Z okazji 66. rocznicy pierwszej masowej deportacji Polaków na Syberię członkowie bydgoskiego Oddziału Związku Sybiraków spotkali się 5 lutego na Mszy św. w sanktuarium Nowych Męczenników. Przed wspólną modlitwą złożyli kwiaty pod pomnikiem Ofiar Sybiru, który znajduje się przy świątyni na Wyżynach.
Dla Mirosława Myślińskiego, od dziesięciu lat prezesa zarządu Oddziału Związku Sybiraków w Bydgoszczy, uroczystości w sanktuarium to powrót do tragicznych zdarzeń, jakie miały miejsce w 1940 roku. Pod groźbą śmierci wyciągano ludzi z domów i wywożono tysiące kilometrów w głąb Rosji. Wielu umierało w drodze, pozostali trafili do tajgi – tam dziesiątkowały ich surowe warunki, choroby, głód. – Jak wróciliśmy z zsyłki, to byliśmy pełni patriotyzmu i energii, ale czasy PRL-u nie sprzyjały temu, abyśmy mogli działać. Nasze najlepsze lata były przytłumione. Musieliśmy milczeć. Teraz, w wolnej Polsce, takie uroczystości organizujemy dwa razy w roku, aby przypominać, do czego doprowadził system totalitarny.
Uroczystościom rocznicowym przewodniczył ks. prałat Romuald Biniak. Kapłan podkreślił, że ci, którzy ocaleli i powrócili z „nieludzkiej ziemi”, są wyrzutem sumienia dla tych, którzy długo skrywali bolesną prawdę o zsyłce i gehennie, jaką Polacy przeszli na Wschodzie.
Wśród uczestników niedzielnych uroczystości znalazł się Marian Motławski, represjonowany politycznie jako żołnierz-górnik. – Musieliśmy ciężko w łagrach pracować. Niektórzy wrócili, a niektórzy pozostali – wspomina. Helena Majewska spędziła w Archangielsku pięć i pół roku. – Nikomu nie życzę takiego losu, nawet najgorszemu wrogowi – przyznaje. Irena Rzyska prawie sześć lat wegetowała na Syberii – trafiła tam jako trzyletnie dziecko. Rodzice ciężko pracowali w kołchozie. – Ojciec przez całe lato wyjeżdżał na pola. Mama doiła krowy. Trudno o tym wszystkim dzisiaj mówić…
Oddział Związku Sybiraków w Bydgoszczy zrzesza 770 osób.