Niewolnik XX wieku
Adam Gajewski
Fot.
Henryk Stachurski narodził się dwa razy. Zaraz po pierwszych, naturalnych narodzinach zajęli się nim oprawcy - najpierw z trupią czaszką, potem z sierpem i młotem na czapce Porwano go, wpajano, że jest tylko bezwolnym, żywym agregatem roboczym Ucieczka z łagru była dla Stachurskiego początkiem drugich narodzin - dorastania do wolności, wyzwolenia się z mentalnych pęt niewolnictwa....
Henryk Stachurski narodził się dwa razy. Zaraz po pierwszych, naturalnych narodzinach zajęli się nim oprawcy - najpierw z trupią czaszką, potem z sierpem i młotem na czapce… Porwano go, wpajano, że jest tylko bezwolnym, żywym agregatem roboczym… Ucieczka z łagru była dla Stachurskiego początkiem drugich narodzin - dorastania do wolności, wyzwolenia się z mentalnych pęt niewolnictwa. Kilkadziesiąt lat koszmaru wywarło piętno. Wolność nie była dla Stachurskiego łatwa, miała swą cenę - długo oznaczała jedynie cierpienie i strach.
Postawa polskiego społeczeństwa na początku lat 80. ubiegłego wieku sprzyjała politycznym uciekinierom. Zbiegli sybiracy byli jednak ostrożni. Lasami, wyruszając spod Białegostoku, wędrowali - raz szli na Zachód, raz się cofali. Dłuższe postoje - Iława, wieś Bojków… W końcu bohater naszej opowieści został zupełnie sam - Niemcy, tak jak zamierzali, "idą za Odrę". Z niektórymi z nich uda się po latach skontaktować.
Henryk Stachurski podejmuje życie koczownika. Żywią go i odziewają śmietniki, wysypiska, czasami dobrzy ludzie. Cud jest wówczas, gdy udaje mu się nająć do jakiegoś gospodarstwa. "Na gębę" - przez długi czas nie ma żadnych dokumentów.
Człowiek z "planety Gułag"
Dla otoczenia był zagadką niemal na miarę Kaspra Hausera, jego zaś świat ustawicznie przytłaczał: - Miasta, tramwaje, telewizja, nowe samochody - wszystko to widziałem po raz pierwszy w życiu! - wspomina Stachurski. Najbardziej druzgocące wrażenie na Henryku wywierają jednak… dziecięce place zabaw! Nawet dziś o "jordankach" opowiada załamującym się głosem. - Tego nie spodziewałem się zobaczyć; dzieci, które ciągle mogą się bawić, dostają cukierki. Wtedy pytałem: Dlaczego ja nie mogłem mieć tego wszystkiego? Czemu mnie ciągle tylko bito, gnano do ciężkich zajęć? Jak niewolnika. A te dzieciaki były szczęśliwe. Zazdrościłem im…
Kiedy milicja trafi wreszcie na kryjówkę Stachurskiego, w lesie pod Iławą, znajdzie w niej - oprócz niego - sporo opakowań po słodyczach, cukrze. Ani jednej butelki po alkoholu. Nadzwyczajne. Niezwykły będzie też strach, jaki funkcjonariusze dojrzą w oczach zatrzymanego. W tym czasie Stachurski bał się nawet umundurowanego kolejarza. Listonosza. Był zaszczuty.
"Otwieranie na świat", socjalizacja Stachurskiego trwała latami. Dopiero w 1993 roku w bydgoskim schronisku dla bezdomnych lekarce udało się sporządzić pierwszy życiorys byłego łagiernika. Później jedna z organizacji kombatanckich, zweryfikowawszy uprzednio jego historię, przyjęła go w poczet swoich członków. Zaczął układać sobie ciche, skromne bytowanie. Wspomniany życiorys zawiera dosłowną myśl Stachurskiego: "W pierwszych początkach to musiałem się ukrywać, bo bałem się, żeby nie złapali mnie i znów nie odwieźli do Związku Radzieckiego, na Syberię, do łagru. Ale teraz żyję normalnie".
Uciekinier "doniósł" także posłanie dawnego współwięźnia - Kaszuba, przymusowo wcielonego do Wehrmachtu. Tamten prosił: "Powiedz wszystkim w Polsce, że Alojzy Szygiera spod Kościerzyny ciągle tutaj jest! Czeka". Tak było jednak na początku lat 80. Kaszuba Szygiery nie ma już pewnie wśród żywych…