. I ta jego obecność przede wszystkim na Żoliborzu od 1980 r. przez cztery lata to było wyłącznie głoszenie Ewangelii Chrystusa i leczenie ran zbolałych serc.
Pod koniec maja 1980 r. ks. Jerzy zamieszkał w parafii św. Stanisław Kostki w Warszawie, której proboszczem był śp. ks. prałat Teofil Bogucki.
– Gdy ks. Jerzy odszedł z parafii Dzieciątka Jezus, władze archidiecezji mianowały go duszpasterzem służby zdrowia. Zamieszkał przy kościele św. Anny, na poddaszu, w swoistym gołębniku. Było tam malutkie okienko w dachu, przez które można było oglądać tylko dachy Mariensztatu. Do pokoju ks. Jerzego wchodziło się po metalowej drabince. Ks. Boguckiego znałem od wielu lat. Byłem wikariuszem w parafii św. Stanisława Kostki oraz u Dzieciątka Jezus, a ks. Bogucki był wtedy dziekanem żoliborskim. Zaproponowałem księdzu prałatowi, żeby przyjął ks. Jerzego na plebanię. Odpowiedział: To przyjedźcie. Powiedziałem o tym Jurkowi i przyjechaliśmy razem. Ks. Bogucki rozłożył ręce w geście powitania i powiedział: ma ksiądz mieszkanie, dolny kościół, może ksiądz tu duszpasterzować służbie zdrowia i studentom. Ks. Bogucki bardzo życzliwie przyjął ks. Jerzego. Była to chyba łaska Boża, że stał się jego ojcem duchowym.
31 sierpnia 1980 r. ks. Jerzy sprawował pierwszą Mszę dla strajkujących robotników w Hucie Warszawa. Jak został tam przyjęty?
– To było przedziwne – sierpień 1980 r., na Wybrzeżu strajki, w Hucie Warszawa, która liczyła wtedy 10 tys. hutników – strajk okupacyjny. Robotnicy zgromadzeni, zamknięci na terenie zakładu pracy. Wysłali delegację do księdza prymasa, że szukają kapłana do odprawienia niedzielnej Mszy. Wtedy przyjechał tu sekretarz prymasa Wyszyńskiego – ks. Piasecki z prośbą, żeby któryś z księży tam pojechał i odprawił Mszę św. Nikt z księży nie mógł i wtedy ks. Jerzy powiedział, że może on pojedzie. Wziął ze sobą walizkę z naczyniami liturgicznymi i pojechał. Wpuszczono go na teren huty. Zebrał wielkie oklaski. Oglądał się za siebie, myśląc, że ktoś ważny idzie za nim. A potem skomentował to tak, że to oklaski dla Kościoła, który po czterdziestu latach zaczyna sprawować Mszę św. wśród hutników. Spowiadał ich na skrzynkach, materiałach zbrojeniowych, udzielał Komunii.
W lutym 1982 r. ks. Jerzy rozpoczął systematyczne odprawianie comiesięcznych Mszy za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki. Kto na nie przychodził i co wówczas mówił ks. Jerzy?
– Inicjatorem tych Mszy był ks. Bogucki. Sprawował je też śp. ks. Jerzy Syryjczyk, a po nim ks. Jerzy. Przygotowywał się do nich bardzo starannie przez cały miesiąc. Każda Msza św. za Ojczyznę miała swoją intencję (za młodzież, górników, hutników, nauczycieli). Ks. Jerzy dobierał odpowiednie czytania liturgiczne. Wszystko zgodnie ze społeczną nauką Kościoła. Na te Msze przyjeżdżała cała Polska, tłumy. Ludzie stali na zewnątrz i w pobliskim parku. Ks. Jerzy przed Mszą drukował na powielaczu swoją homilię, która następnie była rozdawana ludziom, aby mogli zanieść tekst do swoich środowisk. Mówił: „Głosiłem Ewangelię, nauczanie Prymasa Tysiąclecia, Ojca Świętego Jana Pawła II, kazania moje nie były skierowane przeciw nikomu, ale przeciwko złu, zakłamaniu i niesprawiedliwości oraz w obronie godności człowieka”. On po prostu głosił prawdę, której ludzie pragnęli. Mimo licznych trudności, jakie stwarzały władze, na Mszach za Ojczyznę zawsze były tłumy. Ludzie byli głodni prawdy, Chrystusa, Ewangelii, bo chcieli być autentycznymi dziećmi Bożymi.
Czym ks. Jerzy zyskał sobie autorytet wśród robotników?
– Przede wszystkim odwagą, wielką gorliwością kapłańską i wiarą. To były fundamenty jego osobowości. Był kapłanem autentycznie głęboko wierzącym i odważnym, szczerym, oddanym, otwartym, który chciał się dzielić swoim sercem i wszystkim, co miał z każdym człowiekiem bez wyjątku – wierzącym czy niewierzącym – on był jak brat dla każdego człowieka.
Czy w natłoku zajęć i służby ludziom ks. Jerzy znajdował czas na modlitwę?
– Byłem spowiednikiem ks. Jerzego. Gdy mnie poprosił o to, zdziwiłem się – byłem jego kolegą, sąsiadem. Chodziliśmy wokół kościoła i wtedy się spowiadał. To znaczy, że był to kapłan pokorny, głęboko wierzący, autentyczny kapłan Chrystusowy. Dlatego on się nie rozstawał z różańcem, z brewiarzem, wszędzie, gdzie to było możliwe, organizował miejsca do sprawowania Mszy św. Był wielkim czcicielem Matki Najświętszej. W swoim ostatnim rozważaniu 19 października 1984 r. w Bydgoszczy mówił: „Maryjo, Matko polskiej ziemi, Nadziejo Nasza, Bolesna Królowo Polski. W naszej dzisiejszej modlitwie różańcowej stajemy przed Tobą my, ludzie pracy, oraz oaza Domowego Kościoła. Chcemy trwać przy Twoim Synu w godzinach Jego agonii, spojrzeć na Jego sponiewierane oblicze, chcemy wziąć swój krzyż, krzyż naszej codziennej pracy, naszych znojów, naszych problemów i pójść drogą Chrystusa na Kalwarię”. To potwierdza jego oddanie się Matce Bożej. W 12. rocznicę święceń pojechał na Jasną Górę, żeby podziękować za dar kapłaństwa. I napisał tam: „W podzięce za dar kapłaństwa, z prośbą o dary Ducha Świętego”.
Czy ks. Jerzy spodziewał się, że może zostać zamordowany?
– Od kiedy zaczął odprawiać Msze za Ojczyznę, był cały czas świadomy tego, że może zginąć. Ale odpowiadał: „Jestem gotowy na wszystko”. A miesiąc przed śmiercią, kiedy była wielka inwigilacja ks. Jerzego, hutnicy chcieli go ochronić, a on odpowiedział: „Przez śmierć i pogrzeb można więcej zrobić niż za życia”. Powiedział także: „Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma”.
Skąd ks. Jerzy czerpał siłę do obrony godności człowieka?
– Wiara i życie wewnętrzne oraz powołanie stanowiły jego siłę do służby drugiemu człowiekowi. Często wyjeżdżał na rekolekcje, był człowiekiem modlitwy, stąd płynęła jego moc i siła.
14 czerwca 1987 r. kościół św. Stanisława Kostki i grób ks. Jerzego odwiedził św. Jan Paweł II.
– Ks. Jerzy nigdy osobiście nie spotkał się z Janem Pawłem II. Papież wspierał go całym sercem i modlitwą. 14 czerwca 1987 r. Ojciec Święty po długiej modlitwie wyszedł z kościoła, bez przemówień. Byłem bardzo blisko: przeszedł przez kamienny różaniec, który otacza grobowiec, podszedł do niego i ucałował płytę nagrobną. I długo klęczał, trzymając dłonie oparte o grób ks. Jerzego. Potem wstał, pobłogosławił grobowiec i jeszcze raz ucałował. Uważam, że to było niezwykłe spotkanie dwóch świętych – Jana Pawła II z ks. Jerzym.
Odczuwa Ksiądz obecność i opiekę ks. Jerzego?
– Tak, osobiście odczuwam jego pomoc na co dzień. Bóg daje mi zdrowie i siły do świadczenia o ks. Jerzym.
A jakie zdanie z jego kazań jest dla Księdza najważniejsze?
– Szczególnie ważne wydaje mi się jego ostatnie zdanie z rozważania z Bydgoszczy: „Módlmy się, abyśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.
Co dziś mówiłby bł. ks. Jerzy na Mszach za Ojczyznę?
– Dzisiaj potrzebny jest ks. Jerzy Polsce i światu. Mówiłby dokładnie to samo, co trzydzieści lat temu. Gdyby ludzie wzięli do ręki wszystkie jego homilie i zaczęli je rozważać, zobaczyliby, że wszystko ma odniesienie do współczesności. Dzisiejsza sytuacja społeczno-polityczna jest bardziej skomplikowana i trudniejsza niż wtedy, ale jego nauczanie pozostaje nadal aktualne.
W ilu miejscach i gdzie znajdują się dziś relikwie błogosławionego kapelana „Solidarności”?
– Na całym świecie jest około 1,5 tys. jego relikwii, na wszystkich kontynentach. Wymienię tu choćby Filipiny, Brazylię, Włochy – tu chyba najwięcej; dalej: Niemcy, Hiszpania, Francja, Austria, Słowacja, Czechy – cała Europa. Do grobu bł. ks. Jerzego przybywa coraz więcej pielgrzymek. Ludzie otrzymują bardzo wiele łask i cudów fizycznych i duchowych za jego wstawiennictwem. Trudno przewidzieć, kiedy możemy się spodziewać kanonizacji, ale na pewno potrzebna jest nasza modlitwa w tej intencji.