Od Traugutta do korupcji
Mateusz Wyrwich
Fot.
Ma być wrogiem numer jeden korumpowanych biuralistów. Urząd, na którego czele będzie stał, zamierza m.in. ścigać urzędników, polityków i parlamentarzystów nieuczciwie wypełniających deklaracje majątkowe, a także sprawdzać, w jaki sposób zgromadzili dotychczasowy majątek.
Jest człowiekiem młodym duchowo. Młodszym niż to wynika z metryki. Ubiera się już może nie jak działacz
...
Ma być wrogiem numer jeden korumpowanych biuralistów. Urząd, na którego czele będzie stał, zamierza m.in. ścigać urzędników, polityków i parlamentarzystów nieuczciwie wypełniających deklaracje majątkowe, a także sprawdzać, w jaki sposób zgromadzili dotychczasowy majątek.
Jest człowiekiem młodym duchowo. Młodszym niż to wynika z metryki. Ubiera się już może nie jak działacz
studencki, ale jak młody absolwent wyższej uczelni, jeszcze "niedopasowany" do garnituru. Okulary ma po to, by dobrze przez nie widzieć, a nie dlatego, że wypracował mu je stylista dla lepszego wizerunku politycznego. Jest człowiekiem, do którego nie pasuje dobry samochód, nowoczesny telefon komórkowy. Nie najlepiej czuje się w luksusowej restauracji. Niemal ze wszystkimi jest po imieniu. To typ wiecznego NZS-owca. Bezpośredni, koleżeński, ale nie "kolesiowaty". Jest nieuleczalnym indywidualistą politycznym. Nie znosi walk frakcyjnych we własnej partii. Działa trzecią kadencję w Sejmie, ale nie jest typem zawodowego działacza, aparatczyka. Woli czytać Herberta i książki o podziemiu, niż tracić czas na jałowe spory - tak charakteryzuje posła Mariusza Kamińskiego znany publicysta polityczny i sprawozdawca sejmowy Łukasz Perzyna. - Mariusz to niezwykła wrażliwość osobista połączona z odwagą cywilną. Jest konsekwentny i nigdy nie traktuje ludzi instrumentalnie - zapewnia prawnik Grzegorz Wąsowski.
- Jego praca w organach kontrolnych telewizji i urzędu celnego dała mu znakomite przygotowanie do kierowania urzędem antykorupcyjnym. Jego doskonałe merytoryczne przygotowanie mogłem obserwować, pracując z posłem Kamińskim w sejmowej Komisji Administracji Spraw Wewnętrznych. Przychodził z szeregiem atrakcyjnych pomysłów i zdobywał dla nich akceptację. Potrafił oddzielić interes własnego ugrupowania politycznego od dobra wspólnego - mówi Grzegorz Cygonik, były poseł AWS.
Albo ty, albo ja
Nominacja Mariusza Kamińskiego wywołała krytyczne opinie głównie ze strony szeroko pojętej lewicy. Jego przeciwnicy polityczni chętnie wypowiadają się o nim nieprzychylnie. Ale za każdym razem - tylko anonimowo. Nazywają go walczącym antykomunistą, który komunistów widziałby najchętniej w nowej wersji Berezy Kartuskiej. On sam zgadza się na wizytówkę antykomunisty i broni Berezy, jako więzienia dla sowieckich szpiegów. - Jeżeli chodzi o analogię historyczną, to nie ulega dla mnie wątpliwości, że przedwojenni komuniści byli sowiecką piątą kolumną w naszym kraju. Siedzieli więc za szpiegostwo, a nie za wyznawane poglądy - wyjaśnia spokojnie.
Antykomunizm Mariusza Kamińskiego nie był wyborem pod wpływem mody czy emocji. To tradycja rodzinna i własne doświadczenia. Jego ojciec był w AK, podobnie jak wiele osób z rodziny. W domu dużo mówiono o mordzie dokonanym przez Rosjan na Polakach w Katyniu. A jego politycznymi autorytetami stali się Romuald Traugutt i Józef Piłsudski. Kiedy miał 17 lat, został aresztowany pod warszawską katedrą. To było pierwszego maja 1983 roku. Hasła, które wraz z innymi wykrzykiwał, były zdecydowanie solidarnościowe, antysowieckie i niepodległościowe. Wkrótce potem wyrzucono go z sochaczewskiego liceum. - Zostałem relegowany z zakazem uczęszczania do wszystkich rodzajów szkół średnich na terenie kuratorium skierniewickiego - wspomina czterdziestoletni dziś Kamiński. - Kiedy wyszedłem z warszawskiego aresztu, na schodach szkoły witał mnie dyrektor, mówiąc: "Albo ty w tej szkole, albo ja". I wręczył mi papiery. Dodał jeszcze, że dostał telefonogram z ministerstwa nakazujący relegowanie mnie. Rodzice próbowali znaleźć mi szkołę, ale się nie udawało. W tej sytuacji pojechałem do warszawskiego kościoła pw. św. Marcina, gdzie był punkt pomocy represjonowanym. I szybko znaleziono mi Liceum im. Chrobrego na warszawskich Szmulkach, ze wspaniałym dyrektorem Baczyńskim. Nie straciłem roku. Zrobiłem tam maturę. Miałem mieć sprawę karną za stawianie czynnego oporu funkcjonariuszom i znieważanie ZOMO. Gdy ogłoszono amnestię, zastosowano wobec mnie tylko dozór milicyjny. W kilka lat później Mariusz Kamiński skończył historię na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę magisterską pisał o powstaniu styczniowym.
Nie przypadkiem też przez cały stan wojenny działał w podziemiu na różnych polach. "Solidarność" postrzegał jako ruch niepodległościowy. Pracował w podziemiu jako kolporter, drukarz, redaktor. Z czasem stał się czołowym działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. - W połowie lat osiemdziesiątych miałem poczucie, że współtworzę na nowo oblicze NZS - wspomina poseł Mariusz Kamiński. - W tamtym czasie tylko bowiem gdzieś na pojedynczych uczelniach funkcjonowało NZS. Aktywność studentów wyssały podziemne struktury NSZZ "Solidarność". Sporo więc jeździłem po kraju, nawiązywałem kontakty, by tworzyć po jakimś czasie podziemną Krajową Komisję Koordynacyjną NZS.
Nowy czas, stare zwyczaje
Podczas obrad Okrągłego Stołu Mariusz Kamiński był jednym z delegatów Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Szybko jednak zauważył dekoracyjną rolę, jaką przydzielono NZS-owi. Wkrótce przyszło kolejne rozczarowanie. - Po deklaracjach premiera Mazowieckiego o radykalnych zmianach okazało się, że prominentni politycy obozu solidarnościowego "bredzą coś" o fachowcach nie do zastąpienia, czyli - o pozostawieniu komunistów w rządzie - opowiada Mariusz Kamiński. - W krajach, które nic nie zrobiły dla odzyskania niepodległości, widzieliśmy radykalne zmiany. Rozpadał się mur berliński. W Pradze wybuchła aksamitna rewolucja. A u nas zaczynało się dziwne pacyfikowanie nastrojów. Mówiono, że musimy siedzieć cicho, bo Sowiet stacjonuje w naszych granicach, a komuniści mają resorty siłowe. Niby mamy wolny rząd, ale Jaruzelski jest prezydentem, a Kiszczak szefem MSW. To była schizofrenia. Dla mnie takim ostatecznym zerwaniem ze złudzeniami był 1992 rok. Odwołanie rządu Jana Olszewskiego i sprawa lustracji, zachowanie się ludzi z UW i Wałęsy spowodowało, że wtedy ponownie podjąłem decyzję o powrocie do aktywnej działalności publicznej.
Konsekwentny antykomunizm
Swój powrót do polityki Mariusz Kamiński rozpoczął organizacją marszu na Belweder. W tym samym roku - 1993 - założył Ligę Republikańską, która, jak dziś podkreśla, była ideową kontynuacją NZS lat osiemdziesiątych. W dużej mierze tworzyły ją te same osoby. Liga działała na różnych polach, poczynając od najbardziej znanych akcji, takich jak palenie zniczy pod domem Jaruzelskiego w kolejne rocznice zbrodni dokonanej w Kopalni "Wujek", przez demonstracje uliczne, kończąc na działalności stricte historycznej polegającej na upamiętnianiu żołnierzy podziemia antykomunistycznego. - Wówczas jeszcze nie marzył się IPN. W 1993 roku po raz pierwszy pokazaliśmy wystawę "Żołnierze Wyklęci", poświęconą antykomunistycznej partyzantce. Ta wystawa objechała niemal cały kraj. Jedyne negatywne reakcje na tę wystawę spotkały nas w Sejmie w 1998. Kiedy zasiadała większość komunistyczna - wspomina Mariusz Kamiński. - Z trybuny sejmowej odgrażali się, że zorganizują swoją wystawę. Bardzo czekaliśmy na nią, chcieliśmy zobaczyć twarze oprawców, którzy prześladowali ludzi podziemia, ale nie doszło do niej. Skończyło się na słowach.
Wkrótce Mariusz Kamiński stał się jednym z założycieli fundacji PAMIĘTAMY, zajmującej się upamiętnianiem żołnierzy polskiego podziemia. - Do niego przychodzili akowcy, bo widzieli w nim człowieka, który się zainteresuje tym, co mają do powiedzenia, wysłucha ich. Kiedy jeszcze nie było mowy o Muzeum Powstania, on wyciągał z zapomnienia tych bohaterów - mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. Bardzo dużo pracy zawsze wkładał w upamiętnianie rocznic związanych z niepodległością Polski.
Konsekwentny antykomunizm w sposób naturalny doprowadził Mariusza Kamińskiego do parlamentarnych prac nad ustawą dekomunizacyjną, która jednak większością głosów SLD i Unii Wolności została odrzucona w Sejmie IV kadencji. Wyrazem jego antykomunizmu stało się też wspieranie narodu czeczeńskiego w walce przeciwko sowieckiej okupacji. W efekcie stanął na czele parlamentarnego zespołu polsko-czeczeńskiego. Bo jak podkreśla, Czeczenia, podobnie jak Polska w okresie PRL, potraktowana została na arenie międzynarodowej, jako wewnętrzna sprawa Rosji.
Korzenie korupcji
Mariusz Kamiński jest przekonany, że panująca dziś korupcja ma swe głębokie źródła w PRL. Podobnie jak mała skuteczność w walce przeciwko korupcji wielu powołanych do tego instytucji. Budując więc urząd antykorupcyjny, chce zgromadzić w jego strukturach najlepszych z najlepszych, pracujących dotychczas w służbach ścigających przestępczość. Tych, których nie dotknęło myślenie "żyj i daj żyć innym". - Na arenie międzynarodowej jesteśmy uważani za najbardziej skorumpowane państwo w UE. W światowych rankingach wyprzedzają nas takie kraje jak Panama czy Salwador. To jest hańba i chcemy z tym raz na zawsze skończyć - zapewnia Mariusz Kamiński. - Teraz jest czas działania, czas wsadzania tych ludzi do więzień. Naszym celem jest stworzenie bardzo silnej i bardzo sprawnej struktury, która będzie pięścią państwa polskiego. Bo przecież przepisy prawa do walki z korupcją nie są kompromitujące. Kompromitujące natomiast jest nieegzekwowanie ich.