Z ks. prof. Tomaszem Węcławskim rozmawia Danuta Chodera
Jako dziekan Wydziału Teologicznego w Poznaniu przez pięć lat (1997-2002) uczestniczył Ksiądz Profesor w obradach elitarnej Międzynarodowej Komisji Teologicznej, której przewodniczył prefekt Kongregacji Nauki Wiary kardynał Joseph Ratzinger. Jakie główne zagadnienia były podejmowane przez Komisję?
- Komisja jest nie tyle elitarna, co reprezentatywna. Odzwierciedla ona różnorodność teologii w świecie, bowiem powoływani są do niej kompetentni teologowie z różnych stron świata, z różnych szkół teologicznych, różnych kultur, tradycji i języków. Komisja jest organem doradczym Ojca Świętego za pośrednictwem Kongregacji i jej prefekta, w związku z tym czasem otrzymuje tematy, które wymagają pewnego dopowiedzenia czy pogłębienia teologicznego, zaproponowane przez samego Ojca Świętego lub przez Kongregację. Tak było np. z zagadnieniem tzw. oczyszczenia pamięci, czyli popełnionych w przeszłości win przez ludzi Kościoła. W 1997 roku, na początku kadencji, otrzymaliśmy prace w tym zakresie, zaczęte podczas poprzedniej kadencji, i nad tym intensywnie pracowaliśmy. Potem owoc naszych rozmów został wydany jako dokument Komisji. Członkowie Komisji mogą też proponować tematy, którymi chcieliby się zająć, które uważają za ważne w danym momencie. Takim tematem była np. kwestia relacji między człowiekiem jako odpowiedzialną częścią stworzenia a całą resztą stworzenia i miejscem człowieka w dziele stworzenia. Dokument na ten temat ukazał się niedawno. Podobnie pracowaliśmy nad teologicznym rozumieniem diakonatu.
Nowy Papież jest zatem doskonale zorientowany w najbardziej aktualnych problemach teologicznych i zagrożeniach Kościoła w świecie?
- Oczywiście, znać i rozumieć wiarę Kościoła i stające przed nią dzisiaj wyzwania to jest jego życiowe zadanie od wielu dziesięcioleci, najpierw jako profesora teologii, następnie biskupa wielkiej diecezji, wreszcie jako wieloletniego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Ważne jest to jedno: że on na wszystkie zagrożenia patrzy z wnętrza wiary Kościoła i że potrafi o niej mówić jasno, czytelnie wnikliwie i zarazem tak, że wiemy, że to jest też jego osobista wiara.
Regularne spotkania w ramach obrad Komisji dawały Księdzu Profesorowi okazję do przyjrzenia się kard. Ratzingerowi. Czy na tej podstawie może Ksiądz spróbować określić osobowość i duchowość Papieża Benedykta XVI?
- Myślę, że jego duchowość wszyscy wyczuwali, obserwując go wcześniej przy różnych okazjach, kiedy był jeszcze kardynałem, i tym bardziej wyczuwają, patrząc na niego teraz jako na Benedykta XVI. Czuje się połączenie wielkiej głębi i spokoju wiary z umiejętnościami teologa i nauczyciela. On nie jest nauczycielem narzucającym się swoim słuchaczom. I to w tych naszych pracach było szczególnie widać. Bardzo uważnie słuchał, wypowiadał się stosunkowo rzadko, ale zawsze w takich momentach, kiedy potrzebna była pomoc albo pokazanie drogi. Rozstrzygnięcia pozostawiał decyzji całej Komisji. Otwierał spotkania i kończył obrady pięknymi przemówieniami po łacinie, co też robiło wielkie wrażenie. Poza tym jest człowiekiem, który nie stwarza dystansu i bariery. Nie znaczy to bynajmniej, że się z każdym fraternizuje, ale czuje się jego naturalną bliskość przy zachowaniu całego szacunku i respektu dla osoby i urzędu.
Niektóre opinie zawierały też nutkę rozczarowania, że nie został wybrany papież bardziej "postępowy", który złagodziłby wymogi moralne...
- Na podobne pytanie odpowiedziałem niedawno, że oczekiwanie takich zmian można porównać do pytań, czy wierny mąż i ojciec zmieni coś w sprawie wierności i miłości. Oczywiście zmieni - tam gdzie nie ma wierności i miłości, pokaże, że one mogą być, a tam gdzie dzieci robią przykry harmider, pokaże, że można spokojnie żyć razem. I zarazem oczywiście nie zmieni. Gdyby zakwestionował wierność, przestałby być wiernym mężem, a gdyby nie pomagał dzieciom żyć spokojnie razem, przestałby być dobrym ojcem. Kiedy słyszę oceny typu "konserwatywny", "liberalny", "rygorystyczny", pojawiające się w różnych mediach, przypomina mi się wypowiedź prawosławnego patriarchy Antiochii Ignatiosa IV Hazima, który w podobnym kontekście powiedział już blisko czterdzieści lat temu: "Nie bądźmy ani archeologami chrześcijaństwa, ani socjologami zrewolucjonizowanego Kościoła! To wszystko jest bezpowrotnie stare. Bądźmy prorokami nowości, widzącymi Zmartwychwstałego Chrystusa". Jestem pewien, że Benedykt XVI podpisałby się pod tymi słowami. Wiara Kościoła nie jest nigdy zamknięta, ale rozwija się w żywym dialogu ludzi z Bogiem, stale, w każdej chwili. I to także jest zadaniem Biskupa Rzymu, żeby ten dialog prowadzić dla siebie i dla innych. W takiej perspektywie możemy zapewne spodziewać się wielu rzeczy nowych.
Benedykt XVI mówi jasno: "Kochać - znaczy dawać owcom prawdziwe dobro, pokarm prawdy Bożej, Bożego słowa, pokarm Jego obecności [...]". Ma on jednak trudny punkt wyjścia, bowiem od początku porównywany jest ze swoim poprzednikiem z sugestią, że w wielu aspektach nie dorówna on Wielkiemu Janowi Pawłowi II...
- Taki sposób myślenia to zupełne nieporozumienie. Niezależnie od tego, jaką postacią był Jan Paweł II i jaką postacią jest Benedykt XVI, trzeba pamiętać, że każdy papież ma swój czas i swoje zadania w Kościele. Porównywanie nie ma zatem wielkiego sensu. Kardynał Ratzinger nie został powołany, by być Leonem XIII, Piusem X czy Janem Pawłem II, tylko żeby być Benedyktem XVI, ze wszystkim, co to oznacza. Nie chodzi zatem o dorównywanie czy przewyższanie poprzedników, tylko o to - i w tym cały Kościół ma pomoc papieżowi - jak on ma wypełnić to powołanie, które on teraz otrzymał. On musi sobie stawiać to pytanie wraz z całym Kościołem i cały Kościół musi mu w tym pomóc. Cały Kościół to znaczy każdy.
Na tę współodpowiedzialność całego Kościoła zwrócił uwagę Benedykt XVI w homilii: "Módlmy się nawzajem za siebie, aby Pan nas niósł, a my byśmy nauczyli się nieść jedni drugich".
- To jest wezwanie do chrześcijańskiej solidarności w najgłębszym sensie tego słowa. W tych dniach przeżywaliśmy w Poznaniu kolejne Dni Tischnerowskie, zorganizowane przez kleryków i studentów naszego Wydziału. W pięknym wykładzie dr Dariusz Karłowicz przypomniał, co w naszym doświadczeniu "Solidarności" sprzed 25 lat o tym właśnie "niesieniu jedni drugich" mówił ks. Tischner, a następnie Jan Paweł II, i pokazał, jak wielkie w związku z tym wciąż otwierają się przed nami zadania - a zarazem jak bliskie, w zasięgu naszych rąk, naprawdę do podjęcia. O tym właśnie mówi też do nas Benedykt XVI na początku swojej służby. Bylibyśmy bardzo niemądrzy, gdybyśmy nie podjęli na nowo takiego wezwania.
