Logo Przewdonik Katolicki

Niewolnik XX wieku

Adam Gajewski
Fot.

Oto niezwykła historia zwykłego, bezbronnego człowieka, który jako dziecko stanął twarzą w twarz z szaleństwem najokrutniejszego rozdziału dziejów ludzkości. Druga wojna światowa, prócz gorzkiej wiedzy o najciemniejszych stronach człowieczej natury, prócz tragicznego postępu w konstruowaniu narzędzi śmierci, w niebywały sposób rozwinęła sztukę pisania życiorysów - curriculum...

Oto niezwykła historia zwykłego, bezbronnego człowieka, który jako dziecko stanął twarzą w twarz z szaleństwem najokrutniejszego rozdziału dziejów ludzkości. Druga wojna światowa, prócz gorzkiej wiedzy o najciemniejszych stronach człowieczej natury, prócz tragicznego postępu w konstruowaniu narzędzi śmierci, w niebywały sposób rozwinęła sztukę pisania życiorysów - curriculum vitae niejednego "maluczkiego" mogło odtąd deklasować wymyślne sagi pisane przez literatów. Prawem współczesności jest wątpić albo wierzyć w podawane fakty. Nie wolno jednak nie słuchać, ignorować ostatnich świadków, zapomnieć.



Urodziłem się na niewolę… - stwierdza Henryk Stachurski, siedząc w biurze jednej z lokalnych organizacji kombatanckich. Pijemy kawę. Patrzę raz na rozmówcę, raz na przyczepiony do ściany plan niemieckiego "kacetu". Rycina przedstawia kompleks w Potulicach. Wypytuję o rozmaite szczegóły. Poznaję topografię. Wiem już, gdzie urządzono kuchnię, gdzie komendanturę… Ten obóz był tłem dzieciństwa Stachurskiego.

Za drutami


Pamiętnego roku 1939 w miejscowości Wydrzno koło Grudziądza rodzi się Henryk Stachurski. Nigdy nie zobaczy swojego ojca: - Tata poszedł we wrześniu na wojnę z Niemcami. Nie wrócił - zginął. Tyle wiem. W domu musiało być ciężko bez mężczyzny i pewnie biedę klepaliśmy. Dziś myślę, że hitlerowcy zapamiętali sobie udział ojca w wojnie - dlatego wysłali nas do obozu. I tam rosłem, za drutami. Pierwsze moje wspomnienia - druty, uwięzienie. Nic innego nie znałem, nie mogłem znać. I głód był. Sam nie wiem, dlaczego ja przeżyłem? - przecież tyle dzieci leży dziś w Potulicach na cmentarzu. Pan widział te groby? Nawet moja matka nie doczekała oswobodzenia. Zabili ją w Smukale. Kiedy Potulice nie mieściły już więźniów, część wysyłali do Smukały. Tam też działał obóz… - snuje opowieść pan Henryk. Mówi z przystankami. Oczy ma "jak ze szkła".

"Fryc"


Niemcy przeliczyli się, wzywając na śmiertelny bój swego dotychczasowego sojusznika - Związek Radziecki. Stanęli na "równi pochyłej". Po kilku spektakularnych klęskach było jasne, iż wojna jest przegrana. Nadciągała apokaliptyczna Armia Czerwona! Na "rasę panów" padł strach. Nawet za drutami odnotowano owo przerażenie. - Zaczęli pojawiać się zlęknieni ludzie, głównie volksdeutsche, którzy zabierali do siebie małe dzieci. - opowiada Stachurski. - Chcieli się pewno zasłużyć Polakom, zwycięzcom… Myśleli, że nic złego ich nie spotka, skoro dziecko "uratowali". Mnie oddano niemieckiej rodzinie o nazwisku Krüger. Zamieszkałem w Jachcicach (dziś dzielnica Bydgoszczy - przyp. A.G.). Odnoszono się do mnie dobrze, wyczekiwano… Co będzie?
Zimna kalkulacja Krügerów zawiodła. Rosyjscy żołnierze, którzy "zdobyli" ich dom, nie mieli głowy do negocjacji. Rabowali. Wszystkich jeńców pognali zaś na punkt zborny. - Co się dokładnie działo, nie rozumiałem - wspomina bohater niniejszej opowieści. - Wrzaski, pęd! Znów byłem więźniem! "Sołdaty" nie słuchali żadnych wyjaśnień - bili, kiedy próbowano z nimi rozmawiać. Ze mnie żartowali, przezywali "gierman" albo "fryc". W końcu "uzbierano" wielki transport Niemców, podstawiono pociąg. Do towarowych wagonów upchano wojskowych i cywilów. Mnie też władowano. Zasunięto drzwi, pociąg ruszył.
Z każdym gwizdem parowozu mały Henryk oddalał się od Bydgoszczy.

Cd. w kolejnym numerze PK

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki