Logo Przewdonik Katolicki

Nie chodzi o to, by było „jakoś”

Marcin Jarzembowski
fot. Marcin Jarzembowski

O potrzebie wyrwania się z marazmu, wykorzystywaniu talentów w duszpasterstwie rodzin i skandalicznych ośmiu minutach dla dziecka w rozmowie z ks. dr. Przemysławem Drągiem

Jakie wyzwania stoją dziś przed duszpasterstwem rodzin?
– Podstawową sprawą jest głoszenie kerygmatu. Chodzi o autentyczne spotkanie z Jezusem Chrystusem. Z tym problemem stykamy się na różnych poziomach, od przygotowania narzeczonych do sakramentu małżeństwa, poprzez towarzyszenie samym małżonkom, skończywszy na osobach zawierających powtórne związki, także te niesakramentalne. Na pierwszym miejscu należy więc postawić na głoszenie Chrystusa, Jego słowa. Wszelkie inne sposoby komunikacji, w tym chociażby akcenty psychologiczne, są działaniami pochodnymi. Drogą odkrywania ich w życiu małżeńskim jest duchowość małżeńska, o której mówił wielokrotnie papież Franciszek. Bez duchowości małżeńskiej, zrozumienia tego, kim dla siebie jesteśmy jako małżonkowie i rodzice, nie ma dalszej drogi rozwoju. Dostrzegamy także duży problem małżeństw, które z różnych powodów nie mogą w sposób naturalny począć od razu swojego dziecka.
Jednak największym wyzwaniem jest pytanie, jak umiejętnie towarzyszyć dzisiaj małżeństwom i rodzinom. Z badań publikowanych przez GUS w Polsce wiemy, że najwięcej małżeństw, także sakramentalnych, rozpada się pomiędzy piątym a dziewiątym rokiem od chwili ślubu. Jak do nich docierać, jak z nimi rozmawiać? Małżonkowie często nie chcą korzystać z pomocy zorganizowanej, skupionej wokół grup, stowarzyszeń, fundacji. Pragną obecności i realnego wsparcia duchowego ze strony księży; te oczekiwania sygnalizują podczas kolędy czy spotkań w kościołach. I znowu powracamy do realnego spotkania z Chrystusem, na przykład podczas adoracji. Bardzo sensowne wydaje się też dzisiaj odnawianie przyrzeczeń małżeńskich podczas celebracji liturgicznych.
 
Na czym dokładnie polega kryzys współczesnej rodziny?
– Każdego roku w Polsce mamy ponad 62 tys. rozwodów przy 192 tys. zawieranych małżeństw. W tych liczbach są zawarte również związki cywilne i ponowne małżeństwa. To wszystko daje dosyć kiepską statystykę. Pytanie, co robić, by tych ludzi, którzy myślą o rozwodzie, zachęcić do głębszej refleksji, do tego, by pomyśleli o swoich dzieciach.
Kolejny problem dotyczy mężczyzn, często wychowywanych przez samotne matki. Wielu z nich nie posiada dyscypliny. Mamy do czynienia z syndromem Piotrusia Pana, facetem, który poszukuje radości, a nie potrafi wziąć odpowiedzialności za siebie, żonę, dzieci.
Trzecia kwestia dotyczy antykoncepcji. Jak mówić ludziom, jak ich zachęcać, by w sposób pozytywny i piękny odkrywali radość czystej miłości? I tu ponownie powracamy do papieża Franciszka i Amoris laetitia, zrozumienia tego, co jest zawarte w tej adhortacji.
Czwarta sprawa, nie mniej ważna, dotyczy kwestii budowania jakiejś strategii. Osoby i grupy o lewicowych poglądach, dalekich od nauczania Kościoła i Ewangelii, chwalą się projektami ustaw, zmian, które natychmiast wprowadzą po zdobyciu władzy. Natomiast z naszej strony trudno nie dostrzec pewnego marazmu, niedbalstwa i twierdzenia, że jakoś to będzie, bo Jezus jest z nami. Moim zdaniem – a mam na myśli duszpasterstwo małżeństw i rodzin – po to otrzymaliśmy wszystkie dary, talenty, zdolności, by nie było „jakoś”. Mamy z Chrystusem zmieniać rzeczywistość i czynić świat bardziej Bożym.
 
Obserwując od kilku lat pracę duszpasterza rodzin w diecezji bydgoskiej, widzę, że liczba trudnych sytuacji wciąż wzrasta. Jakie są ich główne źródła?
– Podstawowa kwestia dotyczy utraty wiary. Jeżeli człowiek nie wierzy, nie poszukuje wartości, bazuje tylko na samym sobie, realizacji własnego ego. To w dalszej perspektywie prowadzi do tego, że ludzie są na ogół bardzo samotni. Druga przyczyna to skrajny subiektywizm i wybujały indywidualizm, co bardzo trafnie ujął Franciszek. To postawienie na siebie, realizowanie tylko swoich pomysłów, co sprawia, że w konsekwencji druga osoba się nie liczy. Trzecia kwestia, której dotykamy zwłaszcza w Polsce, odnosi się do swoistego paradoksu: z jednej strony mamy deklarację młodych ludzi, że rodzina i jej szczęście są najważniejsze, a z drugiej strony – stale rosnącą liczbę konkubinatów oraz braku zawieranych małżeństw
 
Wielu małżonków zadaje sobie pytanie: skoro wyczerpaliśmy różne sposoby pomocy i nie widzimy efektów, może powinniśmy dać sobie spokój?
– Tu znów powracamy do kwestii wiary. Albo wierzymy w moc sakramentu, albo nie. To jest także – mówię to z całą odpowiedzialnością – nasza wina jako kapłanów, że nie przepowiadamy tego, co jest tak bardzo istotne w sakramencie małżeństwa. Tego, że Chrystus jest prawdziwie obecny i pomaga. Brak wiary powoduje pewną niemoc i myślę, że kwestia przebaczenia, pojednania w małżeństwie, otwarcia się na drugiego, musi opierać się właśnie na wierze. Jeśli tylko po ludzku będziemy widzieli nasze porażki, zwycięstwa, nie mamy żadnych szans na uzdrowienie.
 
To także kwestia trudu wychowania dzieci – często, pomimo dobrych chęci i wzorców, nie udaje się. Co wtedy?
– Po pierwsze, musimy wychować człowieka zintegrowanego, który jest dojrzały jako mężczyzna, kobieta, jako wierzący. Kluczowym problemem jest tu czas, jaki poświęcamy sobie nawzajem. Według różnych badań, które możemy zaobserwować w Polsce, statystyczny ojciec poświęca swojemu dziecku dziennie, twarzą w twarz, od ośmiu do dziewięciu minut. To jest skandal.
Rodzice mówią mi często: proszę księdza, zrobiliśmy wszystko i nagle ten człowiek jest daleko od wiary. Odpowiadam ze spokojem: Nie martwcie się, jeśli zrobiliście wszystko – po ludzku i po Bożemu – możecie być spokojni. Ziarno wiary zasiane w człowieku, które może być po drodze zgubione, sponiewierane, prędzej czy później wypuści swoje korzenie.
 
Jaka jest recepta na udane życie małżeńskie i rodzinne?
– Na podstawie badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych czy w Polsce małżeństwa, które rozmawiają ze sobą, mają dla siebie czas, systematycznie spełniają praktyki religijne, modlą się razem, prawie nie rozwodzą się. Biorąc pod uwagę również badania GUS-u w Polsce, najczęściej rozpadają się małżeństwa, które nie mają dzieci lub mają tylko jedno. Tu zauważamy pewną prawidłowość. Miłość, która jest przekazywana przez przyjęcie nowego życia, umacnia małżeństwo i rodzinę. Sprawia, że ci ludzie cieszą się sobą, pokonują razem trudności. Fundamentem jest Jezus Chrystus. Jeżeli nie ma Go w małżeństwie i rodzinie, trudno cokolwiek poukładać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki