Być księdzem na Ukrainie
Aleksandra Polewska
Być tu księdzem jest tak samo jak wszędzie: i pięknie, i trudno. Może bardziej doświadcza się powszechności Kościoła i powszechności kapłaństwa, tego że kapłan, choć inkardynowany do konkretnej diecezji, jest wyświęcony dla całego Kościoła. Wiele rzeczy buduje się tu prawie od podstaw, co przynosi satysfakcję, ale związane jest z trudem i odpowiedzialnością. W wielu sprawach...
Być tu księdzem jest tak samo jak wszędzie: i pięknie, i trudno. Może bardziej doświadcza się powszechności Kościoła i powszechności kapłaństwa, tego że kapłan, choć inkardynowany do konkretnej diecezji, jest wyświęcony dla całego Kościoła. Wiele rzeczy buduje się tu prawie od podstaw, co przynosi satysfakcję, ale związane jest z trudem i odpowiedzialnością. W wielu sprawach ksiądz pozostawiony jest sam sobie: sam decyduje i sam ponosi odpowiedzialność. Ludzie mają tu wielki szacunek do księdza, czasem połączony z niezrozumieniem czy wręcz zabobonnym traktowaniem księdza i kapłaństwa.
Z ks. Jarosławem Gąsiorkiem, proboszczem par. św. Wojciecha w Gwardijskim, rozmawia Aleksandra Polewska
Czy mógłby Ksiądz opisać w skrócie sytuację Kościoła na Ukrainie?
– Ukraina jest krajem bardzo religijnym, według danych statystycznych ok. 60 proc. jej mieszkańców uważa się za wierzących. Jednak najczęściej jest to religijność dość powierzchowna, chrześcijańskie obyczaje mieszają się z zabobonami, magią, wróżbiarstwem itp. Dziesięciolecia pozbawienia ludzi możliwości formacji chrześcijańskiej (katechezy, systematycznego duszpasterstwa) przynoszą efekt w postaci poszukiwania nadprzyrodzonych wartości „po omacku”.
Jaka była droga Księdza na Ukrainę? I dlaczego Ukraina? Jak długo Ksiądz tam przebywa?
– Jestem na Ukrainie siódmy rok. Jako kleryk, w 1991 r. byłem przez cztery miesiące na praktyce duszpasterskiej w Związku Radzieckim, w Uzbekistanie. Wtedy zrodziło się we mnie pragnienie, żeby powrócić na Wschód jako kapłan. Jednak mówiłem sobie, że jeśli pojadę, to do azjatyckiej części ZSRR, na pewno nie na Ukrainę. I pewnie właśnie dlatego trafiłem na Ukrainę. Nie żałuję tej decyzji. Przyjechałem w 2000 r. na zaproszenie bp. Leona Dubrawskiego, wówczas sufragana, a obecnie ordynariusza diecezji kamieniecko-podolskiej. Znalazłem się w Kamieńcu Podolskim 9 września, a następnego dnia bp Jan Olszański wypisał mi dekret, pokazał palcem na mapie, gdzie mam jechać i wieczorem przybyłem jako proboszcz do par. św. Wojciecha w Gwardijskim.
Porozmawiajmy więc o tej parafii...
– Podczas wizyty duszpasterskiej odwiedzamy ok. dwóch tys. parafian, lecz na niedzielną Mszę św. przychodzi tylko ok. 700 osób. Wynika to w pewnym stopniu z obojętności części parafian, z zapracowania, ale w dużym stopniu z odległości od kościoła i z tego, że wielu z nich to ludzie starsi, schorowani. Staramy się im pomóc w dotarciu do kościoła, dowożąc ludzi autobusami, ale podróż trwa na tyle długo, że niektórzy muszą poświęcić pół dnia, żeby być na Eucharystii. Dojeżdżamy w niedziele do trzech wiosek, w tygodniu prowadzimy katechezę dla dzieci, młodzieży i dorosłych w 10 wioskach, najczęściej w prywatnych domach, tylko w dwóch przypadkach udało nam się uzyskać pozwolenie na prowadzenie katechezy w szkołach, po lekcjach. Formalnie na Ukrainie nie ma katechezy w szkołach i władze zwykle nie zgadzają się na wynajmowanie pomieszczeń szkolnych przez związki wyznaniowe.
Na katechezę przychodzi wiele dzieci, które nie chodzą do kościoła, bo ich rodzice są niepraktykujący, ale zostały zachęcone przez kolegów. Są wśród nich dzieci prawosławne – Cerkiew prawosławna zazwyczaj nie prowadzi katechezy i mało zajmuje się dziećmi. Zgodnie ze słowami Jezusa: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie” dajemy im możliwość poznania Chrystusa, a jeśli tego pragną, przystępowania do sakramentów św. w Kościele katolickim, jeśli ich własny Kościół nie otacza ich duszpasterską opieką. Są to czasem bolesne problemy wzajemnych relacji między wyznaniami, między wierzącymi i niewierzącymi. Rozłamy i niezrozumienie przechodzą często przez same rodziny. Wiele jest dzieci, w których rozwijające się ziarno wiary jest potem brutalnie niszczone przez ich najbliższych.
Ważne jest tworzenie środowiska, w którym dzieci będą mogły doświadczyć autentycznej, chrześcijańskiej wspólnoty. Każdego roku podczas wakacji wyjeżdżamy z nimi na tygodniowe rekolekcje, a raz w miesiącu organizujemy parafialny dzień wspólnoty dzieci. W czasie wakacji wolontariusze z Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Polsce prowadzą w parafii codzienne zajęcia, podczas których najmłodsi przez pół dnia razem bawią się, uczestniczą w różnych formach wakacyjnej katechezy i uczą się języka polskiego.
Młodzież i dorośli mogą pogłębiać formację w Ruchu Światło-Życie, w ramach którego działają u nas trzy grupy młodzieży i cztery kręgi rodzin Domowego Kościoła. Przekonałem się, że dobrze prowadzona formacja oazowa bardzo pomaga w wychowaniu dojrzałych chrześcijan, którzy biorą na siebie odpowiedzialność za Kościół.