W przestronnym, jasnym salonie zebrała się cała rodzina Sobkowiczów. Magda uśmiecha się i chwyta Adama za rękę, gdy pozują do wspólnego zdjęcia. Czwórka dzieci: od 2,5-rocznego Ignasia po 18-letnią Julię, śmieje się głośno, opowiadając o ostatnim wspólnym wyjeździe. – Nie zawsze w życiu jest wesoło – mówi Adam, głowa rodziny, informatyk. – Na szczęście nauczyliśmy się, że wszystkie doświadczenia, nawet te trudne, można wykorzystywać do budowania jeszcze lepszej więzi małżeńskiej i rodzinnej.
My i Bóg
Magda, pedagog, przez lata angażowała się w życie wspólnoty charyzmatycznej. W małżeństwo wchodziła z ufnością, że Bóg towarzyszy człowiekowi na każdym etapie życia i przeprowadza go przez wszelkie trudności. Adam traktował Boga z dystansem.
– Od dziecka modliłem się, jak to zazwyczaj bywa: o zdrowie dla babci i dziadka czy życie wieczne dla zmarłych – wyjaśnia. – Ponieważ nie mogłem w żaden sposób zweryfikować, czy babcia jest zdrowa dzięki mojej modlitwie, czy dlatego, że miała być zdrowa, nie oczekiwałem od Boga ingerencji.
Początkowo wspólnej małżeńskiej modlitwie, którą postanowili podejmować, wydawało się przeszkadzać niemal wszystko: pranie, prasowanie, praca na nadgodziny, choroba dziecka. Ale gdy już do niej klękali, widzieli jej wartość i sens. – Nasza modlitwa była przede wszystkim wyrazem zaufania – mówią. – Im bardziej zawierzaliśmy Bogu nasze życie, tym bardziej uświadamialiśmy sobie, że nic nie dzieje się przypadkowo. A jeśli nie otrzymujemy tego, o co prosimy, to po to, byśmy nauczyli się jeszcze bardziej kochać – mówią. Wspólnie prosząc, doświadczyli też wyraźnych Bożych ingerencji: gdy „niemal cudem” dostali kredyt na pierwsze i drugie mieszkanie i gdy po kilku latach trudności z pracą, charakterystycznych dla początków lat dwutysięcznych, Adam znalazł stałe, dobrze płatne zatrudnienie.
Przełom
W narzeczeństwie zbudowali silną więź, która stała się fundamentem na kilka pierwszych lat małżeństwa. Jednak wciąż narastająca liczba zadań sprawiła, że zgubili bliskość. Problemy finansowe, tęsknota za intymnością – gdy mieszkali wraz z dziećmi u teściów w jednym pokoju – depresja poporodowa sprawiały, że Magda czuła, jakby cały ciężar obowiązków zwalił się na nią. – Wstawałam w nocy do dzieci, szykowałam śniadania i obiady, byłam dyspozycyjna dla rodziny nawet wtedy, gdy głowa pękała mi z bólu – wspomina. – Nie bardzo wiedziałam, jak w tej nowej rzeczywistości, w której emocje czasem eksplodowały, żyć wiarą i osiągnąć świętość.
Pierwszy przełom w ich relacji nastąpił siedem lat od ślubu. Podczas Mszy św. na rekolekcjach Magda zrozumiała, jak duży ciężar odpowiedzialności za utrzymanie rodziny wziął na siebie jej mąż. Tak jakby ktoś w jednej chwili pokazał, jak ich życie wygląda z jego perspektywy.
„Bóg jest we współmałżonku” – Adam przeczytał to zdanie zupełnie „przypadkiem”, otwierając wystawioną w rekolekcyjnym sklepiku książkę. – Zaczęło do mnie docierać, że to właśnie ja w sposób najbardziej intensywny mogę pokazywać mojej żonie, jak bardzo Bóg ją kocha – mówi. – I że miłość, jaką okazuje mi żona, jest miłością samego Boga. A na okazywaniu sobie wzajemnie tej miłości, np. przez rozpoznanie i spełnianie potrzeb, polega realizowanie sakramentu małżeństwa.
Ale równocześnie coraz bardziej dawali się wciągnąć w wir codziennych zajęć. Wyjazdy w delegacje, odrabianie z dziećmi lekcji i tysiące innych zajęć sprawiały, że przestali walczyć o wspólnie spędzony czas i okazywać sobie bliskość, choćby taką jak całuski „na do widzenia”. Codzienną komunikację ograniczyli do zdawkowego: „Odbierz córkę o 14.00 z zajęć”, „W piątek o 18.00 umówiłam nas u teściów”. I chociaż w głębi serc tęsknili za sobą, w rzeczywistości zaczęli coraz bardziej się od siebie odsuwać.
Oddalenie
– Czułam się rozżalona, opuszczona, a im bardziej ten żal okazywałam, tym dłużej Adam zostawał w pracy – wyjaśnia Magda. – Nie miałem ochoty słuchać wciąż utyskiwań i pretensji, coraz bardziej popadałem więc z pracoholizm – Adam tłumaczy, jak to wyglądało z jego strony.
„Czy wiesz, że możesz kiedyś wrócić do domu i nikogo w nim nie zastać?” – to krótkie zdanie było jak kubeł zimnej wody. Do Adama dotarło, że Magda potrzebuje jego głębszej przyjaźni, zrozumienia, częstszej obecności.
Do Magdy też dotarło coś ważnego. Że zdanie: „Dlaczego to ja ciągle mam się starać?”, kołaczące się w głowie, o mało nie doprowadziło do rozpadu ich związku. – Mężczyzna może zadbać o tysiące innych rzeczy, ale nie ma predyspozycji, by zbudować małżeńskie ciepło i bliskość. To umiejętność, która z łatwością przychodzi kobiecie, bo tak obdarował ją Bóg – wyjaśnia.
Jestem dla ciebie
„Przytulajcie się, patrzcie sobie w oczy, wychodźcie razem na randki, przyjmujcie wspólnie Eucharystię. A jeśli coś nie służy twojemu małżeństwu, to po prostu to zostaw” – zachęcał o. Ksawery Knotz podczas rekolekcji, na które wybrali się wkrótce po wspomnianej rozmowie. A do nich coraz bardziej docierało, że aby zbudować szczęśliwe małżeństwo, potrzebne są równocześnie trzy elementy: i modlitwa, i realizacja obowiązków, i bliskość.
Na rekolekcjach powzięli konkretne postanowienia. Adam zaczął przestrzegać ściśle określonych godzin pracy, by potem mieć czas dla najbliższych. Magda nauczyła się, że nie można kochać drugiego człowieka, bez kochania „siebie samego”. Nie zatraca się już w miłości do najbliższych aż do totalnego zmęczenia. Znajduje czas na swoje zainteresowania, zaspokaja własne potrzeby. Ponieważ lubi działać społecznie, angażuje się w działalność stowarzyszenia Stop seksualizacji, wspólnie ze znajomymi zorganizowała półkolonie letnie na Ukrainie, współorganizuje wraz z Adamem rekolekcje dla małżeństw.
Wypracowała też nowy sposób komunikacji: gdy na przykład jest zmęczona, nie wykonuje kolejnych zajęć na siłę, z żalem, lecz mówi o swoim zmęczeniu i prosi o pomoc. – Gdy zaspokajam własne potrzeby: te duchowe, psychiczne i fizyczne, jest mi dużo łatwiej okazywać miłość bliskim – wyjaśnia zmianę. – Nie w zgorzknieniu i żalu, lecz z radością.
Sakrament szczęścia
– Dotarło do nas także, że małżeństwo to nie tylko umieszczone w czasie wydarzenie, które sprawia, że żyje się razem i ma się dzieci – wyjaśnia Adam. – Odkryliśmy, że tak jak kapłan jest kapłanem cały czas – na mocy raz przyjętego sakramentu i tamten moment pozwala mu na ciągłe sprawowanie sakramentów – tak sakrament małżeństwa uzdalnia nas na co dzień do budowania szczęśliwego małżeństwa.
Teraz do tego budowania każde z nich wykorzystuje swoje możliwości. Magda dba o rodzinną atmosferę, rozmowy, wzajemne zrozumienie. Adam jest tym, który jasno precyzuje kierunki działania i dba o sprawy techniczne. – Każde z nas ma inne predyspozycje, a w sakramencie małżeństwa stanowimy jedność. Po co więc konkurować ze sobą, skoro osiągniemy więcej i będziemy bardziej szczęśliwi, jeśli wzajemnie sobie pomożemy? Czy to mocna strona męża czy żony, nie ma znaczenia, ważne, że ją mamy – mówią.