Duża góralska chata w okolicach Zakopanego, zbudowana z grubych drewnianych bali, pachnie żywicą. Wewnątrz obrazy malowane na szkle i zdjęcia tatrzańskich krajobrazów. Na ścianach półki z książkami o tematyce regionalnej, w kącie kamera i laptop do pracy. Tutaj, podobnie jak na vlogu hopcup.pl, tradycja łączy się z nowoczesnością.
– Zabawa i dobre trunki – tak przedstawiają górala reklamy, od lat budując w świadomości odbiorców fałszywy obraz – wyjaśniają ideę portalu jego pomysłodawczynie, Agnieszka Gąsienica-Giewont i Joanna Łapka. – W lokalnej kulturze coraz częściej tradycyjne elementy mieszkają się ze światową modą. Zapragnęłyśmy dla równowagi pokazać dziedzictwo, umiłowanie wolności, prostotę oraz szacunek do pracy, czyli to, co stanowi istotę góralskiej duszy. Pokazać po nasemu – jak mówią – czyli z góralskiej perspektywy.
Kształtowanie tożsamości
Obie panie są na Podhalu znane ze społeczno-kulturalnej działalności. – Powracają do korzeni i dbają, byśmy jeszcze bardziej świadomie zachowywali swoją tożsamość – słyszę od kilku mieszkańców Zakopanego dumną aprobatę. Joanna Łapka od dziecka występowała w zespołach góralskich. Już w podstawówce wraz z koleżankami szły po lekcjach „na wierchy” (wzgórza) i śpiewały, jak dawni górale, pełne zadumy przyśpiewki, zwane nutami „wierchowymi”. – Słuchałam, jak starsi mieszkańcy cieszyli się, że śpiew niesie się po wsi i nabierałam przeświadczenia, że to co robię ma głęboki, chociaż jeszcze nie do końca odkryty, sens – wspomina.
Potem uczestniczyła w Regionalnym Zespole Teatralnym w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie wystawiano także sztuki Moliera czy Fredry w przekładzie na gwarę góralską i występowała na scenach Polski i Europy. Coraz bardziej poznawała zalety, historię i elementy kulturowego dziedzictwa regionu. – Byłam tą kulturą przesiąknięta – mówi. – I dopiero gdy wyjechałam na studia do Krakowa (stosunki międzynarodowe), odkryłam, że nie wszędzie czuję się tak dobrze jak tutaj i że istnieje pewien kod kulturowy, oparty na konkretnych wartościach i stylu życia, który ułatwia mi codzienne funkcjonowanie. Zaczęłam więc propagować ten kod, prowadząc warsztaty sztuki góralskiej dla dzieci i dorosłych oraz udzielając się jak konferansjer podczas wydarzeń w regionie.
Fascynowało ją Podhale z czasów, gdy nie odkryto go jeszcze turystycznie. Próbowała coraz bardziej wejść w kierpce swoich przodków i uświadamiała sobie, że charakterystyczną dla górali twardość charakteru wyrzeźbił w nich górski klimat. Musieli być odporni i przewidujący, żeby odnaleźć się w trudnych i zmiennych warunkach pogodowych i rolniczych. Halny, susze czy powodzie, na które nie mieli wpływu uczyły, że nie wszystko zależy od nich i że aby przetrwać potrzebują powierzyć pieczę nad sobą Stwórcy.
Droga do korzeni
– Pamiętam zimy z mojego dzieciństwa. Mrozy były bardziej siarczyste, zimy bogatsze w śnieg. Samorządy nie rozwiązywały jeszcze wówczas kompleksowo problemów komunikacyjnych, a przez Groń, moją rodzinną miejscowość, nie przejeżdżały pługi. Przedzierałam się więc z przysiółka do szkoły przez zaspy po pas, mimo że rodzice proponowali bym została w domu. Przychodziłam do szkoły przemrożona i przemoczona, a gdy odtajałam, znów trzeba było pokonać tę drogę – Agnieszka Gąsienica-Giewont wspomina sytuacje, które kształtowały jej charakter.
Przy tych wszystkich niedogodnościach góral musiał mieć jasno określone priorytety, a błahostki odkładał na bok. Z pokolenia na pokolenie kształtował też w sobie przekonanie, że najważniejszy w życiu jest Bóg, a zaraz potem rodzina. Agnieszka przekonywała się o tym od dziecka, czerpiąc pełnymi garściami między innymi od babci Agnieszki, którą nazywa swoim życiowym mentorem. – Widziałam w niej typową „góralską duszę”: dbała o rodzinę bardziej niż o siebie, zawsze była gotowa do pomocy, życzliwa, a przy tym operatywna i zaradna – mówi. – Do dziś z radością wspominamy jej mądre powiedzonka i powtarzamy je jako rady moim dzieciom.
W wielopokoleniowej, zbudowanej na kulturze góralskiej rodzinie, był wychowany także jej mąż, Jakub. Dzięki swojemu stryjowi, legendarnemu Tadeuszowi Gąsienicy-Giewontowi, znanemu z piyknego muzykowania i działalności ratowniczej, Jakub zapalił się do gry na góralskich basach. Zakochała się w nich także Agnieszka, porzucając ukochaną wiolonczelę, na której specjalizowała się w szkole muzycznej. To z basami występowała w zespole Trebunie-Tutki i do dziś gra w różnych składach kapel. W wolnych chwilach muzykuje na nich w domu, z mężem i córkami.
Swoje doświadczenie muzykanta i animatora kultury połączyła z etnologią i muzealnictwem. Kiedyś jako koordynator i dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem, a obecnie jako kierownik Oddziału Muzeum Karola Szymanowskiego w tym mieście. Zdobytą tu widzą dzieli się na vlogu. – To fantastyczne, że dzięki internetowi możemy mieć kontakty z ludźmi, których nie znamy – cieszą się pomysłodawczynie. – Piszą do nas osoby z całej Polski, a nawet Polacy zza granicy! Pytają, dociekają. A my to, czego nauczyłyśmy się od rodziny, sąsiadów, instruktorów zespołów regionalnych czy nauczycieli przekazujemy dalej: do młodszego pokolenia i na cały świat!
Największym wyzwaniem było połączenie nowoczesnej formy z tradycyjną treścią. Dziś na vlogu z lekkością i werwą opowiadają o przydatnych turystom gwarowych słówkach i tradycyjnych daniach, piszą co zabrać do plecaka na wyprawę w Tatry, doradzają, ostrzegają, podają praktyczne informacje i ciekawostki. W tle nagrań słychać pełną temperamentu muzykę góralską, wykonaną na tradycyjnych instrumentach: gęślach, złóbcokach, basach czy instrumentach pasterskich. – Kochamy muzykę, dlatego chcemy pokazywać walory tradycyjnej muzyki góralskiej, którą próbuje ostatnio zagłuszyć disco polo – mówią.
Pourodzomy po nasemu
– Heboj, nie znacy to chyba. Heboj to po góralsku chodź. Tak jakbyście usłyseli: O ho, ho, heboj ku nom! To znak, ze trza podejść. Dobrze jest znać to słówko, coby was trefunkiem nie ominął góralski pocęstunek – wyjaśnia Joasia na jednym z nagrań jedno z dziesięciu słówek w gwarze podhalańskiej.
Pomysł, by prowadzić vloga w gwarze góralskiej zrodził się po Kongresie Kultury Regionów w Nowym Sączu. Agnieszka i Joasia uświadomiły sobie, że internet, telewizja i zwyczaj uczenia się języków obcych, stanowi dla gwary konkurencję. Nie ma na razie możliwości wprowadzenia jej do szkół, a pielęgnowanie w domu to za mało.
– To nie jest tak, że góralka z dziada pradziada zna całą gwarę – wyjaśniają. – Owszem, gwara określa naszą tożsamość, lecz pewne słówka wyszły z użycia, inne zaczęły zmieniać swoje znaczenie lub inaczej niż kiedyś się je wymawia. Dlatego w kolejnych odcinkach, mówiąc gwarą, korzystamy z własnych umiejętności, specjalistycznych książek i relacji przedstawicieli najstarszego pokolenia. Wczytujemy się też w dzieła Kazimierza Przerwy-Tetmajera czy Władysława Orkana.
– Chociaż w sieci istniejemy dopiero od dwóch miesięcy, zapoczątkowałyśmy już na stronach dyskusję o gwarze – mówi Agnieszka Gąsienica-Giewont. – Ludzie z różnych stron Podhala informują w komentarzach i mejlach, jak dane słówko wymawia się czy rozumie w ich stronach, tworząc swoisty katalog regionalizmów góralszczyzny. Wierzymy, że gdy będziemy babciami, pourodzomy po nasemu z wnuczętami i będziemy cieszyć się z języka przekazanego kolejnemu pokoleniu górali.
Na portalu oprócz gwary, wracają m.in. do tradycyjnej wiedzy, że góralka nie bywa ubrana w elementy austriackiego stroju, co ostatnio się zdarza, lecz zgodnie z kanonem nosi tradycyjną koszulę, gorset wiązany wstążką, serdak, halkę, spódnicę i kierpce, a na głowie powinna mieć chustkę albo na gładko wyczesany warkocz luźny lub upięty w koka, zwany po góralsku cubą.
Hop-cup znaczy przytup
Mieszkają trzydzieści kilometrów od siebie, dlatego codziennie są w kontakcie mejlowym. Joasia, która opiekuje się teraz małymi dziećmi, zajmuje się stroną w ciągu dnia i późną nocą. Agnieszka po pracy: popołudniami i w weekendy.
A skąd nazwa portalu? Hop-cup to komenda podawana z werwą w tańcu góralskim przy zmianie kroku czy figury. Oznacza przytup. I takim przytupem ma być w historii góralskiej kultury.
– Uczestniczymy w ogromnych przemianach kulturowych i, oczywiście, nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać – mówią Agnieszka i Joasia. – Możemy natomiast oczyszczać kulturę od naleciałości i trendów, pokazując bazę, na której góralszczyzna opierała się kilkadziesiąt lat temu. Po to, by nasze wnuki za 50 lat potrafiły rozróżnić co jest naleciałością z innych regionów, a co przejawem typowym dla naszego regionu i charakterystycznym dla ich tożsamości elementem.