Niektórzy komentatorzy obawiali się, że Benedykt XVI ograniczy dialog ekumeniczny i dialog z judaizmem. Tymczasem w homilii Ojciec Święty, zwracając się "do wszystkich ludzi naszych czasów - wierzących i niewierzących", wyraził pragnienie zjednoczenia przy Chrystusie całej ludzkości.
- Już w dzień po wyborze Benedykt XVI, w odpowiedzi na życzenia rabina Rzymu, napisał do niego bardzo piękny list, który pokazuje, że to otwarcie, które Jan Paweł II z taką siłą pokazał, trwa i będzie trwało. Dotyczy to oczywiście tym bardziej dialogu wewnątrzchrześcijańskiego, ale także stosunku do innych religii, czemu Papież dał wyraz w spotkaniu z tymi, którzy przybyli do Rzymu na rozpoczęcie jego pontyfikatu. Jak powiedziałem, to jest nowy czas i nowy Papież musi zobaczyć, pytając najpierw Pana Boga w modlitwie, a potem Kościół, co powinniśmy teraz zrobić. Kościół to jest wielka rozmowa, w której uczestniczą wszyscy do niej wezwani. W tej rozmowie, prowadzonej z Bogiem i ludźmi, mamy uczestniczyć wszyscy. Najpierw przez modlitwę, ale także na płaszczyźnie słuchania i odpowiadania na to, co Benedykt XVI ma nam do powiedzenia, co musi nam powiedzieć. Trzeba się liczyć się z tym, że będą też trudne chwile takiej rozmowy. Nie należy się spodziewać, że w tej wielkiej rozmowie, jaką jest Kościół, wszystko będzie przebiegać gładko i bez napięć, ale nie należy skupiać się na tym, ale widzieć, o co naprawdę w tej rozmowie chodzi, i pokazać, że chcemy w niej uczestniczyć do końca dobrze, serdecznie i szczerze.
Jedna z polskich dziennikarek w kontekście Światowego Dnia Młodzieży w Kolonii wyraziła przypuszczenie, że Benedykt XVI "chyba na pewno" nie zdoła nawiązać takiego kontaktu z młodymi ludźmi jak Jan Paweł II...
- Benedykt XVI ma inną osobowość niż Jan Paweł II, ale już widać, że młodzież nawiązuje z nim kontakt. Nasza młodzież też bardzo pięknie wyraziła to pragnienie spotkania, zapraszając Ojca Świętego do Krakowa i nie tylko. Kontakt nawiązuje się zawsze między żywymi ludźmi, kiedy po obu stronach jest otwartość.
Benedykt XVI już potwierdził, że wybierze się do ojczyzny swego przyjaciela Jana Pawła II. Jak Ksiądz Profesor wyobraża sobie tę wizytę? W jakim języku będzie do nas mówił?
- Sam sobie stawiam to pytanie. Jest to człowiek wielkiej kultury i poliglota. Do tej pory nie słyszałem, aby mówił po polsku, ale jestem przekonany, że pojawią się też polskie słowa. Już podczas pielgrzymek Jana Pawła II widzieliśmy, że kardynałowie, którzy z nim przyjeżdżali, odprawiali tutaj Msze Święte po polsku, mimo że była to dla nich duża trudność i wysiłek. Nie sposób tego teraz przewidzieć, ale zupełnie bym się nie zdziwił, gdyby Benedykt XVI przemówił do nas po polsku.
Moim prawdziwym programem jest to, by nie realizować swojej własnej woli [...], ale wsłuchiwać się wraz z całym Kościołem w słowo i w wolę Pana oraz pozwolić się Jemu kierować, aby On sam prowadził Kościół w tej godzinie naszej historii
Papież Benedykt XVI