Logo Przewdonik Katolicki

Z kryzysu do przełomu

Krzysztof Bronk
Fot.

Dobiegający końca rok był dla Kościoła jednym z najtrudniejszych, ale może też być jednym z najważniejszych, o ile będzie on znaczył nowy początek.

Nie sądzę bynajmniej, że kryzys, w jaki wciągnęły Kościół rewelacje na temat molestowania nieletnich, jest najpoważniejszym od stuleci. Kto poznał, że Kościół to przede wszystkim sakrament obecności Chrystusa w świecie, nie wyprze się Boga spotykanego w tymże Kościele z powodu grzechów garstki duchownych. Owszem, może czuć się zawiedziony, oszukany, może obawiać się o wiarę swoich dzieci, ale trudno tu mówić o bezprecedensowym kryzysie.

 

Czas oczyszczenia

Ujawnione i nagłośnione w tym roku fakty o obyczajowych grzechach duchownych uderzyły natomiast w tych, którzy są w Kościele jedną nogą, bądź jeszcze do niego nie dotarli. W tym sensie można mówić o ogromnym kryzysie zewnętrznego wizerunku Kościoła. Jego naprawienie na pewno nie będzie łatwe i potrwa długo. Doniesienia na temat molestowań nieletnich zdominowały bowiem niemal wszystkie medialne informacje na temat Kościoła. Przynajmniej w pierwszym półroczu. Dziwnym zbiegiem okoliczności fala skandali i ataków na Kościół zbiegła się w czasie z kulminacją Roku Kapłańskiego. Zwrócił na to uwagę Benedykt XVI w opublikowanym w listopadzie książkowym wywiadzie Światło świata. „Diabeł nie mógł już znieść Roku Kapłańskiego i dlatego – zaznaczył papież – cisnął nam przed oczy te ohydności. Chciał pokazać światu, ile brudu jest także u kapłanów. Z drugiej strony, można by powiedzieć, że Pan zechciał nas wystawić na próbę, wzywając nas do głębszego oczyszczenia, abyśmy Rok Kapłański przeżywali nie w sposób triumfalny, jako samouwielbienie, ale jako rok oczyszczenia, odnowy duchowej, przemiany, a przede wszystkim pokuty. (…) Wierzę, że te straszliwe doniesienia były koniec końców gestem Opatrzności, który nas upokarza i zmusza, byśmy rozpoczęli na nowo”.

I Kościół rzeczywiście rozpoczął na nowo. Przynajmniej papież. Widzieliśmy to w bardzo osobistym, a zarazem stanowczym liście do katolików w Irlandii i nie mniej stanowczej wizytacji u Legionistów Chrystusa. Świadczyły o tym wzruszające spotkania Benedykta XVI z ofiarami nadużyć. Potwierdzają to znowelizowane normy kościelne i zapowiedź reformy całej księgi Kodeksu Prawa Kanonicznego dotyczącej kar kościelnych. Jak ujawniono całkiem niedawno, kard. Ratzinger zabiegał już o to w latach 80., bo jak zauważył również w Świetle świata problem nadużyć wynika między innymi z zaniechania wymierzania sankcji kościelnych.

Z dziennikarskiego obowiązku trzeba wspomnieć, że na tym polu Kościół pozostaje jeszcze niekiedy w tyle za papieżem. Przykładem jest niejednoznaczna postawa kard. Godfrieda Danneelsa wobec doniesień o pedofilii ordynariusza Brugii, a także opieszałość, z jaką w Rzymie zareagowano na informacje o homoseksualnych rozrywkach kilku watykańskich monsiniorów czy na polski kryzys związany ze sprawą abp. Juliusza Paetza.

 

Cud nad Tamizą

W tym kontekście czymś wprost niewiarygodnym było powodzenie papieskiej podróży do Wielkiej Brytanii. Poprzedzały ją głośne kontestacje, papież miał bardzo złą prasę, zastanawiano się nawet, czy nie odwołać podróży skazanej na pewną klęskę. Benedykt XVI zdołał jednak przemówić do Brytyjczyków. „Ojcze Święty, udało ci się zatrzymać nasz kraj i zmusić nas do zastanowienia” – mówił papieżowi przed odjazdem premier David Cameron. Okazało się, że w silnie zsekularyzowanym społeczeństwie jest zapotrzebowanie na jasne słowa o wierze.

 

Misja z prawdziwego zdarzenia

Doświadczenia znad Tamizy to symbol innego wielkiego dzieła, które Ojciec Święty zainicjował w dobiegającym końca roku. Mam na myśli powołanie nowego urzędu w Kurii Rzymskiej: Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji. W zasięgu jego działalności mają się znaleźć kraje postchrześcijańskie. „Nie możemy już dłużej milczeć, kiedy ludzie oddalają się od Boga i biernie poddają się wpływowi sekularyzacji. Bóg nas posłał, musimy zabrać głos, los żyjących bez Boga nie może nam być obojętny” – mówił w czasie prezentacji Rady, jej pierwszy przewodniczący abp Rino Fisichella.  Tym samym przyznawał, że neopoganie w świecie zachodnim byli dotąd traktowani przez Kościół trochę po macoszemu. Niby wszyscy ostatni papieże wskazywali na potrzebę ich reewangelizacji, ale w praktyce nikt się kwapił do misji z prawdziwego zdarzenia. Nie do końca nawet wiedziano, czy miałaby ona sens, bo skoro wiara jest darem, a u tych ludzi wiara zanika, to może po prostu tak ma być. Benedykt XVI rozwiewa wszelkie wątpliwości, przypominając w dokumencie fundacyjnym Pawłowe słowa: „Bóg chce, aby wszyscy zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy”. Wszyscy, ateiści też.

 

Chrześcijanie pod nóż

Kończący się rok uświadomił nam też jasno, że bycie chrześcijaninem zakłada gotowość na męczeństwo, w takiej czy innej formie – również niekrwawej. Tym właśnie zajmuje się, przynajmniej na razie, powołane w tym roku przez episkopaty Europy Obserwatorium ds. Dyskryminacji Chrześcijan na Starym Kontynencie. W skali światowej nie zabrakło jednak również prześladowań krwawych i okrutnych. Najbardziej wstrząsająca była rzeź 46 syrokatolików w bagdadzkim Kościele. Natomiast najbardziej zuchwały i cyniczny był mord bp. Luigiego Padovese, przewodniczącego episkopatu Turcji. Jak twierdzi bp Ruggero Franceschini – aktualnie najwyższy rangą hierarcha katolicki w tym kraju – była to typowa islamska egzekucja. Co ważne, doszło do niej niemal w przededniu papieskiej podróży na Cypr, w której sam bp Padovese, ze względu na turecką okupację wyspy, miał odegrać niepoślednią rolę. Można powiedzieć, że islamscy terroryści uderzyli najwyżej, jak się dało. Wyżej był już tylko papież. I to prawdopodobnie dla niego śmierć tureckiego biskupa miała być sygnałem.

Smutny jest również finał całej sprawy. Zabójca został uniewinniony. Uznano go za niepoczytalnego. I to pomimo że oskarżony tuż przed zabójstwem ubiegał się o wariackie papiery. Bezskutecznie, dodajmy. Wszyscy badający go psychiatrzy uznali go wówczas za zdrowego psychicznie. Dzieje się to tuż nieopodal, w aspirującej do Europy Turcji, z niezmiennym poparciem naszego kraju.

 

Bezradny synod

Sytuacja chrześcijan na Bliskim Wschodzie jest na tyle poważna, że w październiku papież zwołał w Watykanie Synod Biskupów właśnie dla tego regionu. Znaczenie synodu wynika z faktu, że przez dwa tygodnie niemal wszyscy bliskowschodni hierarchowie mogli razem i w obecności Ojca Świętego porozmawiać o swoich problemach. Nie mogli natomiast zaradzić kryzysowej sytuacji, bo chrześcijanie są w niej z konieczności zazwyczaj biernymi elementami, a nie czynnym podmiotem, który może o czymkolwiek decydować.

 

Zatajone źródła kryzysu

Na zakończenie jeszcze kilka słów o kryzysie, tym razem gospodarczym. Kościołowi przypadło w nim odegrać bardzo ważną rolę, a mianowicie przypominać, że podstawowym źródłem kryzysu na tak wielką skalę nie są jedynie błędy czy nieuczciwość bankierów, ale ułuda społeczeństw zachodnich, że można żyć w dobrobycie, nie rodząc dzieci. Jan Paweł II przestrzegał przed tym przez długie lata. Teraz sprawdzają się najgorsze scenariusze. I dlatego za Janem Pawłem II Kościół musi dziś powtarzać, że przyszłość świata, w tym również droga do wyjścia z kryzysu, prowadzi przez rodzinę.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki