Od czerwonej przeszłości do żółtej przyszłości?
Grzegorz Górny
Fot.
Peter F. Drucker, światowy autorytet w dziedzinie zarządzania, w swej najnowszej książce pt. "Zawód menadżer" pisze, że w najbliższej przyszłości najważniejszym czynnikiem w gospodarce będzie nie technologia, lecz demografia. Jego zdaniem, kluczem do osiągnięcia potęgi ekonomicznej będzie stały przyrost naturalny. Z tego punktu widzenia szanse wyludniających się regionów, np. Europy,...
Peter F. Drucker, światowy autorytet w dziedzinie zarządzania, w swej najnowszej książce pt. "Zawód menadżer" pisze, że w najbliższej przyszłości najważniejszym czynnikiem w gospodarce będzie nie technologia, lecz demografia. Jego zdaniem, kluczem do osiągnięcia potęgi ekonomicznej będzie stały przyrost naturalny. Z tego punktu widzenia szanse wyludniających się regionów, np. Europy, nie przedstawiają się zbyt korzystnie.
Negatywne procesy demograficzne ogarnęły nie tylko Europę Zachodnią i Środkową. Szczególnie mocno dotknęły też obszaru byłego Związku Sowieckiego, a zwłaszcza Rosji. Od rozpadu ZSRR skrócił się znacznie przeciętny wiek życia rosyjskich mężczyzn - o ile w 1989 roku wynosił on 63,4 lat, o tyle w 2004 roku już tylko 58,6. Oznacza to, że aż 40 procent mężczyzn w Rosji nie dożywa pięćdziesiątego dziewiątego roku życia. Aż dwukrotnie zwiększyła się liczba zgonów mężczyzn między dwudziestym a dwudziestym dziewiątym rokiem życia. W tym samym okresie średni wiek życia rosyjskich kobiet skrócił się tylko o rok i wynosi dziś 73 lata.
Przyczyną tego stanu rzeczy jest - zdaniem specjalistów - przede wszystkim niezdrowy tryb życia. Rosjanie dużo piją, palą, lubią wystawiać się na ryzyko, a wizytę u lekarza uważają za objaw słabości. Coraz bardziej wyniszczony jest przez to rosyjski genotyp - tylko 20 procent nowo narodzonych dzieci jest zdrowych.
Do tego doszedł psychologiczny szok związany z upadkiem imperium - pojawiło się bezrobocie oraz inflacja, zawaliła się służba zdrowia, kryzysy walutowe zjadły ludziom oszczędności, zakłady zwlekają z wypłatami całymi miesiącami. Wszystko to sprzyja pojawianiu się depresji. W ubiegłym roku samobójstwo popełniło w Rosji około 60 tysięcy osób, z czego dwie trzecie to mężczyźni. Żniwo śmierci zbiera również krwawa wojna w Czeczenii, której końca nie widać.
Gwałtowna depopulacja
Od czasu rozpadu ZSRR liczba ludności Federacji Rosyjskiej zmniejszyła się ze 148 do 143 milionów - i to w sytuacji, gdy około 3 milionów Rosjan powróciło do kraju z republik Azji Środkowej. Brytyjski publicysta John O'Mahony napisał, że "ludność Rosji maleje w tempie, które nie ma precedensu w przypadku żadnego innego rozwiniętego państwa przemysłowego na świecie w czasach pokoju".
Według prognoz demografów, jeżeli obecna tendencja się utrzyma, to w 2050 roku państwo rosyjskie zamieszkiwać będzie zaledwie 96 milionów obywateli. Iran będzie wówczas ludniejszy niż Rosja. Komentując te dane, prezydent Władimir Putin powiedział: "Jeśli wierzyć prognozom profesjonalistów, którzy poświęcili całe życie tej nauce, już za 15 lat będzie nas mniej o 22 miliony. Trzeba zadumać się nad tą cyfrą - to przecież jedna siódma ludności Rosji". Kremlowski przywódca dodał, że zagrożone jest samo fizyczne istnienie narodu. Zmienia się też struktura narodowościowa Federacji Rosyjskiej. O ile liczba rdzennych Rosjan gwałtownie zmniejsza się, o tyle wśród nierosyjskich nacji, szczególnie z przewagą ludności muzułmańskiej, notuje się przyrost populacji.
W sumie nic w tym dziwnego, skoro liczba zgonów wśród Rosjan jest dziś wyższa aż o 70 procent od liczby urodzin. Tylko co trzecia ciąża w Rosji nie kończy się aborcją. Według statystyk, przeciętna Rosjanka dokonuje w swoim życiu od trzech do 4 aborcji. Ponad połowa kobiet nie jest zamężna.
Warto też dodać, że spośród 143 milionów obywateli Federacji Rosyjskiej tylko 82 miliony są zdolne do pracy. Żeby państwo mogło się efektywnie rozwijać, potrzebnych jest natomiast ponad 100 milionów par rąk do pracy. Jeśli analizy Petera F. Druckera są prawdziwe, to nie ma szans, by spełniły się zapowiedzi prezydenta Putina, który zapowiadał, że do roku 2010 Rosja zwiększy dwukrotnie swój dochód narodowy brutto.
Widmo żółtej kolonizacji
W związku z katastrofalną sytuacją demograficzną niektórzy politycy wysuwają rewolucyjne postulaty, np. lider Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimir Żirinowski zaproponował wprowadzenie w kraju poligamii, czyli prawa, by każdy rosyjski mężczyzna mógł posiadać pięć żon. Ogłosił też projekt, by zabronić wyjeżdżania za granicę kobietom w wieku rozrodczym. Pomysły te są tyleż nierealne, co rozpaczliwe.
Bardziej prawdopodobny wydaje się inny scenariusz, mianowicie masowej migracji ludności z innych krajów, głównie zaś z Chin. Zwłaszcza coraz bardziej wyludniony region Dalekiego Wschodu i Syberii podlega pełzającej kolonizacji przez chińskich imigrantów.
Żeby przekonać się, że obecna sytuacja demograficzna jest na dłuższą metę nie do utrzymania, wystarczy porównać dwa obszary - z jednej strony bezkresne przestrzenie rosyjskiego Dalekiego Wschodu zamieszkuje zaledwie 8 milionów ludzi (czyli mniej niż liczy np. populacja Czech), z drugiej zaś na porównywalnym z nim terytorium Chin mieszka aż 1,25 miliarda osób. Przy czym szacunki demografów mówią, że w ciągu najbliższego półwiecza liczba ludności w Chinach wzrośnie jeszcze o 250 milionów, natomiast w azjatyckiej części Rosji zmaleje. Już w tej chwili gołym okiem widać wyludnianie się całych połaci największego państwa świata, np. na Czukotce, której powierzchnia jest niemal czterokrotnie większa od terytorium Polski, jeszcze w 1990 roku mieszkało 180 tysięcy ludzi, dzisiaj zaś jest ich zaledwie 65 tysięcy.
Można przypuszczać, że kolonizacja Syberii będzie po cichu wspierana przez władze w Pekinie. Tereny te bowiem są traktowane przez Chińczyków jako "terytoria utracone". Dotyczy to zwłaszcza Kraju Przymorskiego ze stolicą we Władywostoku, który Chiny utraciły na rzecz Rosji w XIX wieku. Jak pisał w 2001 roku na łamach "Financial Times" Robert Cortell, aż 74 procent mieszkańców tego regionu spodziewa się szybkiego przyłączenia swoich ziem do Chin.