Praca, która jest powołaniem człowieka, jego prawem i przywilejem, w odniesieniu do żołnierzy-górników stała się narzędziem ucisku i kaźni!
bp polowy WP gen. bryg. dr Tadeusz Płoski
„Element niepewny klasowo” – przeszło 200 tysięcy młodych ludzi, którzy w latach 1949-1959 skierowani zostali do zastępczej służby wojskowej w Batalionach Pracy w kopalniach i kamieniołomach. Ponad tysiąc osób zginęło na miejscu, a na kilka tysięcy określa się liczbę kalek. Dziesiątki tysięcy przypłaciły tę służbę utratą zdrowia. Jednym z tych młodych ludzi, żołnierzy skierowanych do pracy, był ks. kan. Stanisław Borowiak, obecny proboszcz parafii pw. św. Marcina w Jarząbkowie.
Rozkaz tworzenia Batalionów Pracy wydał 5 sierpnia 1945 r. wiceminister obrony narodowej, szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Edward Ochab. Pierwsze cztery bataliony powstały 15 października 1949 r. W tym samym dniu pierwszy z nich przybył do Brzeszcz koło Oświęcimia. Zasady wcielania do Batalionów sformułował precyzyjnie naczelny dowódca Polskich Sił Zbrojnych, marszałek Polski Konstanty Rokossowski w lutym 1951 roku. Był to słynny rozkaz nr 008, który w części brzmiał: „Podstawą do zakwalifikowania poborowego do służby zastępczej – jest jego pochodzenie społeczne, oblicze polityczne i moralne oraz przeszłość polityczna. Do służby zastępczej przeznaczać… poborowych pochodzących ze środowiska bogaczy wiejskich, wywłaszczonych obszarników, kupców, właścicieli przedsiębiorstw przemysłowych zatrudniających siły najemne, właścicieli większych nieruchomości miejskich…”.
Bataliony Pracy powołano dla potrzeb górnictwa i kamieniołomów. W kopalniach powstał poważny deficyt rąk do pracy, gdy w latach powojennych deportowano do ZSRR 18 tys. śląskich górników. Kryzys pogłębił się, gdy 1949 roku, po powstaniu NRD, zwolniono z kopalń niemieckich jeńców. Bataliony za jednym zamachem rozwiązywały problem rąk do pracy i były politycznym narzędziem utrwalania władzy komunistycznej. W rekrutacji poborowych do Batalionów Pracy komendanci RKU ściśle współpracowali z szefami UB i przedstawicielami PZPR. Ostatni Batalion Pracy pod dowództwem płk. Kokoszyna, późniejszego generała, szefa wywiadu z ekipy Władysława Gomułki, rozwiązany został we wrześniu 1959 roku.
Niepewni klasowo
Do oddziałów roboczych, zorganizowanych na wzór radzieckich gułagów, wcielono poborowych, uznanych za „element politycznie niepewny”. Najczęściej byli to synowie bogatszych rolników, dawnych posiadaczy ziemskich, przemysłowców oraz byli działacze konspiracji. W ten sposób zaszczytny obowiązek obrony Ojczyzny stał się narzędziem ucisku politycznego reżimu, a jednostki wojskowe, gdzie zakwaterowani byli żołnierze-górnicy, przekształcono na karne obozy pracy dla polskiej młodzieży męskiej. Przez tę formę represji i politycznej „edukacji” w latach 1949-1959 przeszło blisko 200 tysięcy żołnierzy-górników. Kierując ich do najcięższej, morderczej wręcz pracy, uczono ich zasad socjalizmu. Ludzie ci, oprócz ciężkiej pracy, przechodzili też szkolenie wojskowe bez karabinu. Zdawali sobie sprawę z sankcji karnych, gdyby nie zastosowali się do otrzymywanych rozkazów. Taka resocjalizacja miała skutecznie wyleczyć młodych niepewnych z wszelkich działań antyustrojowych. Ofiary tej morderczej dekady nie są policzone, dziś nie da się odtworzyć całościowo danych. Jako jedyne pewne źródło pozostaje więc ludzka pamięć.
Wszystko na rozkaz
Ks. kan. Stanisław Borowiak dobrze pamięta czasy, kiedy został powołany do służby wojskowej. Jak wspomina, został wciągnięty na listę poborowych, gdyż gospodarstwo rolne jego rodziców było zaliczane do zbyt dużych… Jak wówczas mawiano, do „kułaczych”. Ponadto jego właściciele nie zgodzili się na przyłączenie swych ziem do powstających wówczas spółdzielni rolnych. Sposobem na opornych było więc zabranie do wojska ich syna. 17 października 1953 roku ks. Borowiak opuścił rodzinny dom. Najpierw został skierowany do Zabrza, a po miesiącu do Wałbrzycha. Tam też w kopalni „Bolesław Chrobry” po raz pierwszy został zwieziony pod ziemię. – Byliśmy wykorzystywani jako pracownicy do wykonywania niebezpiecznych prac – wspomina ks. kan. Stanisław Borowiak. – Usuwaliśmy i zamykaliśmy stare korytarze. Pracowaliśmy od godziny 22 do 8 rano. Każdego dnia według ustalonego scenariusza: koszary, łaźnia, wykłady polityczne i kopalnia… Odebrać numer i lampę... Zjazd na głębokość 850 metrów pod ziemię. Wędrówka podziemnymi korytarzami przez około trzy kilometry… Praca odbywała się w pozycji pochyłej, a często leżącej w źle wentylowanych korytarzach o wysokości od 80 do 120 centymetrów. W takich warunkach często dochodziło do wypadków. Ich liczba była tuszowana, a pogrzeby odbywały się w tajemnicy. W kopalni dla nas, żołnierzy, czas biegł inaczej. Tydzień pracy trwał nierzadko 21 dni, a pierwszy raz na przepustkę pojechałem dopiero po 18 miesiącach służby.
O wspólnej modlitwie w koszarach czy niedzielnej Mszy św. nie było wówczas mowy. Jak wspomina ks. Borowiak, oficjalnie modlić się nie zabraniano. Ojcze nasz odmawiano więc szeptem w łóżku lub podczas marszu. Ci, którzy podczas przepustek udawali się do kościołów, mogli spotkać się z represjami. Co więcej, w kopalni i koszarach nie było Bożego Narodzenia, a Wigilię spędzaliśmy pod ziemią.
Ks. Borowiak został zwolniony ze służby wojskowej po dwóch latach i trzech miesiącach ciężkiej pracy. Jego wypracowany żołd starczył na nowy zegarek, materiał na ubranie i bilet do domu. – Wówczas często mawiano, że Boga w wojsku nie ma – mówi. – Ale wielu z nas wiedziało, że tylko modlitwa i wiara pomoże nam wytrwać.
„Zaszczytna krzywda”
Temat żołnierzy-górników przez przeszło 40 lat był tematem tabu. Wrócił na fali naprawiania krzywd w latach 90. Szybko jednak utonął w powodzi rozliczeń z historią, jako jeden z wielu. Do powszechnej świadomości społecznej nie przebił się praktycznie do dziś. Żołnierze-górnicy, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu podczas tej przymusowej pracy, nie otrzymali za to odszkodowania, do dziś nie mają pełnego statusu kombatantów. Od niedawna ich sprawę bada katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej. W grudniu 1991 roku ukonstytuował się Związek Represjonowanych Politycznie Żołnierzy-Górników, który został zarejestrowany 10 kwietnia 1992 roku. Związek skupia obecnie około 24 tys. członków prężnie działających w 48 okręgach. Dziś najważniejsze dla Związku są dwie sprawy – zakończenie śledztwa IPN i formalne uznanie krzywdy żołnierzy-górników za zbrodnię komunizmu przeciwko ludzkości oraz upowszechnienie wiedzy o tamtych wydarzeniach w świadomości publicznej.
Wykorzystano fragmenty artykułu „Polski gułag. Zapomniana krzywda powraca” autorstwa Anny Witalis Zdrzenickiej (GO 1(1)/2005).