Kałasznikow na gaz
Maria Przełomiec
Rosjanie sprawili swoim ukraińskim braciom miły prezent noworoczny. 1 stycznia zakręcili kurek z gazem. Moskwa zapewnia, że dostawy surowca do Europy Zachodniej nie są zagrożone, a sprawa dotyczy wyłącznie Kijowa. To kolejny etap rosyjsko-ukraińskiej wojny gazowej, wojny, której celem, czego Moskwa nie ukrywa, jest ukaranie zbuntowanego wasala.
Jeszcze kilkanaście miesięcy...
Rosjanie sprawili swoim ukraińskim braciom „miły” prezent noworoczny. 1 stycznia zakręcili kurek z gazem. Moskwa zapewnia, że dostawy surowca do Europy Zachodniej nie są zagrożone, a sprawa dotyczy wyłącznie Kijowa. To kolejny etap rosyjsko-ukraińskiej wojny gazowej, wojny, której celem, czego Moskwa nie ukrywa, jest ukaranie zbuntowanego wasala.
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wszystko wyglądało tak ładnie. Nowym prezydentem Ukrainy miał zostać prorosyjski Wiktor Janukowycz, a jego atutem w kampanii miało być podpisane z Kremlem, korzystne dla Ukrainy, porozumienie gazowe. Zgodnie z nim Ukraińcy mieli dostawać gaz po preferencyjnej cenie, płacąc ok. 50 dolarów za 1000 metrów sześciennych, niewiele drożej niż wierny sojusznik Moskwy Aleksander Łukaszenka. Tymczasem wybuchła pomarańczowa rewolucja, prezydentem został Wiktor Juszczenko, który zaczął otwarcie mówić o integracji Ukrainy z Zachodem. W tej sytuacji Rosja uznała umowę za niebyłą i tuż przed sezonem grzewczym i przypadającymi na marzec ukraińskimi wyborami parlamentarnymi ceny gazu podniosła niemal pięciokrotnie. Kijów upierał się, że „pacta sunt serwanda” i prosił przynajmniej o rozłożenie podwyżki w czasie, ale Putin pozostał nieugięty. Jedyne ustępstwo, na jakie poszedł, to propozycja udzielenia komercyjnego kredytu.
Kurek został zakręcony, wojna trwa. Ukraina ma w swoim ręku pewne atuty – pierwszy to fakt, iż 80 procent rosyjskiego surowca dostarczanego na Zachód transportowane jest przez terytorium Ukrainy, która na razie za tranzyt pobiera ceny dwukrotnie niższe od światowych, drugi – równie nisko opłacana przez Rosjan dzierżawa za tereny użytkowane przez rosyjskie bazy wojskowe na Krymie. Sytuacja nie jest jednak dla Ukrainy łatwa, a zbliżające się wybory mogą zmusić władze do ustępstw. Zapasów gazu ma starczyć jeszcze na miesiąc, a Moskwa zdaje sobie sprawę z tego, że brak ciepła w mieszkaniach będzie sprzyjać zwycięstwu ugrupowań prorosyjskich, takich jak chociażby Partia Regionów Janukowycza.
Aby jednak nie kończyć pesymistycznym akcentem, dopowiem, iż gazowa historia może mieć pewne pozytywne dla nas następstwa. Polska wie, że surowcowe kurki od dawna już spełniają w rosyjskim ręku rolę kałasznikowa, teraz jednak naciski na Ukrainę zaczął także zauważać Zachód. W Brukseli coraz częściej słychać opinie, że Europa zanadto uzależnia się od rosyjskich dostaw. Komisja Europejska zwołuje ekspertów, mówi się o budowie nowych tras, poszukiwaniu nowych źródeł surowców energetycznych. Oby tylko Ukraina nie zapłaciła zbyt wysokiej ceny za europejską edukację.