Modlę się w wielu sytuacjach
Marcin Jarzembowski
Fot.
O zamiłowaniu do śpiewu, grania i Tatr z Sebastianem Karpielem-Bułecką, wokalistą zespołu Zakopower,
rozmawia Marcin Jarzembowski
Pochodzi Pan ze znanej rodziny, która od pokoleń obcuje z nutami, a także z architekturą. Czy najbliżsi mieli wpływ na to, co wykonuje Pan obecnie?
- Zadecydowały o tym geny. Poza tym, czym skorupka za młodu Otaczając się ludźmi o konkretnych...
O zamiłowaniu do śpiewu, grania i Tatr z Sebastianem Karpielem-Bułecką, wokalistą zespołu Zakopower,
rozmawia Marcin Jarzembowski
Pochodzi Pan ze znanej rodziny, która od pokoleń obcuje z nutami, a także z architekturą. Czy najbliżsi mieli wpływ na to, co wykonuje Pan obecnie?
- Zadecydowały o tym geny. Poza tym, czym skorupka za młodu… Otaczając się ludźmi o konkretnych zainteresowaniach, samemu się ich nabiera. To jest zaraźliwe. Tym bardziej, jeśli zarażającym jest starszy, zawsze imponujący brat. A może był taki zamysł Boży?
Połączenie starej gwary góralskiej z nowoczesnym brzmieniem daje bardzo dobry efekt. Skąd pomysł na powstanie zespołu Zakopower?
- Z Marcinem Pospieszalskim przyjaźnimy się od lat i naturalną koleją rzeczy było, że połączyliśmy nasze siły - góralską nutę i temperament z nowoczesną melodyką i aranżacją autorstwa Mateusza Pospieszalskiego. O powstaniu zespołu zadecydowała miłość do muzyki i radość z jej grania, a nie wyrachowanie.
Zakopower to także grupa muzyków. Są wśród nich wspomniany Marcin i Mateusz Pospieszalscy związani z nurtem muzyki chrześcijańskiej. Oprócz melodyjnych nut słychać w tych utworach dużo ciepła, miłości i wrażliwości. Czy takie były Pana zamiary?
- W skład zespołu wchodzą muzycy będący dobrymi, prawymi ludźmi, głowami rodzin, dobrymi ojcami; życzliwi i otwarci przyjaciele. To chyba naturalne, że epatuje tym zespół na scenie i emanuje tymi wartościami na płycie. Nikt z nas na potrzeby medialne nie przeistacza się w "trendy potwora", nawet jeśli taki wizerunek mógłby przysporzyć popularności - w naszym pojęciu wątpliwej.
W piosence "Zol miłości" pojawia się słowo "Bóg". Górale są znani ze swojego oddania Stwórcy i kroczenia z Nim przez codzienność. Czy Pan się z tym zgadza? Jakie znaczenie ma w Pana życiu modlitwa?
- Podhalańczycy są wyjątkowo pobożni, a przynajmniej utrwalony jest taki ich wizerunek. Życie codzienne jednak często - jak z naszych obserwacji wynika i to nie tylko na Podhalu - nie jest na to dowodem. My jesteśmy wierzący i wszyscy zgodnie nie znosimy dewocji. Ja modlę się w wielu sytuacjach… i to niekoniecznie ze złożonymi rękami.
Jeśli ktoś szczerze wierzy w Boga, swoim postępowaniem daje temu wyraz i niekoniecznie musi śpiewać o tym piosenki, najlepiej w telewizji, pobierając jeszcze za to honorarium. Zbyt wiele jest przypadków hipokryzji na polskiej scenie. I od tego nurtu pragniemy być jak najdalej.
Jest Pan obecnie chyba najbardziej znanym góralem w Polsce. Gdzie chodzi Sobek Karpiel-Bułecka, kiedy chce być sam i odpocząć od popularności, która tak szybko rośnie?
- To trochę przesada. Krępują mnie takie stwierdzenia, tym bardziej że są nieprawdziwe, a na pewno niesprawiedliwe wobec zasług wybitnych Podhalańczyków dla kultury góralskiej, a więc tym samym drażniące całe środowisko. Wolałbym, aby mi ich oszczędzono. Zresztą nie mam takich ambicji. Pragnę jedynie iść przez życie, robiąc to, co lubię, a jeśli mogę z tego także żyć, to tym wspanialej. Refleksjom i nabraniu dystansu do rzeczywistości, jak i sceny pełnej sztucznych iluminacji, sprzyjają spacery po górach, które swym majestatem uczą prawdziwej pokory.
"Gazdą Świata" nazywaliście Jana Pawła II. Kiedy odprawiał Mszę św., Pan stał pod Wielką Krokwią i grał na skrzypkach. Kim był dla Pana Ojciec Święty?
- Wielkim autorytetem.
Jakie są plany na przyszłość - związane z muzyką? Czy Boże wartości będą kontynuowane?
- Niezależnie od estradowych losów, kariery i tym podobnych nie zamierzam przestać grać, bo to moja naturalna potrzeba, niewymagająca poklasku. A łaska Boża przyda się w bardziej wzniosłych sprawach, jak rodzina i zdrowie bliskich, dlatego wolałbym jej nie nadwyrężać…