Logo Przewdonik Katolicki

Boża rola

Joanna Sopyło
Fot.

W filmie pt. Życie Pan Bóg jest reżyserem, a człowiek aktorem wykonującym Jego polecenia. O tym, jak wygląda ta współpraca, opowiada aktor Radosław Pazura w rozmawie z Joanna Sopyło

W filmie pt. Życie Pan Bóg jest reżyserem, a człowiek aktorem wykonującym Jego polecenia. O tym, jak wygląda ta współpraca, opowiada aktor Radosław Pazura w rozmawie z Joanna Sopyło

 

Wystąpiłby Pan w filmie lub serialu, którego temat dotykałby Boga i wypełniania Jego misji na Ziemi?

 – Taka rola na pewno miałaby dla mnie inny wymiar i sprawiłaby mi większą radość niż „zwyczajne” role, bo tematyka wiary jest mi bliska, a wartości miłości i dobra, które promuje chrześcijaństwo, są piękne. Tak jak one są unikatowe, tak samo unikatowa mogłaby być ta rola.

 

Tylko, że takich ról jest mało, nie tylko w polskiej kinematografii.

– Rzeczywiście, katolickie wartości w niewielkim stopniu przenikają do sfery publicznej, a to one powinny stanowić podstawę życia. Pan Bóg stworzył nas do czynienia dobra, a my robimy wszystko odwrotnie. Postaci filmowe, z punktu widzenia wiary naznaczone grzechami, wydają się ciekawsze i stanowią dla aktora większe wyzwanie.  

 

Czystość i dobroć nie są „trendy”?

– Stawanie się człowiekiem czystym, przepełnionym Bożą miłością powinno być głównym celem chrześcijan. Nie mamy jednak czasu dla Boga – zapominamy o sakramentach, o modlitwie, a On oczekuje, że pozwolimy Mu zająć pierwsze miejsce w życiu każdego człowieka.

Wiara powinna stanowić sedno życia, a pozostałe codzienne aktywności jedynie służyć przeżyciu. Jeżeli ufamy Bogu i powierzamy Mu swoje życie, wszystko ułoży się tak, jak powinno, czyli zgodnie z wolą Bożą.  

 

Może więc należałoby samemu wcielić się w producenta i stworzyć szansę na wykreowanie postaci, które zmagają się z byciem dobrym i wolnym człowiekiem?

– Zastanawiam się często, w jaki sposób można byłoby opowiedzieć taką historię i kto mógłby to zrobić. Nie uważam, że byłby to nudny film, choć trwanie w dobru wydaje nam się stagnacją. W rzeczywistości to jednak ciągłe zgłębianie słów Boga i praca nad sobą, zgodnie z Bożymi zasadami oraz walka z pokusami podsuwanymi przez otaczający nas świat i szatana, którego nie bez powodu nazywa się księciem tego świata.  

 

Gdyby udało się Panu stworzyć taki film, świat show-biznesu, do którego chcąc nie chcąc Pan należy, uznałby, że Radosław Pazura zupełnie „zwariował”.

– Rzeczywiście, po moim odnalezieniu Boga, spotkałem się z kilkoma takimi reakcjami. Jednak w świecie aktorskim każdy jest zajęty sobą, więc niektórzy zatrzymali się na Radku Pazurze sprzed kilku lat. Musiałbym na forum całej Polski powiedzieć prawdę, która tak wstrząsnęłaby ludźmi, że zaczęliby o tym dyskutować. Jeżeli komuś opowiadam, że zrezygnowałem z grania w kilku serialach, nie wierzy mi albo mówi, że oszalałem. Wiem, że jeśli ktoś nie wejdzie na drogę otwartości na Pana Boga, nie otrzyma od Niego łaski, dzięki której inaczej zobaczy świat, nie zrozumie mnie.

Trzeba cierpliwie czekać na moment, w którym Bóg otworzy im oczy, pokaże, że duch jest ważniejszy od ciała, i modlić się, żeby stało się to w odpowiednim momencie. Inaczej będziemy żyli w dwóch światach i się nie dogadamy.  

 

Wiele osób nie mówi o swojej wierze, bo boi się społecznego ostracyzmu.

– Albo nazwania ciemnogrodem. Staram się podążać drogą daną mi przez Boga i wciąż natrafiam na ludzi, od których moje słowa po prostu się odbijają. Są nastawieni tylko na siebie i na branie, a nie myślą o dawaniu. Nawet mając rozpoznawalną twarz i tzw. pozycję, nie jestem w stanie przekonać ludzi, że prawda jest prawdą.  

 

Jakiego siebie odnajduje Pan w relacji z Bogiem?

– Szukającego. Czasem niestety te poszukiwania wyglądają jak sinusoida. Często próbuję interpretować działanie Pana Boga i widzę, jak w poszczególnych przypadkach uporczywie podążam swoją drogą, chociaż Bóg wskazuje mi dużo lepsze rozwiązanie. W końcu dostaję tak wyraźny sygnał, że trudno się nie otrząsnąć. Nawet więc, jeśli idę w złym kierunku, wiem, że Pan Bóg mnie poprowadzi tak, że sam dotrę do właściwego rozwiązania.

 

Wpada Pan w pułapkę niedzielnego chodzenia do kościoła, czyli ograniczenia się do niedzielnej Eucharystii w spotkaniu z Bogiem?

– Zdarza się, że brakuje czasu na modlitwę. Problem polega na tym, że nie umiemy mądrze zgłębiać tajemnicy ludzkiego zbawienia i wiary. Samo chodzenie do kościoła, przyjęcie Pana Jezusa nie da efektu bez medytacji, myślenia nad swoją rolą na tym świecie.

 

W jaki sposób medytuje Pan nad swoją wiarą i ją pogłębia?

– Pan Bóg stawia na mojej drodze takich ludzi, z rozmowy z którymi mogę wyciągnąć właściwe wnioski, wkłada w moje ręce książki, które powinienem przeczytać. Takie przypadki dzieją się cały czas. Bóg sam sprawia, że chcę się do Niego zbliżać.

 

Ma Pan ulubiony fragment w Biblii?

– Często posługuję się św. Pawłem – jego słowa są zawsze aktualne i świetnie przekładają się na nasze czasy. Pan Bóg nie wybrał go i nie wprowadził na drogę nawrócenia bez powodu. Czasami myślę, że i ja doznałem takiego oślepiającego ciosu, po którym wszystko wygląda inaczej. Moja droga też składała się z „przypadków” dobrze zaplanowanych przez Pana Boga. Z perspektywy 7 lat wiem, że Pan Bóg szedł za mną małymi kroczkami, żebym w końcu się zatrzymał i pozwolił Mu usiąść obok siebie.  

 

A jak Pan uczy wiary swoją 3,5-letnią córeczkę Klarę?

– To największe wyzwanie, jakie stoi przede mną i przed moją żoną. Naszym zadaniem jest kształtowanie ducha tego małego człowieka przez dawanie świadectwa. Potem zaczną się poważniejsze rozmowy i zaznajamianie z Biblią, spotkania z ciekawymi osobami.

 

Klara zadaje już pierwsze pytania – dlaczego, po co?

– Zdarzają się, choć na razie koncentruje się na modlitwie do Anioła Stróża i jest dumna z tego, że ma swojego osobistego anioła, który jest z nią zawsze i wszędzie. Zwyczaj codziennej modlitwy jest już w niej tak zakorzeniony, że czasem to ona przypomina, że powinniśmy się pomodlić.

 

Gdyby Pan słuchał tego, co teraz mówi kilka lat temu, śmiałby się Pan tak, jak niektórzy dzisiaj, obserwując Pana?

– Dzisiaj jestem już na innej płaszczyźnie i trudno jest mi się odnieść do „poprzedniego mnie”. Dla mnie to był upadek mojego człowieczeństwa i zmierzanie do dna, od którego teraz, tak wierzę, skutecznie się odbiłem.

 

 


 

Aktor Radosław Pazura, znany m.in. z serialu M jak miłość, na wywiad przychodzi wprost ze studia nagrań, a dzień wcześniej do późna grał spektakle w Poznaniu. Nie widać po nim zmęczenia, raczej bije od niego pełen spokój. Jego siłą napędową jest wiara w Boga. Nawrócił się po wypadku samochodowym, do którego doszło prawie 8 lat temu. Był wtedy bliski śmierci, podobnie jak jadący z nim muzyk Filip Siejka. Towarzyszący im aktor Waldemar Goszcz zginął na miejscu. Pazura przewartościował swoje życie – ożenił się z Dorotą Chotecką, z którą do momentu wypadku żył bez sakramentu. Doczekali się córki Klary, która ma obecnie 3,5 roku. Aktor przyznaje, że zmiany nie były i nadal nie są łatwe. Wie jednak, dla kogo je wprowadza i chce o tym opowiadać innym.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki