Logo Przewdonik Katolicki

Czarno-białe Kresy

Marcin Jarzembowski
Fot.

"Kresy" - tak brzmi tytuł wystawy zaprezentowanej w Galerii Autorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego. W zaciszu kameralnego wnętrza - jakby poza czasem i gwarem pobliskiej ulicy - można było obejrzeć zdjęcia autorstwa Witolda Jurkiewicza. Artysta zajmuje się fotografią kreacyjną, społeczną i pejzażową. W jego pracach widać usilne poszukiwanie Boga i codzienną religijność napotkanych...

"Kresy" - tak brzmi tytuł wystawy zaprezentowanej w Galerii Autorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego. W zaciszu kameralnego wnętrza - jakby poza czasem i gwarem pobliskiej ulicy - można było obejrzeć zdjęcia autorstwa Witolda Jurkiewicza. Artysta zajmuje się fotografią kreacyjną, społeczną i pejzażową. W jego pracach widać usilne poszukiwanie Boga i codzienną religijność napotkanych ludzi.



Spotkanie w Galerii Autorskiej zorganizowano w 20. rocznicę pierwszej wystawy artysty.
- Była ona wtedy zatytułowana "Poza reportażem". I ten nerw reportażysty gdzieś w nim pozostał. Zawsze miał w sobie chęć pokazywania rzeczywistości takiej, jaką ona jest. Często nagiej i surowej - przyznał Jacek Soliński.
Witold Jurkiewicz urodził się w 1955 roku w Olecku. Jest absolwentem WSP w Bydgoszczy. Swoje kwalifikacje doskonalił na Wydziale Grafiki i Malarstwa ASP w Łodzi. Jest autorem dwunastu wystaw indywidualnych. Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych. W 1976 roku powstała grupa artystów, którzy połączyli ludowość, religijność i sztukę. Swoje działania nazwali "tworzeniem przedsionka religijności". Jurkiewicz dołączył do nich w latach 80.
Matka Witolda Jurkiewicza zajmowała się fotografią naukowo. W wieku trzynastu lat on sam zaczął fotografować otoczenie - ludzi i swoje środowisko. Było to na Kresach Wschodnich, w rejonie Olecka i Suwalszczyzny. Kiedy ukończył szkołę średnią i studia, wrócił na ziemię dziadów i pradziadów. Jak twierdzi, Kresy są "kopalnią do fotografowania". - Trzeba je tylko odnaleźć, a to nie jest takie proste. Mój pierwszy pobyt na tych ziemiach pozostał bez efektów. Byłem zdegustowany. Jednak w momencie, kiedy skręciłem w drogę szutrową, piaszczystą i zapędziłem się sto kilometrów od autostrady, nagle znalazłem się w teatrum - w świecie, którego sobie nie wyobrażałem. Odszukałem swoje korzenie i tożsamość - wyznaje Jurkiewicz.
Na wystawie odbiorca mógł znaleźć prace o charakterze mocnym i subiektywnym. Jedna z nich przedstawiała znaną Górę Krzyży na Litwie. Jest to święte miejsce, które odwiedził nawet Jan Paweł II. - Każdy pielgrzym niesie swój krzyż i zostawia go w tym miejscu. Są nawet krzyże każdego ze współczesnych prezydentów Litwy. Na kolejnej fotografii widać młodą parę, która zanosi swój krzyż na nową drogę życia - opowiada zamyślony.
Warto zwrócić uwagę na pracę wykonaną na granicy litewsko-białoruskiej w Bieniakoniach. Artysta zatrzymał w obiektywie aparatu zniszczony kościół barokowy, a w nim kobietę, która stoi z twarzą zwróconą w stronę krzyża. - Ona odnalazła swój świat, pewien azyl. To mnie urzekło. A dlaczego tam pojechałem? Żeby zobaczyć miejsce, gdzie Mickiewicz pisał "Grażynę" - dodaje Witold Jurkiewicz. Fotografia z mężczyzną, psem i samochodem przedstawiała miejsce, które znajduje się około pół kilometra od ziem dziadów i pradziadów artysty. - To było ponad sto hektarów z wielkim sadem, majątkiem, który został spalony przez bolszewików - wspomina.
Fotografik nigdy nie ukrywa aparatu. - Generalnie poznaję ludzi przez fotografię. Dzięki niej staram się nawiązać kontakt z człowiekiem, porozmawiać z nim. Dzięki temu zdjęcia są swobodne, autentyczne i szczere. Niepozowane - kończy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki