Nie mogę się powstrzymać, aby nie napisać w sprawie listu od Studentki (Pk nr 7, 12 lutego 2006). Zwłaszcza chodzi mi o fragment: „ale po pewnym czasie jego stosunek do mnie się zmienił. Wiedziałam, że nie chce być ze mną, ale bał mi się to powiedzieć. Dlatego zerwałam z nim, żeby się nie męczył”. Skąd niby to wie? Umie czytać w myślach?
Jeżeli dziewczyna nie chce się męczyć, to: Warto byłoby porozmawiać z chłopakiem otwarcie, przeprosić za głupawe zachowanie (zerwanie, „żeby się nie męczył”), dać mu szansę i poprosić o to samo. Niestety, żaden związek bez szczerej komunikacji nie ma szans na przetrwanie, a mamy tendencje do powtarzania tych samych zachowań w kolejnych związkach. Niech się zastanowi i spróbuje spojrzeć na chłopaka obiektywnie – nie ma ideałów (mówię to jako szczęśliwa mężatka i matka dwójki dzieci), ale w dobrym związku jest tak, że zalety drugiej osoby są dla nas większe i bardziej znaczące niż jej wady. „Odidealizowanie” chłopaka pozwoli na zdrowsze podejście do relacji z nim – np. układ bardziej partnerski (ja mam wady, ty masz wady, ale mamy też zalety, dlatego potrafimy w naszej miłości się dogadać). Co do początku listu – jako psycholog uważam, że podejście „Niech Pan Bóg zadba o to, żebym się czuła szczęśliwa” jest raczej próbą zrzucenia odpowiedzialności za siebie na Pana Boga. Zdrowsze jest podejście: „Bóg mnie kocha i się mną opiekuje, ale to ja jestem odpowiedzialna za to, co zrobię ze swoim życiem”.
Bogna Białecka - psycholog