Logo Przewdonik Katolicki

Nasze miasta są jak bliźnięta

Adam Gajewski
Fot.

Z Natalią Sundukową, opiekunką grupy naszych rodaków z Białorusi, katechetką w mińskiej parafii pw. św. Szymona i św. Heleny, rozmawia Adam Gajewski Piękna idea Polacy z Białorusi spędzają święta Bożego Narodzenia wśród mieszkańców Bydgoszczy i okolicy. Program pobytu był niezwykle bogaty. Co wywarło największe wrażenie? Odpowiedź jest niezwykle trudna!...

Z Natalią Sundukową, opiekunką grupy naszych rodaków z Białorusi, katechetką w mińskiej parafii pw. św. Szymona i św. Heleny, rozmawia Adam Gajewski



Piękna idea – Polacy z Białorusi spędzają święta Bożego Narodzenia wśród mieszkańców Bydgoszczy i okolicy. Program pobytu był niezwykle bogaty. Co wywarło największe wrażenie?
– Odpowiedź jest niezwykle trudna! Tyle się dzieje! Każdego dnia notujemy nie jeden, a kilka momentów, które zostaną w pamięci na długo. Te uczucia trzeba dopiero będzie „poukładać”. Wszędzie przyjmowano nas jak swoich – gościli nas prezydenci miast, marszałek województwa, dziennikarze, arcybiskup, biskup… No i codziennie stykaliśmy się z rodzinami – gospodarzami. Wszystko było piękne. Nie sposób cokolwiek wyróżnić… Cieszymy się, że odwiedziliśmy właśnie Bydgoszcz, miasto ostatnich lat życia naszego dobroczyńcy – Edwarda Woyniłłowicza.

Byłem świadkiem spotkania przy grobie śp. Edwarda Woyniłłowicza. Widziałem wzruszenie, łzy. Jak Pani przeżyła te chwile?
– Bardzo, bardzo silne poruszenie. Słowami chyba nie umiem tego opisać – wszystko bowiem „działo się” w sercu, w duszy. Dla nas wszystkich było to ważne spotkanie. Wiem, że nawet tych, którzy absolutnie się nie spodziewali, ogarnęło wzruszenie. Ja dziesięć lat temu dowiedziałam się o Edwardzie Woyniłłowiczu – czekałam na taki pobyt w Polsce, podczas którego będę mogła stanąć przy jego mogile. My w Mińsku wciąż korzystamy z jego dzieła – świątyni, a u was spoczęło jego ciało. Nasze miasta są więc jak bliźnięta… Wiąże nas postać i czyny pana Edwarda.

W rozmowach z mińszczanami często powraca temat przeniesienia szczątków fundatora Waszego Domu Modlitwy na Białoruś…
– Marzy się nam, aby ten dobroczyńca spoczął w najmilszej jemu ziemi, czyli na Mińszczyźnie. Może w podziemiach „czerwonego kościoła”? Ale to oczywiście jedynie myśl, pomysł. Jak będzie – czas pokaże. Najważniejsze, aby tutejsi ludzie, bydgoszczanie, mieli wiedzę, świadomość, jakiż niesamowity człowiek przybył przed laty do tego miasta i tutaj został pogrzebany.

W Mińsku powszechnie pielęgnuje się pamięć o Edwardzie Woyniłłowiczu?
– Najłatwiej mi będzie opowiedzieć o działaniach naszej parafii, trudno mi oceniać całą stolicę. Parafianie oczywiście wiedzą wszystko doskonale. „Czerwony kościół” to jednak także miejsce odwiedzane przez liczne wycieczki, turystów. Każdy zwiedzający otrzymuje informacje, potem być może przekazuje ją dalej i dalej. Przekaz o życiu pana Edwarda rozchodzi się…

„Czerwony kościół” to rzeczywiście „serce” Mińska. Miejsce legendarne. Podczas wieczerzy w siedzibie Caritas Wasz chór zaprezentował pieśń, w której „występuje” właśnie ta świątynia!
– Dokładnie. To pieśń stworzona jako świecka, ale w naszej parafii przyjęliśmy ją jako kościelną. Opowiada przecież o ukochanym miejscu.

Mogłaby Pani przetłumaczyć fragment?
– Postaram się w miarę wiernie powtórzyć: Koło „czerwonego kościoła” na skrzypcach ty grałeś solo/I dopóki brzmiała muzyka, łączyła mnie i ciebie/ Kończył się cudowny dzień jesieni, opadały z drzew liście, a ja w zachwycie stałam koło „czerwonego kościoła”/ Będąc na placu, nie wiedziałam nawet, że św. Helena, dobrodziejka, nam błogosławi/ Serce biło mi mocno, drżało/ A oczy boskiego Szymona uśmiechały się w tych chwilach radośnie/ Obłoki płynęły jako samotni aniołowie/ Było tak blisko do Boga, jak do „czerwonego kościoła”…

Piękny tekst! Dziękuję. Gdy śpiewaliście te słowa dla bydgoszczan, pewnie nadeszła chwila tęsknoty za domem. Trudno spędzało się Boże Narodzenie z dala od rodzin?
– Każdy z nas różnie to odczuwał. Mnie było pewnie łatwiej niż innym. Od dziesięciu lat mieszkam w Mińsku sama, nie mam męża… Boże Narodzenie w Polsce, wśród ludzi tak bardzo nam życzliwych, pomoże nam z pewnością umocnić się w wierze, tradycji. U was trwa ona nieprzerwanie, my mamy za sobą różne doświadczenia. Gdy byłam mała, ustawiano choinki nie z betlejemską, a z czerwoną gwiazdą. Prezentów nie było, czasem tylko „Dziadek Mrozek” podrzucił trochę cukiereczków. Świętowało się Nowy Rok. Od lat odkrywamy piękno prawdziwie chrześcijańskiej tradycji. Gdy katechizuję dzieci w parafii, uczę też rodziców, jak przygotować czas Bożego Narodzenia, zwłaszcza Wigilię.

Czy „odkryła” Pani w Polsce jakieś świąteczne zwyczaje, których na Białorusi nie ma albo odwrotnie?
– Generalnie święta Bożego Narodzenia spędzamy bardzo podobnie. Nawet identycznie. No, prawie… Może akurat gdzieś tak się w Polsce dzieje, a ja po prostu nie widziałam – u nas po Pasterce, nawet w dużych parafiach, kapłan wychodzi do wiernych z opłatkiem. Przechodzi przez kościół, dzieli się z wiernymi. Oczywiście nie jest w stanie porozmawiać z każdym, ale symbolicznie ogarnia całą wspólnotę. A podczas modlitwy Ojcze nasz wszyscy trzymamy się za ręce.

Jestem bardzo wdzięczny za tę rozmowę, poświęcony czas.
– Również dziękuję. Jeszcze raz chciałabym pozdrowić wszystkie rodziny, które nas, przybyszów z Mińska, tak serdecznie przyjęły. Bóg zapłać!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki