Z Zofią Kurzawą i Andrzejem Kusztelskim,
historykami sztuki,
autorami książek o poznańskich kościołach i innych zabytkach,
rozmawia Adam Suwart
Księgarnia św. Wojciecha wydała właśnie Państwa kolejną książkę – „Historyczne kościoły Poznania. Przewodnik”. Skąd Państwa pasja, zainteresowanie dziejami miasta i historią sztuki w Poznaniu?
Zofia Kurzawa: Przede wszystkim z powodów zawodowych – oboje jesteśmy historykami sztuki. Od wielu lat wykonujemy pracę, która polega na badaniu i dokumentowaniu dziejów poznańskich zabytków. Już w latach 70. rozpoczęły się w Poznaniu prace nad inwentaryzacją zabytków w ramach tzw. Katalogu Zabytków Sztuki. Propozycję, abym zajęła się przygotowaniem takiego katalogu, otrzymałam od Eugeniusza Linette, ówczesnego miejskiego konserwatora zabytków w Poznaniu, z którym już wcześniej współpracowałam. Pierwszy tom Katalogu, nad którym pracowałam z panem Linette, poświęcony był zabytkom Ostrowa Tumskiego, Śródki i Komandorii – najstarszych części Poznania.
Cała praca trwała dość długo. Choćby dlatego, że jako jeden z pierwszych ośrodków inwentaryzacyjnych staraliśmy się w Poznaniu wyzyskać wszystkie dostępne źródła archiwalne – przede wszystkim w archiwach parafialnych i w poznańskim Archiwum Archidiecezjalnym.
Następny tom Katalogu – omawiający kościoły śródmieścia, a więc lewobrzeżnego Poznania – opracowywałam nadal z panem Linette, który niestety zmarł w 1986 r. Wiedząc o swojej chorobie, Eugeniusz Linette zdążył jeszcze zaproponować na swego następcę pana Andrzeja Kusztelskiego.
Andrzej Kusztelski: Od tego czasu, a więc już niemal dwadzieścia lat, współpracujemy razem, badając poznańskie zabytki. Praca ta trwa mimo kryzysu, który pojawił się w roku 2002, kiedy to zostaliśmy zwolnieni z Instytutu Sztuki PAN, wydającego „Katalog Zabytków Sztuki”. Mimo że zaproponowaliśmy stworzenie kolejnego tomu, poświęconego kościołom pozaśródmiejskim, pozostaliśmy bez pracy i bez możliwości kontynuowania tego przedsięwzięcia. Musimy jednak podkreślić, że dzięki dotacji otrzymywanej ze strony władz Poznania nadal prowadzimy prace nad dalszą częścią Katalogu.
Pracując nad tymi tomami historii zabytków przez tyle lat, przeprowadzili Państwo niezwykłą kwerendę archiwalną. Samo zmaganie się z tym materiałem przysparza chyba sporo trudności.
ZK: Tak, dlatego tak długo to trwa. Mieliśmy zresztą wiele wpadek i pomyłek. Kiedy po wielu latach dostaliśmy do pomocy w pracy komputer – było to w latach 80. – i wprowadzaliśmy doń dane, zdarzyło się, że zebrany materiał, ogromny, spisywany w archiwach przez wiele miesięcy, został w komputerze skasowany. Było to nie do odzyskania. Ucząc się pracy na komputerze, zniszczyliśmy wielomiesięczną pracę wykonaną wcześniej własnoręcznie w archiwach.
Mnie samej kiedyś ukradziono podczas robienia zakupów torbę z cennymi tłumaczeniami materiałów archiwalnych z łaciny, dokonanymi przez nieżyjącego już o. Wojterskiego, jezuitę. Nie sądzę, aby złodzieja zadowolił ten łup, dla mnie była to jednak ogromna strata. Na szczęście wspaniały o. Wojterski wykonał pracę ponownie. Zresztą z takiej bezinteresownej pomocy wielu osób możemy korzystać bardzo często w naszej codziennej pracy.
AK: Poważnym problemem dla badaczy, historyków korzystających z materiałów archiwalnych, jest styl języka, jakiego używa się np. w różnorakich dokumentach, np. dotyczących wizytacji kanonicznych. Ale też sam charakter pisma. Najgorszy jest gotyk rękopiśmienny, czyli tzw. szwabacha – XIX-wieczne pismo stosowane w dokumentach. Niewiele jest osób, które radzą sobie z tym pismem, a pojawia się ono w ogromnej ilości archiwaliów.
Czy Państwo ze swojego doświadczenia mogą przychylić się do tezy, że Poznań jest miastem zapomnianych legend i nieodkrytych tajemnic? Że nie potrafimy współcześnie wykorzystać potencjału naszej bogatej przeszłości?
ZK: W pewnym stopniu tak. Na pewno nie mówimy wystarczająco o naszych zabytkach, o cennych przedmiotach, które się w nich znajdują, ale i o ludziach, którzy tworzyli obraz naszego miasta, i niepowtarzalny klimat jego kościołów i klasztorów. Jest to wiedza, która nierzadko na naszych oczach w Poznaniu ginie, a która w innych miastach, np. w Krakowie, byłaby od razu wykorzystana.
AK: Poznań nie miał w XIX wieku uniwersytetu. Nie powstała tu historia „opowiadana poprzez człowieka”, nie wyłaniały się postaci, które były eksponowane, aby z czasem przejść do literatury pięknej, zbioru legend, anegdot. Zbyt mało o tym wiemy. Nie oznacza to, rzecz jasna, że nie są znane sylwetki ciekawych postaci, wpisanych w dzieje Poznania. Nie potrafimy jednak tego potencjału współcześnie wyzyskać. W czasie, kiedy taką historię pisano, a więc głównie w XIX wieku, omijało to Poznań, w którym rozwój naukowy był poważnie ograniczony przez zaborcę. Badania były raczej powierzchowne i ideologicznie stronnicze. Pomijały polski dorobek kulturalny w dziejach Poznania. Nie wiem, czy jest szansa, żeby to nadrobić. Historia postrzegana „przez człowieka” jest dziś uznawana za anachroniczną, chętniej bada się zjawiska i procesy.
ZK: Część takich problemów, zjawisk, podań, legend i przekazów przytaczamy w naszej ostatniej książce o zabytkowych kościołach Poznania. Jest tam na przykład omówiona dość drażliwa, trudna kwestia tzw. sprawy trzech hostii, z którą wiąże się powstanie kościoła Bożego Ciała i kościółka pw. Najświętszej Krwi Pana Jezusa. Tę i inne ciekawe sprawy, stanowiące także o kolorycie dawnego Poznania, staraliśmy się przynajmniej skrótowo omówić w książce.
Jaka jest pozycja Poznania pod względem zabytków, szczególnie kościołów w skali kraju i w porównaniu z innymi miastami, np. z Krakowem, Gdańskiem, Toruniem?
ZK: Jeśli mówimy o wartości zabytkowej i historycznej poznańskich świątyń, to z całą pewnością nie musimy się wstydzić w konfrontacji z innymi miastami. Mamy takie kościoły, z których możemy być bardzo dumni, inne trzeba po prostu przyjąć takie, jakie są. Jest tak chyba w każdym mieście. Wiadomo, że Kraków ma pozycję wyjątkową. To w końcu było przez wieki miasto stołeczne, nie aż tak zniszczone podczas wojen, podległe w przeszłości innym wpływom niż Poznań. Kraków z całą pewnością jest ewenementem w Polsce i trudno porównywać do niego inne miasta.
AK: W Polsce nie było wiele tzw. dużych miast, które zresztą na zachodzie Europy byłyby uznane za małe lub średnie ośrodki. Z pewnością było ich mniej niż dziesięć. Pozycja Krakowa jako miasta stołecznego była rzeczywiście szczególna. Są jednak miasta, dla których Poznań był poważnym konkurentem. Mogę tu wymienić Lwów i Wilno; to ostatnie, obok Krakowa, możemy traktować jako drugi ośrodek stołeczny. Patrząc na ilość zakonów i klasztorów, widzimy, że jest ich tam więcej, niż było w owym czasie w Poznaniu. Lwów, który jeszcze łatwiej porównywać z Poznaniem, poprzez wielkość, liczbę ludności, choć młodszy historycznie, rozwijał się od czasów Kazimierza Wielkiego z większym impetem niż Poznań. Poznań przechodził na przestrzeni wieków okresy dużego rozwoju i stagnacji. A zatem różnej klasy obiekty i świątynie powstawały w naszym mieście.
Które kościoły uważają Państwo za najbardziej cenne i do których osobiście są Państwo przywiązani?
ZK: Z całą pewnością fara poznańska, ale także kościół Bożego Ciała, który jednak pod tym względem jest niedoceniany. Może dlatego, że jest odsunięty od śródmieścia, zasłonięty zwartą zabudową mieszkalną. Nie jest w powszechnej świadomości poznaniaków postrzegany jako obiekt ważny i cenny. Nie zapominamy też oczywiście o katedrze, która mimo wielu przebudów jest niezmiernie cennym zabytkiem, świadectwem ponad tysiącletniej historii biskupstwa poznańskiego. Dawny kościół ewangelicki na Grobli, którego unikatowa architektura jest rzadkością, należy również zaliczyć do zabytków wysokiej klasy.
Ciekawym obiektem jest też kościół Franciszkanów Konwentualnych na Górze Przemysła. Urzeka nas jego niezwykły klimat, położenie, wystrój wnętrza, choć jeśli chodzi o architekturę, to nie dorównuje on np. farze. Trudno jest jednak dokonywać takich kategoryzacji. Na jednych robi duże wrażenie bogactwo barokowych dekoracji, na innych surowy majestat gotyku. Każda świątynia jest dla człowieka wierzącego miejscem szczególnym, przede wszystkim zaś miejscem modlitwy, gdzie spotykamy się z Bogiem i wyznajemy naszą wiarę.
AK: Ja bałbym się wskazywać w ten sposób. Każdy poznaniak rzeczywiście pewnie wskaże odruchowo na farę, wiedząc instynktownie, że to bardzo cenny obiekt sztuki i architektury baroku. Trudno jednak dokonywać takich arbitralnych wyborów. Z różnymi świątyniami wiążą nas przecież nierzadko osobiste przeżycia, wspomnienia i doświadczenia, rodzinne zwyczaje. W wielu poznańskich rodzinach chodziło się niegdyś i nadal chodzi na różne nabożeństwa do różnych świątyń; tu na Pasterkę, tam w Środę Popielcową, jeszcze gdzie indziej podczas kolejnych świąt.
Pytanie o to, które świątynie są najcenniejsze, jest uprawnione w tym sensie, że można dokonywać pewnych obiektywnych, naukowych klasyfikacji. Myślę jednak, że zbyt schematyczne podejście mogłoby tu przynieść pewną szkodę. Pomyślmy, że gdyby nie istniały w ogóle dzieła sztuki, a istniałby tylko jeden obraz Mona Lizy, to właściwie nie postrzegalibyśmy go jako dzieła sztuki tylko jako kuriozum. Byłoby to coś, co nie ma początku i końca, co nie ma żadnego odniesienia. Bo to właśnie obiekty niższej klasy tworzą ten „humus”, podstawę, z której wyrastają jakieś okazy nadzwyczaj wartościowe. Dlatego obok arcydzieł potrzebne są także pośledniejsze dzieła sztuki. I takie, i takie zabytki w Poznaniu niegdyś powstawały.