Logo Przewdonik Katolicki

Chrześcijańska autosugestia?

Bogna Białecka
Fot.

Określenie pozytywna autosugestia kojarzy się często z nurtem psychologii New Age, a nawet z sektami ekonomicznymi, sprzedającymi w systemie piramidy, przez co większość rozsądnie myślących osób uznaje to za rodzaj okultystycznego hokus-pokus. Warto jednak uświadomić sobie, że współczesna psychologia zapożyczyła to pojęcie z wielowiekowej tradycji...

Określenie „pozytywna autosugestia” kojarzy się często z nurtem psychologii New Age, a nawet z sektami ekonomicznymi, sprzedającymi w systemie „piramidy”, przez co większość rozsądnie myślących osób uznaje to za rodzaj okultystycznego hokus-pokus.


Warto jednak uświadomić sobie, że współczesna psychologia zapożyczyła to pojęcie z wielowiekowej tradycji chrześcijańskiej, pozbawiając je jednak oryginalnego, religijnego charakteru. O znaczeniu sposobu myślenia na całokształt życia człowieka pisał już w IV wieku Ewargiusz Pontyjski. W dziele „Antirrhetikon” (Kontrargumenty) spisał listę ponad 600 negatywnych autosugestii, mogących uczynić człowieka chorym. Słowom tym przeciwstawia pozytywne zdania z Pisma Świętego, pomocne w pokonywaniu złych myśli. Podobnie tradycja modlitwy i pracy nad sobą Ojców Pustyni opiera się na powtarzaniu zaczerpniętych z Biblii pozytywnych zdań.

Negatywne myśli
Zarówno psychologia, jak i doświadczenie dawnych mnichów pokazują jak bardzo nawykowy sposób myślenia wpływa na nasze życie. Jeśli nasz dzień zaczyna się od myśli: „Znowu trzeba wstać. Co za paskudna pogoda. Nie mam ochoty. Za mało spałem, ale jestem zmęczony...”, od początku dnia mamy zły humor, a przez to bardziej zwracamy uwagę na zdarzenia negatywne (np. tramwaj się wykoleił) niż pozytywne (np. mimo to zdążyliśmy na czas do pracy). Tak samo ważny jest sposób reagowania na trudności. Przykładami negatywnych autosugestii są zdania: „Nigdy mi nic nie wychodzi, jestem do niczego. Znowu mi się nie udało. Inni są lepsi ode mnie. Wiedziałem, że się nie uda”. Rezultatem takich myśli jest zniechęcenie i niepodejmowanie prób poradzenia sobie z trudną sytuacją, pogrążanie się w niej. Trzecim obszarem, w którym szczególnie ważne są nawykowe myśli, jest relacja z innymi ludźmi. Istnieje w nas tendencja do natychmiastowego osądzania napotykanych ludzi. Możemy myśleć np. „Co za zrzęda, pewnie znowu będzie mi truć. Ten to potrafi zepsuć człowiekowi humor, nie ma co. Ale osioł, pewnie uważa, że jest inteligentny...”, a to z kolei wpływa na atmosferę rozmowy. Nie słuchamy zbyt uważnie, staramy się skrócić kontakt, stajemy się niesympatyczni. Na szczęście z nawykowymi negatywnymi myślami da się walczyć, choć wymaga to wielu ćwiczeń (jeśli czytając to, pomyślałeś sobie: „po co próbować, i tak nic z tego nie wyjdzie” oznacza to, że właśnie Tobie szczególnie te ćwiczenia się przydadzą).

W kierunku myśli pozytywnych
Ojciec Anselm Grün w książce „Autosugestia. Jak myśleć pozytywnie” udziela szeregu porad w tym zakresie. Pierwszym krokiem jest zaobserwowanie, w jakich sytuacjach pojawiają się negatywne autosugestie. Warto je wręcz spisać, a następnie znaleźć lub wymyślić przeciwstawne im autosugestie pozytywne. Jeśli np. napotykając trudność myślisz sobie: „Nie poradzę sobie z tym”, natychmiast kontrargumentuj: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4.13).
Jako najlepsze źródło pozytywnych sformułowań ojciec Anselm wskazuje wersety z Księgi Psalmów, Księgę Przysłów i słowa Jezusa. Wymaga to postudiowania Biblii i znalezienia słów, które najbardziej do nas przemawiają. Niech będą to zdania jak najbardziej dobitne, ale też łatwe do zapamiętania.
Zastąpienie negatywnego odruchu pozytywnym wymaga wytrwałego ćwiczenia. Dlatego zamiast postanowienia zmiany od zaraz całego sposobu myślenia, lepiej przeanalizować najpierw jedną sytuację. Mogą być to np. myśli po przebudzeniu. Ponieważ wpływają one na kształt całego dnia, ojciec Anselm poleca, by wykształcić w sobie nawyk rozpoczynania dnia modlitwą. Kolejnym krokiem jest łączenie pozytywnych myśli z określonymi działaniami, jakie podejmujemy w ciągu dnia. Zamiast czynić wiele postanowień, powinniśmy wypracowywać w sobie bardzo proste rzeczy. Ojciec Anselm pisze: „Można się przyzwyczaić do tego, aby nad każdym kto mnie denerwuje wypowiadać krótkie błogosławieństwo: «Panie, pobłogosław mu», lub podziękować za niego: «Dzięki Ci Panie, ma słuszność. Dziękuję, że jest»”. I choć z początku zmiana ta wymaga wiele energii i samokontroli, z czasem reagowanie słowami modlitwy na spotkanie z nieprzyjemnym zachowaniem stanie się odruchem i nie będzie wymagać już żadnego wysiłku.
Metodą stosowaną przez dawnych mnichów było ruminatio, czyli nieustanne powtarzanie (dosłownie „przeżuwanie”) wybranego, krótkiego cytatu z Pisma Świętego. Ojciec Anselm poleca to ćwiczenie jako dające poczucie bezpieczeństwa, do wykonywania w chwilach niepokoju czy oczekiwania, gdy nie ma się czym zająć. Ta prosta technika pomaga podchodzić do codziennych sytuacji życiowych z pozytywnym nastawieniem. Jednocześnie trzeba pamiętać, jak pisze ojciec Grün: „Słowo nie jest jakimś zaklęciem, dzięki któremu mogę rozwiązać wszystkie problemy, ale coś we mnie budzi, budzi mnie samego i stawia mnie w obecności Boga”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki