Ojciec Karol Meissner do zakonu wstąpił już po ukończeniu studiów medycznych. Zajmował się psychologią i psychiatrią. Był autorem wielu cennych publikacji dotyczących małżeństwa, rodziny, płciowości, wychowania, etyki. Służył i wychowywał przez głoszone rekolekcje, konferencje, artykuły oraz porady indywidualne.
Ojciec Karol gościł również na łamach "Przewodnika Katolickiego" zarówno jako Autor (wp. wspominając pracę nad Synodem w 1980 roku) jak i rozmówca. Przypomnijmy sobie jeden z wywiadów, jakich nam udzielił w grudniu 2014 roku:
To jest ważna sprawa: miłość!
Czy życie w rodzinie prowadzi do wolności? O wierności, gdy jest trudno, emocjach nie do opanowania i seksualnym wyzwoleniu z o. Karolem Meissnerem, benedyktynem i lekarzem, który od ponad 60 lat zajmuje się doradztwem rodzinnym,
rozmawia Dorota Niedźwiecka
Miłość i namiętność. Czy to ważne, która z tych intencji jest podstawą związku?
– Jeden z psychologów i myśliciel francuskich mówił, że namiętność jest bardzo podobna do miłości w zewnętrznych przejawach. Różnica polega na tym, że namiętność jest ważna sama w sobie, a w miłości ważny jest drugi człowiek.
Pamiętam kobietę, która opiekowała się sparaliżowanym od siedmiu lat mężem. Żyła w wiejskiej chatce, bez bieżącej wody. Mąż odchodził: jako lekarz nie byłem w stanie mu już pomóc. Gdy żona to usłyszała, łzy zaczęły jej płynąć po policzkach. „Szkoda – powiedziała – mógłby jeszcze pożyć. Tak nam dobrze ze sobą było”. Zachwyciło mnie to dostojeństwo wolności wewnętrznej! Miałem świadomość, jak wielkim trudem jest pielęgnowanie obłożnie chorego. Ta kobieta umiała być tak bardzo oddana, że mimo tych trudów pragnęła, by mąż nadal z nią był.
Próbuje Ojciec powiedzieć, że miarą miłości w związku małżeńskim jest oddanie?
– Według Kodeksu prawa kanonicznego, zawarcie małżeństwa wiąże się wolą wzajemnego oddania i przyjęcia. „Biorę sobie ciebie za żonę, za męża” oznacza, że ja się tobie oddaję jako mąż i przyjmuję jako żonę. I odwrotnie. W świetle oddania, wszystkie trudności znajdują swoje rozwiązanie. To oddanie jest wyzwoleniem się z niewoli, którą ja jestem sam dla siebie.
W jaki sposób?
– Sama świadomość tego, że jestem dla kogoś ważny, jestem kochany, jestem rozumiany, daje wewnętrzną wolność. Jest ogromnym źródłem mocy i siły dla współmałżonków. W małżeństwie namiętności, problemy emocjonalne i uczuciowe mogą być leczone przez drugiego człowieka. Oczywiście, emocje mogą zamknąć nas w sobie, ale też mogą nas otworzyć na siebie nawzajem. W dialogu chodzi o to, byśmy zyskali perspektywę drugiej osoby: wzajemnie się rozumieli, weszli w to, co czuje drugi człowiek.
Nieraz przychodzą do mnie małżeństwa zasmucone, że im się nie układa. „Dlaczego on przychodzi z pracy taki poirytowany? Przecież chciałabym, by było między nami w porządku” – zastanawia się ona. „Niech pani położy rękę na stole – mówię wtedy. – Widzi pani, on potrzebuje tego. Uspokoi go pani dotykiem, gestem życzliwości”. Żona może dać mężowi wyzwolenie z niewoli irytacji. Wystarczy, że pozwoli mu odczuć , że jest przy nim blisko, że go rozumie.
Takie wyzwolenie może przynieść także gest bliskości seksualnej?
– Tak. Chociaż może się to wydawać trudne do przyjęcia, bo jako istoty ludzkie poddajemy się uzależnieniom. Amerykańscy psychiatrzy rozróżniają uzależnienia od substancji i uzależnienia od procesu – czyli takiej sytuacji, gdy człowiek nie steruje swoim życiem. Niedola bycia w uzależnieniu sprawia, że człowiek traci zdolność do głębszych więzi emocjonalnych. Smutna jest postawa tych niemądrych wychowawców, którzy zachęcają młodych do masturbacji, mówiąc: „Masz potrzeby, to je zaspokajaj”. Wychowawca nie rozumie, że wprowadza młodego człowieka w uzależnienie, które prowadzi do trudności w nawiązywaniu głębszych więzi emocjonalnych.
Wynikiem mogą być rozpadające się związki lub związki „na próbę”.
– To też może być przyczyną. Zastanawiałem się, jak wytłumaczyć powody związków „na próbę”. Myślę, że kluczem do zrozumienia tej trudnej dla współczesnego społeczeństwa sytuacji są zadania, które stoją przed małżonkami. Ludzie dziś często nie mają zaufania do swojej możliwości oddania się. Nie tylko człowiekowi, ale także zadaniom w życiu.
Wróćmy do seksualności.
– Lekarstwem na nasz nieład seksualny jest doprowadzenie do sytuacji, w której mąż i żona – w tak delikatnej dziedzinie jak seksualność – potrafią się sobie naprawdę oddać. Nieraz pytam małżonków, jaką rolę odgrywa w ich życiu intymne spotkanie i słyszę odpowiedzi niesamowite, mówiące o tym, jak bardzo pragną szczęścia drugiego.
Nieraz to obdarowywanie szczęściem nie do końca wychodzi.
– To trudna płaszczyzna życia, wiąże się z doznaniami i uczuciami, przeżywanymi niezwykle intensywnie. Intymne zbliżenie ma pod względem psychicznym szczególny charakter: zaciera granice jaźni. To jedyna rzeczywistość, w której można doświadczać całkowitej jedności z drugim człowiekiem. Trzeba się troszczyć, by ta jedność była realna.
A lęk przed nieplanowaną ciążą? Jak można być wolnym w takiej sytuacji?
– Tu z rozwiązaniem przychodzi umiejętność rozpoznawania płodności. Zrozumienie jej mechanizmów jest niezbędne, by małżeństwo mogło być w pełni wolne.
Z jakimi problemami w dziedzinie seksualnej, które ograniczają ludzką wolność, spotyka się Ojciec?
– Z oschłością emocjonalną. Wydaje się, że to szczególne zagadnienie. W innej sytuacji stawia męża, w innej żonę. Zbliżenie dokonuje się w żonie, a nie w mężu. To ona przyjmuje go do swojego ciała. I to jest zawsze trudne, bo nasze „ja” ma pewne granice przestrzenne. Wyznacza je granica skóry. Wejście we wnętrze kobiety jest więc przekroczeniem granic jej osobowości. Mężczyznom trudno to zrozumieć. Z tym przekroczeniem granic osobowości związany jest niepokój kobiety, niekiedy lęk, który ma prawo odczuwać. I z tym trzeba się liczyć.
Ten lęk może być też związany ze wspomnieniem pierwszego, z jakichś powodów trudnego emocjonalnie, stosunku.
– Pamiętam bolesne wyznania kobiet, które mówiły: „zeszmaciłam się”, „rozmieniłam na drobne”. Chciała kochać, więc oddała się mu, nie wiedząc, co będzie później odczuwać. Dopiero po fakcie dostrzegła, że dokonało się w niej coś niedobrego, coś ją zmieniło. Trudno jest potem doprowadzić kobietę do przebaczenia sobie tego, co się stało. Dlatego odradzam młodym współżycie przedmałżeńskie: pozbawiają się w ten sposób pięknego doświadczenia.
A oschłość emocjonalna u mężczyzn?
– Bywa, że tak naprawdę nie zawsze jest oschłością. Pamiętam panią, która przyszła do mnie rozżalona, że jej mąż bardzo późno wraca do domu i że na pewno ją zdradza. „Wyszłam za kołek w płocie” – powiedziała. Miałem okazję porozmawiać z mężem. „Moja żona myśli, że ja zawsze powinienem móc. W przeciwnym razie oskarża mnie o to, że ją zdradzam. A ja nie umiem tak na zawołanie” – wyjaśnił. Dlatego coraz później wracał do domu. Musiałem tej pani wyjaśnić, że mąż potrzebuje odpowiedniej atmosfery: czułości i bliskości. Była zdziwiona. Oni się oboje kochali, ale brakowało odpowiednich proporcji wobec emocji, i wiedzy o tym, jak rozwiązać problem.
Co szczególnie chciałby Ojciec poradzić małżeństwom?
– Zalecić pielęgnowanie zdolności przebaczania. Mówię to jako zakonnik i jako lekarz. Przeprowadziłem setki, żeby nie powiedzieć tysiące, rozmów z małżeństwami. Miałem możliwość poznania wielu z ich uczuć. Kiedyś przyszło do mnie małżeństwo: on 43 lata, ona 47. „Muszę się rozwieść – mówi rozżalony. Żona mi opowiedziała, jakie przygody miała przed ślubem, a dla mnie ona była jedyna”. Żona siedzi obok i płacze, że wiedział o tym wcześniej, tylko nie wszystko. Że przez te kilkanaście lat trwania małżeństwa była mu wierna, urodziła mu sześcioro dzieci. „Prawda jest taka, jaka jest. I jej nie zmienicie - mówię. – Ale komu ona się naprawdę oddała? Ile z panem lat żyje? No to niech pan zobaczy. Komu chciała rodzić te sześcioro dzieci?”. Mąż myśli i mówi: „Mnie się oddała”. „To znaczy, że pan jest ważniejszy niż wszyscy przed. Jest pan mężem, ona jest żoną. A to, co było jakimś życiowym błędem, ale nie miało tego charakteru, o którym pan mówił” – tłumaczyłem. Uspokoili się. Żyją ze sobą już dobrze. W takich momentach ważne jest, by umieć sobie przebaczyć. Powiedzieć sobie w modlitwie: „W imię Jezusa Chrystusa przebaczam Tobie, przebaczam sobie”. Przebaczenie ma moc ogromną.
Tak jak obecność Chrystusa w małżeństwie.
– Istotnie. W małżeństwie sakramentalnym parze towarzyszy Chrystus. To On umacnia więź małżonków, jest z nimi w ich radościach i trudnościach. Teraz tego nie widzimy. Ale kiedyś przyjdzie chwila, że będziemy mieli takie duchowe oczy, by zobaczyć tę żywą obecność Miłości w naszym życiu.
Myślę, że od wszelkiej biedy może nas uratować tylko miłość, o której starałem się opowiedzieć w trakcie tej rozmowy. Tylko miłość może stworzyć rzeczywistość, w której człowiek będzie należycie traktowany. Karol Wojtyła pisał w książce Miłość i odpowiedzialność o godności człowieka, o tym, że nie można się nim posługiwać do swoich celów. To miłość leczy, kieruje ku dobru, wyprowadza człowieka do prawdziwej wolności.