Nasza Matka Teresa
Bernadeta Kruszyk
Nawet z postury ją przypomina. Drobna, szczupła, pochylona. Całe życie poświęciła chorym, ubogim, bezdomnym Niechętnie mówi o sobie, a jeśli już, to tylko tyle, że niczego wielkiego nie zrobiła.
Tak było zawsze. Nie udzielała wywiadów, nie lubiła, gdy ją fotografowano, nie prosiła o promowanie swojej działalności. Pomaga się nie dla poklasku, ale z potrzeby...
Nawet z postury ją przypomina. Drobna, szczupła, pochylona. Całe życie poświęciła chorym, ubogim, bezdomnym… Niechętnie mówi o sobie, a jeśli już, to tylko tyle, że niczego wielkiego nie zrobiła.
Tak było zawsze. Nie udzielała wywiadów, nie lubiła, gdy ją fotografowano, nie prosiła o promowanie swojej działalności. – Pomaga się nie dla poklasku, ale z potrzeby serca – powtarzała. I nawet gdy ją odznaczano, twierdziła, że Panu Bogu podobają się nie ordery, ale dobre uczynki, modlitwa i praca. – Być dla innych, takie jest zadanie siostry miłosierdzia – dodawała.
Furmanką do chorych
Siostra Felicja Sieracka urodziła się 23 grudnia 1915 roku w Poznaniu. Po ukończeniu Kolegium Opiekunek Dziecięcych wyjechała do Warszawy, gdzie pracowała w rodzinie państwa Druckich. W lutym 1938 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo i po odbyciu okresu formacyjnego została skierowana do pracy w Szpitalu Dziecięcym przy ul. Lecha w Gnieźnie, gdzie posługiwała przez całą wojnę. Po wyzwoleniu pracowała tam nadal, nawet wówczas, gdy władze komunistyczne odebrały szarytkom szpital. Pożegnała się z nim dopiero w 1962 roku, gdy wraz z pięcioma innymi siostrami została zwolniona. Z opieki nad chorymi jednak nie zrezygnowała. – Odwiedzała ich w domach – mówi siostra Renata Zygmaniak, przełożona domu zakonnego szarytek przy ul. Lecha w Gnieźnie. – Udawała się też do okolicznych wiosek, najczęściej pieszo, rzadziej furmanką. Była niestrudzona. Niosła ulgę zarówno w cierpieniu fizycznym, jak i duchowym. Jest dla nas wzorem i przykładem prawdziwej miłości bliźniego.
Z puszką i siatką
W 1989 roku siostra Felicja we współpracy z gnieźnieńską parafią pw. Świętej Trójcy otworzyła przy ul. Lecha stołówkę dla osób ubogich i bezdomnych. Funduszy brakowało, ale się nie zniechęcała. Z nieodłączną siatką w dłoni przemierzała ulice Gniezna. Prosiła w piekarniach, sklepach, na targowiskach. – Ktoś ofiarował chleb, ktoś inny warzywa – wspomina. – Za życzliwość ludzie odpłacają życzliwością. Gdy widzą, że mogą pomóc, to pomagają.
By zgromadzić środki na utrzymanie stołówki, siostra Felicja nie wahała się pukać do drzwi różnych firm i instytucji. Raz w miesiącu z puszką w dłoni kwestowała pod kościołem farnym, czekając pokornie na datki. Z wdzięcznością przyjmowała każdy grosz. W stołówce bywała codziennie. Pomagała w przygotowaniu posiłków, a później osobiście je wydawała. Dzięki jej wytrwałości i zaangażowaniu ciepły posiłek jadło tam codziennie kilkadziesiąt osób. Niewiele mniej zabierało strawę w słoikach i menażkach do domów. – To nasza Matka Teresa – mówią o niej ze wzruszeniem. – Poświęciła nam całe swoje życie. Niczego w zamian nie chciała. Jest kimś więcej niż zwykłą zakonnicą. Jest dla nas jak matka.
Jestem wdzięczna
Dziś siostra Felicja rzadziej bywa w jadłodajni. Nie pozwala jej na to ani stan zdrowia, ani wiek. Serce jednak się wyrywa. – Siostry nie dają mi już pracować, ale kiedy tylko mogę, zaglądam do stołówki – przyznaje. – Jestem wdzięczna Panu Bogu za całe swoje życie i za to, że postawił na mojej drodze tak wielu życzliwych ludzi.
Za swoją działalność charytatywną siostra Felicja Sieracka była wielokrotnie odznaczana. Jak mówi, nie dla orderów i medali jednak pracowała, ale dlatego, że w każdym człowieku, zwłaszcza tym najbardziej potrzebującym, dostrzegała cierpiącego Chrystusa. Jej cicha i jakże heroiczna służba inspirowała wielu ludzi do niesienia bezinteresownej pomocy bliźnim. Bezdomnym zaś i ubogim przywracała nadzieję i wiarę w człowieka, którą utracili. W dniu 90. urodzin (23 grudnia 2005 roku) dziękowali jej jak umieli – słowem, gestem, uściśnięciem dłoni. Za zebrane grosiki kupili ciepły koc i podarowali własnoręcznie namalowany obraz.