O naszych dziejach można mówić w taki sposób, z takim zaangażowaniem, że aż spod szabli sypią się iskry!
Przybyli goście w żupanach
Wyglądało dość groźnie, gdy w południe 13 grudnia do Zespołu Szkół – Centrum Edukacyjnego w Więcborku wkroczyła barwna kompania wyraźnie przeniesiona tu wprost z innej epoki: sarmacka partia dzierżyła w dłoniach szable, łuk, nadziak, skałkowe pistolety i inne groźne narzędzia pozostające w służbie Marsa w XVI i XVII w. Polskim wojownikom towarzyszył jeszcze „najemnik cudzoziemskiego autoramentu”. Owa barwna grupa przybyła do Więcborka, aby uczyć historii.
Na dwóch prelekcjach, skierowanych do więcborskich gimnazjalistów i licealistów, dorobek materialny i duchowy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zaprezentowali: Krzysztof Bona, Krzysztof Kozłowski, Jarosław Domiński, Jakub Kubiak i Adam Gackowski. Pierwsza trójka prelegentów to wytrawni znawcy tematu, członkowie „Kujawskiej Braci Szlacheckiej”, grupy od lat specjalizującej się w odtwarzaniu „sarmackiego świata” naszych przodków, zaś młodsi koledzy to uczniowie III Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza w Bydgoszczy – członkowie Koła Historyków. – W bydgoskiej „trójce”, liceum, gdzie jestem nauczycielem historii, podjęliśmy się realizacji specjalnego grantu oświatowego, mającego budować wśród uczniów poczucie narodowej tożsamości, odkłamywać mity na temat naszej przeszłości, rzekomo pełnej obskurantyzmu i zacofania. Mówimy przecież o czasach największej świetności Rzeczypospolitej! – wprowadza Krzysztof Kozłowski: - Przyjechaliśmy do Więcborka, aby poprowadzić lekcje, którym przyglądają się właśnie uczniowie z Koła Historyków – za jakiś czas sami mają być przygotowani do prowadzenia podobnych zajęć, wyjścia z wiedzą do swoich rówieśników. Taki jest sens owego grantu, projektu - dodaje nauczyciel.
To jednak nie wszystko: - We własnym zakresie przygotowujemy historyczne stroje, starając się zachować trudne realia epoki. Wszystko trzeba szyć ręcznie; to oczywiście bardzo żmudne, ale pozwala poczuć „smaczek dawnych czasów”… - skomentował Jakub Kubiak.
To nasza kultura, nasza dusza
Dlaczego warto w szkołach wskrzeszać ducha Sarmacji, wspominać XVI i XVII w., prezentować z takim pietyzmem odtwarzane ubiory polskiej szlachty, broń, elementy wyposażenia podróżnego, przywoływać kulturę tamtej epoki, jej język i styl? Kozłowski nie ma wątpliwości: - To przecież jedyny okres w dziejach, gdzie wypracowaliśmy sobie naprawdę własny, oryginalny styl, kulturowy dorobek. Wszystko co było wcześniej - rycerski etos, łacinę, otrzymaliśmy z Zachodu. Zaś Rzeczypospolita Szlachecka to niepowtarzalne, rozpoznawalne w Europie, przedmioty, twórczość w języku polskim. Potem nastąpiły zabory i wynarodowienie. Polska międzywojenna trwała zaś za krótko, aby pokazać pełnię rozkwitu. Zaś komunizm naszego prawdziwego ducha tłamsił i przeinaczał. Od dwudziestu lat znowu jesteśmy wolni i możemy pielęgnować własną kulturę, wypracowywać oryginalne wzorce. To chyba dobry czas, aby przypominać również o tym, że w przeszłości w wielu dziedzinach to Europa uczyła się od nas, a nasze dokonania, system wartości, podziwiano. Przyjechaliśmy do was w pięknych żupanach – tak barwnie, oryginalnie wyglądała nasza tradycja! Jest z czego być dumnym! – brzmi wstęp do prelekcji.
Więcborscy uczniowie słuchają tych słów z uwagą. Czują wagę odkrycia.
Z kopytem lepiej uważać…
Pokaz był rzeczywiście wspaniały. Współczesna „szlachta” pokazała prawdziwy talent krasomówczy, ćwiczony na licznych lekturach z epoki, ale nade wszystko imponowała szczegółową wiedzą i bojowym duchem. O dawnej Polsce można opowiadać tak, że spod bojowej szabli aż sypią się iskry! Pojedynki, układy szermiercze nie były fingowane, przestudiowane wcześniej. – Znając zasady prawdziwego fechtunku, mając broń nie „znad kominka”, ale profesjonalnie kutą, możemy toczyć walki odpowiadające historycznym realiom. Co ciekawe, zdecydowana większość egzemplarzy naszego uzbrojenia i rynsztunku, ma swoje odpowiedniki w rozmaitych zbiorach, muzeach. Dociera się do wykonanych przez specjalistów planów, odrysów takiej broni i zleca wykonanie idealnej kopii… - komentuje Krzysztof Bona.
Czasem wierność wzorcom i prawidłom epoki wymaga specjalnych poświęceń. Jarosław Domiński, właściciel imponującej zbroi rajtarskiej, zdradził pewną anegdotę, przenikniętą zapachem dziejów: - Postanowiłem, że pancerz zostanie poczerniony nie żadnymi współczesnymi środkami, ale metodą w stu procentach historyczną. Kładzie się w kuźni żelazo na ogień, nie za duży, aby rozpalić je do niebieskiej barwy. W taką powierzchnię wcieramy żmudnie…końskie kopyto. Po czym żałujemy, że natura obdarzyła nas tak czułym zmysłem powonienia! Dałem radę poczernić pancerz tylko z zewnątrz… - zwierza się „rajtar cudzoziemskiego autoramentu” w szeregach Kujawskiej Braci Szlacheckiej.