Cztery lata temu we włoskich mediach pojawiły się pogłoski, że w ramach przyszłych zmian personalnych w Kurii Rzymskiej abp Luis Ladaria Ferrer wróci do Hiszpanii. Prognozy się nie sprawdziły i ku zaskoczeniu wielu to właśnie on został jednym z najważniejszych ludzi w Stolicy Apostolskiej.
Liberał czy konserwatysta
Fakt, że papież Franciszek po upływie zaledwie jednej pięcioletniej kadencji podziękował dotychczasowemu prefektowi kard. Gerhardowi Müllerowi wywołał zaskoczenie i spore emocje. Dotąd niemal naturalne było przedłużanie nominacji na kolejną kadencję. Czasami sprawowanie funkcji trwało o wiele dłużej. Na przykład kard. Joseph Ratzinger był prefektem Kongregacji Nauki Wiary niemal ćwierć wieku. Nic dziwnego, że w zaistniałej sytuacji zaczęły się mnożyć spekulacje dotyczące powodów tak istotnej zmiany personalnej. Część komentatorów nie ograniczyła się tylko do analizy poglądów i wzajemnych relacji Franciszka i kard. Müllera, ale także spróbowała wyciągać wnioski z tego, kto został kolejnym prefektem. Poprzedniego mianował jeszcze Benedykt XVI, a Franciszek po wyborze jedynie potwierdził ten wybór. Teraz sam wybrał sobie jednego z najbliższych współpracowników.
Kim jest abp Ladaria Ferrer, jak bardzo różni się od swego poprzednika i na co może wskazywać postawienie właśnie jego w roli obrońcy czystości przekazu wiary? Czy faktycznie jest takim „liberałem”, jak usiłują przedstawić go zwolennicy kard. Müllera, opatrywanego często etykietką „konserwatysty”?
Współpracownik Ratzingera
Urodzony w 1944 r. w Manacor na Majorce Luis Ladaria Ferrer zanim wstąpił do jezuitów ukończył studia prawnicze. Krótko po święceniach uzyskał doktorat z teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Później był także dziekanem Wydziału Teologicznego tego uniwersytetu i wicerektorem. Ten więc bardzo solidnie wykształcony teolog znany jest ze swojego zaangażowania naukowego. Daleko mu do szukania medialnej popularności. Nowy prefekt nie jest ich częstym bywalcem. Jego kontakty z dziennikarzami mają miejsce tylko wtedy, gdy są jego zdaniem naprawdę niezbędne.
Pierwsza głośna wzmianka w serwisach katolickich o jezuickim teologu Ladarii pochodzi z 2004 r. Wówczas Jan Paweł II mianował go sekretarzem Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Mając 59 lat, dołączył więc do zespołu trzydziestu teologów, których zadaniem, zgodnie z życzeniem Pawła VI, który tę komisję ustanowił, było doradzanie Kongregacji Nauki Wiary w kontekście aktualnych niejasności dotyczących wiary. Na jej czele zawsze stoi z urzędu prefekt kongregacji, którym był wtedy kard. Joseph Ratzinger. Późniejszy papież już przed swoim wyborem na Stolicę Piotrową współpracował więc z hiszpańskim jezuitą, a ich związki nie ograniczały się jednak do pracy w ramach wspomnianej komisji. Papież Benedykt XVI musiał więc nabrać do swojego współpracownika dużego zaufania, ponieważ w 2008 r. mianował go sekretarzem najważniejszej kongregacji. To nie była jednak nominacja biurokratyczna, na co mogłaby sugerować nazwa stanowiska. Sekretarz to druga osoba po szefie tej instytucji. Jego podpis widnieje na wszystkich wydawanych przez nią dokumentach. A są to dokumenty dla Kościoła najwyższej wagi.
Delikatność w sprawach trudnych
Co ciekawe, to właśnie abp Ladaria, a nie prefekt kongregacji, w grudniu 2008 r. prezentował instrukcję Dignitas personae, zawierającą stanowisko Kościoła w sprawach tak ważnych jak zapłodnienie in vitro czy inżynieria genetyczna. Urzędujący zaledwie od pół roku sekretarz bardzo precyzyjnie potrafił uzasadnić, w jakim zakresie nowe technologie są dobre, bo otwierają perspektywy leczenia bezpłodności, ale równocześnie budzą sprzeciw moralny, gdy dochodzi do zamrażania i niszczenia embrionów, prób klonowania ludzi czy nadużyć w badaniach na komórkach macierzystych.
Nazwisko hiszpańskiego jezuity wielokrotnie pojawia się przy okazji innych trudnych pytań o rozumienie wiary. Był na przykład koordynatorem prac nad dokumentem o nadziei zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu. Brał też udział w rozmowach Papieskiej Komisji „Ecclesia Dei” z przedstawicielami Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. A trzeba podkreślić, że dialog doktrynalny z lefebrystami, którzy częściowo odrzucają nauki Soboru Watykańskiego II i z tego powodu odłączyli się od Kościoła, to jedno z najbardziej skomplikowanych zadań współczesnej teologii. Do pojednania nadal zresztą nie doszło.
W 2014 r. papież Franciszek utworzył specjalną komisję badawczą dotyczącą procesu stwierdzania nieważności małżeństwa. Hiszpański teolog znalazł się w jej składzie. Efekty jej pracy weszły w życie w ubiegłym roku, co wpłynęło na ich przyspieszenie i uproszczenie procedur.
W sierpniu 2016 r. abp Ladaria na polecenie papieża zajął się kolejną trudną, budzącą wiele emocji kwestią. Franciszek powierzył mu kierowanie komisją, której zadaniem jest przestudiowanie kwestii diakonatu kobiet. Kilka miesięcy później, w listopadzie, tłumaczył dziennikarzom, że sprawa diakonis jest daleka od rozstrzygnięcia. Według niego na obecnym etapie Franciszek chce przeprowadzić obiektywne studium, nie po to jednak, by podejmować decyzję, lecz aby zbadać, jak to wyglądało w pierwszych wiekach Kościoła.
Podobnych przykładów można by mnożyć.
Bez skrajności
Ks. prof. Jerzy Szymik, który również był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, powiedział, że ma on cechę, która mu bardzo pomoże na nowym stanowisku. „W przypadkach gdy dochodziło w komisji do różnicy zdań, potrafił wysłuchać do końca i zaproponować kompromis” – wyjaśnił. Stwierdził też, że abp Ladaria Ferrer to człowiek, który „nie daje się ponieść emocjom, który ogromnie dużo wie, jest bardzo dobry z patrologii, świetnie wykształcony teologicznie, ale także językowo”.
„Uczciwy, dobry człowiek, wybitny teolog czujący Ewangelię, Tradycję i Magisterium Nauczania Kościoła” – tak z kolei o nowym prefekcie kongregacji napisał obecny dziekan Wydziału Teologicznego Gregorianum, o. Dariusz Kowalczyk. Abp Ladaria Ferrer był promotorem jego pracy doktorskiej.
Widać więc wyraźnie, że nowy szef kongregacji dbającej o czystość wiary w Kościele to specjalista od spraw trudnych, a nawet wybuchowych. Nominacja takiego człowieka może wskazywać, że liczba takich tematów raczej nie maleje, a jego umiejętności i cechy charakteru będą w najbliższym czasie bardzo potrzebne. Nie dla liberalizacji, lecz dla kontynuacji dotychczasowej linii.
Nowy prefekt Kongregacji sam określa się jako człowiek środka. W jednym z wywiadów powiedział, że nie lubi skrajności, ani w kierunku progresywnym, ani tradycjonalistycznym. „Sądzę, że ważna jest tu droga pośrednia, którą wytyczyli w Rzymie i w Kościele profesorowie teologii”.