Logo Przewdonik Katolicki

Herstoria Zakopanego

Natalia Budzyńska
fot. Krystyna Sałyga Dąbkowska/materiały prasowe/Muzeum Tatrzańskie

ZakoPanie to nie tylko gra słów, ale wirtualna wystawa i projekt badawczy Muzeum Tatrzańskiego. Wpisują się w szeroko rozumianą herstorię, czyli historię widzianą z innej perspektywy niż ta pisana przez wieki.

To nic dziwnego, że historia zapisywana przez mężczyzn dotyczyła tylko ich. Kultura nauczyła panów w taki sposób patrzeć na świat i jego przemiany, rola kobiet była niezauważalna i nieistotna. Czy oznacza to, że nie miały one żadnego wpływu na dzieje świata, kultury, cywilizacji? Całe pokolenia kobiet zostały wykreślone i pominięte, ukryte w kuchniach, salonach, sypialniach i izbach. Zakryte woalkami, falbanami, z wiecznymi migrenami, milcząco schylone nad pracą, dojące miliony krów i co najwyżej rodzące królów, bohaterów, wojowników i świętych. Feministyczny paradygmat XXI wieku pokazuje nową wersję historii, odkrywając kobiety odważne, zauważając milczące, a oddając im głos, przywraca je minionym czasom i proponuje nowe spojrzenie na dzieje ludzkości.
Od zawsze historię tworzyli mężczyźni i do takiej jesteśmy przyzwyczajeni. To historia wojen i politycznych gier. Jako ekskluzywny dodatek traktowana jest historia sztuki, zresztą także pełna mężczyzn. Herstoria zaproponowała inny wzór pisania historii: z punktu widzenia doświadczenia kobiet, stąd pojawiające się ostatnich latach publikacje dotyczące pomijanych dotąd dziedzin życia, jak np. macierzyństwo, czy roli kobiet w tle wielkich wydarzeń. I wtedy często się okazuje, że wcale nie były „w tle”, że wielokrotnie owe wielkie wydarzenia bez nich nigdy by się nie wydarzyły albo potoczyłyby się zupełnie inaczej. Że występując w roli drugoplanowej, budowały trwałe fundamenty. Że na przekór przeszkodom tworzyły, budowały i zdobywały.
Na przykład w Zakopanem. To dobry przykład, bo każdy Polak coś o historii Zakopanego wie, chociażby w kontekście jego kulturowego znaczenia. Tatry odkrył dla Warszawy Tytus Chałubiński, styl zakopiański wymyślił Stanisław Witkiewicz, a chorych leczył doktor Andrzej Chramiec. Lista „sławnych zakopiańczyków” i osób dla Zakopanego ważnych jest długa. Oprócz wymienionych przychodzą do głowy natychmiast: Stanisław Staszic, Walery Eljasz Radzikowski, Władysław Zamoyski, Józef Oppenheim, Stefan Żeromski, Mieczysław Karłowicz, Mieczysław Dłuski. Kogo brakuje? Kobiet.

Zofia-Karpiel-Bulecka-1-1.jpg

fot. Zofia Karpiel Bułecka/materiały prasowe/Muzeum Tatrzańskie

Miasto mężczyzn?
Czyżby miasto wykreowane przez mężczyzn i dla mężczyzn? Wielkie nazwiska i sławy, a jako kwiatek do kożuszka jakieś żony i kochanki? I nie można zapominać o podhalańskim ludzie, góralach, których nazwiska także zapisały się na kartach historii jako świetnych cieśli i przewodników górskich.
Prowadzący projekt badawczy „ZakoPanie” wskazują na rysunek Stanisława Witkiewicza przedstawiający ks. Stolarczyka, odczytując go jako obraz XIX-wiecznego stosunku kobiecości. Zakopiański proboszcz, potężny jegomość ubrany po pańsku, stoi tyłem, a jego dłonie całują pochylone góralki w chustach na głowie. Mężczyzna jest jeden, kobiet kilka, ale uniżonych, bez twarzy i bez tożsamości. Oczywiście ta scena jest symboliczna z jeszcze jednego względu – ukazuje także klasowość. Inna sprawa i zupełnie w tym temacie na marginesie, że ks. Stolarczyk był i przez górali, i przez przyjezdnych bardzo szanowany.
Wróćmy jednak do kobiet. Zanim Walery Eljasz Radzikowski opublikował w 1870 r. Ilustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnicy, swoje reportaże z tatrzańskich wycieczek pisała do warszawskiej prasy Jadwiga Łuszczewska. Miała 26 lat, kiedy wybrała się z ojcem i kilkoma osobami w Tatry. Był rok 1860 i Radzikowski jeszcze nie widział tatrzańskich szczytów na oczy. Młoda poetka, znana w Warszawie z przyjęć organizowanych przez swoją matkę w Pałacu Saskim, nie wystraszyła się niewygód podróży, a były to czasy, kiedy chłopską furką z Bukowiny nad Morskie Oko jechało się siedem godzin. Była pod Łomnicą, pod Mnichem, przepłynęła Morskie Oko tratwą, spacerowała po Dolinie Kościeliskiej. Reportaż, który późniejsza Deotyma i autorka Panienki z okienka napisała do „Gazety Warszawskiej”, miał aż piętnaście odcinków.
Kto wie, może czytała je Helena Modrzejewska, chociaż w tamtym czasie jeszcze nie występowała w Warszawie? Po raz pierwszy zawitała pod Giewontem w 1867 r., gdy jej lekarz, Tytus Chałubiński, nie myślał jeszcze o zbawiennym dla gruźlików powietrzu w Zakopanem. Modrzejewska odwiedzała to miejsce wielokrotnie i w końcu przywiozła ze sobą Chałubińskiego. Tak właśnie zaczęła się nowa era małej podtatrzańskiej wsi.

Maria-Chalubinska-2.jpg

fot. Maria Chałubińska/materiały prasowe/Muzeum Tatrzańskie

Pod szczytami i na szczytach
Wielka aktorka, zanim kazała wybudować sobie dom na Antałówce, mieszkała w spartańskich warunkach u górali i zupełnie jej to nie przeszkadzało. Hartowała się, chodząc boso po trawie, chodziła na górskie wycieczki, marzyła o zdobyciu nowych szczytów. Gdy wyjechała do Ameryki, postanowiła przekazać sporą sumę w celu założenia w Zakopanem szkoły dla miejscowych dziewcząt.
Szkołę Koronkarską nadzorował Chałubiński i Róża Krasińska, która mieszkała z dziećmi w Zakopanem od 1878 r. Zajęła jedyny wówczas murowany dom, który nazwała „Adasiówką”, i stopniowo rozbudowywała. Na długo przed przyjazdem do Zakopanego Stanisława Witkiewicza zainteresowała się ozdobnymi elementami w chacie góralskiej. Zachwyciły ją góralskie ornamenty na przedmiotach codziennego użytku do tego stopnia, że wraz z nauczycielką swoich dzieci, malarką Magdaleną Andrzejkowicz, odwiedzała góralskie chaty, wypatrując ciekawych wzorów. To ona wpadła na pomysł wykorzystania tych ornamentów w meblach robionych na zamówienie do jej salonów. Według rysunków Andrzejkowicz wykonali je uczniowie zakopiańskiej Szkoły Snycerskiej. Nie wiadomo, kto pierwszy zaczął zbierać przykłady ludowego rękodzieła i tworzyć kolekcję: Róża Krasińska (wkrótce Raczyńska) czy Maria Dembowska, która osiedliła się z mężem Bronisławem w Zakopanem w 1885 r. Witkiewicz zjawił się w Tatrach po raz pierwszy właśnie za sprawą Dembowskiej i to ona zainteresowała go sztuką podhalańską, którą z kolei on przełożył na stworzony przez siebie styl zakopiański. Można by pomyśleć, że gdyby nie Dembowska, Witkiewicz nigdy nie poznałby Tatr, a Zakopane nie różniłoby się niczym od takich tatrzańskich miejscowości jak Stary Smokowiec. Dembowska kibicowała ojcu Witkacego w tworzeniu projektów kolejnych domów, co całkowicie zmieniło ówczesną architekturę miasta.
W tym samym czasie co Witkiewicz zjawiła się u Róży Krasińskiej matka ówczesnego właściciela dóbr zakopiańskich, hrabiego Zamoyskiego, Jadwiga z Działyńskich Zamoyska. Jej słynna Szkoła Domowej Pracy Kobiet działała początkowo w „Adasiówce”, a później w Kuźnicach. Trzyletnia Wanda Herse być może wtedy właśnie widziała wysokie góry po raz pierwszy. W roku 1902 jako pierwsza kobieta zdobyła Mnicha – miała 17 lat. Tylko kilka lat była od niej starsza pianistka Natalia Janotha, gdy w 1880 r. wyruszała na kolejne wyprawy wysokogórskie ze znanym przewodnikiem Maciejem Sieczką. Jako pierwsza kobieta stanęła na Gerlachu. Pięć lat później została nadworną pianistką królewską w Berlinie, koncertowała w najważniejszych salach świata i przed koronowanymi głowami. A w swojej twórczości nie zapomniała o Tatrach, komponując utwory zawierające podhalańskie motywy.
Wirtualna wystawa „ZakoPanie” prowadzi swą opowieść dalej, zajmując się wiekiem XX. Przedstawia losy ośmiu kobiet, zwykłych lecz niezwykłych. Ich portrety powstały na podstawie nagranych wspomnień i udostępnionych fotografii. Artystki, taterniczki, narciarki, gospodynie – osobowości, które ubogacały Zakopane. Odważne, zdeterminowane, nie bały się żyć bezkompromisowo i po swojemu. Wiele jest takich kobiet wokół. Tworzyły i tworzą rzeczywistość.

Zofia-Krzeptowska-Kapusia-1.jpg

fot. Zofia Krzeptowska-Kapusia/materiały prasowe/Muzeum Tatrzańskie

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki