„Chodzili od wioski do wioski, od miasta do miasta, od kraju do kraju, mówili gromkim głosem o sprawach najważniejszych: miłości, śmierci, duszy i wieczności”.
Dziad żebrak, włóczęga, postać tak charakterystyczna dla dawnej Polski, ma dziś kontynuatorów. Wędrowne dziady, nazywani też „ludźmi gościńca”, byli kimś spoza społeczeństwa, a jednocześnie nieśli posłanie, którego ludzie oczekiwali. Dawni outsiderzy, należący do innego, bardziej duchowego świata, mający mądrość, która dziś nie jest w modzie. Dziad z lirą należał wśród żebraków do warstwy najwyższej. Jego wędrówki z lirą korbową były swego rodzaju pielgrzymowaniem. Śpiewał o sprawach ostatecznych.
W Encyklopedii staropolskiej Zygmunta Glogera czytamy: „Dziad, choć sam nie zawsze człek moralny, gdy po odpuście znajdzie się w gronie towarzyszów i towarzyszek swojej profesyi i popasa w karczmie, bywa jednak zawsze moralistą, gdy wstępuje w progi chaty wiejskiej. A wpływ ten jego nie polega na machinalnym odmawianiu pacierzy i śpiewaniu pieśni nabożnych, ma bowiem dziad jeszcze inne pieśni, oddziaływające nieraz bardzo dodatnio na życie domowe i sumienia ludzi ułomnych, którzy pod własną strzechą usłyszą śpiew siwowłosego pątnika, niby wprost przeciwko ich występkom wymierzony”. Przeszłość? Wcale nie, bo i dziś wędrują po Polsce lirnicy, którzy zajmują się poszukiwaniem śladów pieśni dziadowskich, aby przywrócić je żywej tradycji.
Dziadowska mądrość
Mówiąc o staropolskiej wsi, trudno nie wspomnieć o dziadach. Nie istniała wieś bez dziada. Z jednej strony wzbudzali strach, z drugiej szacunek, zawsze – ciekawość. Modlili się, przynosili nowiny z dalekiego świata, śpiewali pieśni. Znali „skuteczne” modlitwy, magiczne zabiegi i lecznicze mikstury. Lud czasami naigrywał się z dziada, ale obowiązkowo przyjmował go w swoich domach. Uważano, że nie wpuścić w swoje progi dziada lirnika, to tak, jakby wypędzić samego Pana Boga. Co więcej – należało się spodziewać nagrody z Nieba za ugoszczenie dziada, więc każdy poczytywał sobie to za zaszczyt. Dlatego, chociaż ubogi, dziad zawsze miał gdzie przenocować i co jeść. Dziad lirnik, jeśli do tego był ślepy, to poważano go tym bardziej.
Jego ślepotę uważano nie za kalectwo, ale za błogosławieństwo, ponieważ dzięki niej miał wgląd – jak wierzono – w tamten, „święty”, duchowy świat. Uważano, że miał dar wewnętrznego widzenia rzeczy teraźniejszych i przyszłych. Śpiewał pod kościołami, na jarmarkach, odpustach. O czym? O cudownych objawieniach, o Sądzie Ostatecznym, o końcu świata, o śmierci, o tym, co dzieje się potem z duszą, o zdradzie i zbrodniach, o wojnach i epidemiach, o apokryficznych historiach z życia Jezusa.
Piotr Grochowski jest autorem książki pod tytułem Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach, jedynego tak dokładnego opracowania na ten temat. Zauważa że dziadowskie pieśni charakteryzowały się tym, że zawsze odnosiły się do Boga. Wszystkie wydarzenia, o których opowiadały pieśni dziadowskie, interpretowane były w kategoriach Bożych dopustów lub Bożych cudów. „Opowieści takie w obrazowy sposób ukazywały więc pewne prawdy religijne, jednocześnie przypominając o wynikających z nich zasadach moralnych”.
W dziadowskim cechu
Lira korbowa była ulubionym instrumentem dziada. Dość popularna w okresie średniowiecza i renesansu, później używana była niemal wyłącznie przez wędrownych muzykantów. W różnych krajach wyglądała nieco inaczej. W Polsce kształtem przypominała zwykle futerał do skrzypiec.
Niezwykle interesujące jest to, że wędrowni lirnicy byli doskonale zorganizowaną „korporacją”. Młodzi lirnicy kończyli naukę gry na instrumencie swego rodzaju egzaminem. „Korporacje” zrzeszały przede wszystkim ślepców, a zawód lirnika był dziedziczony z ojca na syna. Odnotowano sytuacje, w których ojciec specjalnie „oślepiał” w dzieciństwie swego syna, by ten mógł wejść do „korporacji”.
W lirniczych szkołach uczono nie tylko gry na instrumencie, ale także starych modlitw, śpiewu i dialektu żebraczego. Lirnik po egzaminie mógł wędrować, gdzie chciał – był wolny. Grał pod kościołami, na targach, zarówno na cmentarzach, jak i w karczmach. Odwiedzał nie tylko wsie, bywał i w dużych miastach, zapraszano go także do szlacheckich dworów.
Repertuar dziadowski był oczywiście dostosowany do okoliczności, wędrowny lirnik potrafił zaśpiewać także i do tańca, choć wolał ku przestrodze.
Mniej więcej przed I wojną światową wędrowni lirnicy zniknęli. Zachowały się egzemplarze instrumentów nawet sprzed 200 lat i to na ich rekonstrukcjach opierają się współcześni twórcy lir. Od zapomnienia lirę w Polsce uratował Stanisław Wyżykowski, stolarz z Haczowa. Swoją pierwszą lirę skonstruował w roku 1964.
Dziś lira korbowa przeżywa renesans w muzyce folkowej. Wciąż jest też instrumentem dziadowskim. Chociaż większość repertuaru dziadowskiego przepadła, to istnieją tropiciele: etnografowie i muzykanci, którzy podtrzymują tradycję dziadów wędrowników i lirników: Remek Hanaj, Witek Broda, Barbara Wilińska czy – przede wszystkim – Jacek Hałas.
Jacek Hałas Zegar bije
„Starodawne pieśni o marnościach tego świata, o śmierci i wędrowaniu dusz, ku przestrodze, zadumie i pokrzepieniu wyśpiewane”.
Jeśli ktoś chciałby się zapoznać z pieśniami dziadowskimi, zapraszam do posłuchania płyty dziada, Jacka Hałasa. Droga artystyczna Jacka prowadziła od awangardy (zespół Reportaż) po folk. Współtworzył Poznański Dom Tańca, kilka zespołów ważnych na polskiej scenie folkowej, współpracuje z teatrami. Razem z żoną Alicją, jako „Nomadzi Kultury”, podróżują po Europie. W różnych miejscach, przede wszystkim w Jurcie, prezentują efekty swoich kulturowych poszukiwań. Jacek Hałas gra na lirze korbowej pochodzącej z Węgier, z pracowni Beli Serenyiego. Od lat poszukuje śladów pieśni dziadowskiej w żywej tradycji, zapisach etnografów, domowych archiwach. Na płycie Zegar bije zamieszczono dziewięć pieśni dziadowskich z różnych części Polski. Jest dziadem żywym, współczesnym. Chociaż opiera się na tradycji, to interpretuje ją po swojemu, a nie tylko rekonstruuje. Monotonny i melancholijny dźwięk liry tworzy idealne tło do zadumy nad marnościami tego swiata. W okresie Wielkiego Postu pieśni dziadowskie rozbrzmiewają w murach kościołów. Jacek Hałas będzie grał na lirze i śpiewał 17 kwietnia w kościele w Szamotułach o godz. 12, a także w Wielką Sobotę, w Warszawie, w pokamedulskim kościele na Bielanach przez cały czas święcenia potraw.
Zegar bije – pieśń dziadowska według śpiewnika Pieśni Nabożne, Szypliszki
Zegar bije, czas płynie jako w rzekach wody,
Strzeż się nie nagrodzonej o człowiecze szkody.
Zegar bije, świat swoje cukruje godności,
O jak wielu już zwiodły jego obłudności.
Zegar bije, ciało cię uciechą częstuje,
A zawetyć piekielne gorzkości gotuje.
Zegar bije, ciebie wnet na sąd zawołają,
Na którym ledwie święci sprawę wygrywają.
Zegar bije, śmierć życie ścina na inszy świat,
Ty nie wiesz czy w twej drodze trafisz na dobry trakt.
Zegar bije, już wieczność następuje…