„Niedawno umieszczono, wbrew wyrokowi Sądu Najwyższego, narodowość śląską w spisie powszechnym. Sąd Najwyższy słusznie bowiem wywiódł, że historycznie rzecz biorąc, niczego takiego jak naród śląski nie ma. Można dodać, że śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej” – ten fragment z raportu PiS o stanie państwa autorstwa Jarosława Kaczyńskiego wywołał prawdziwą burzę.
Na głowę prezesa PiS posypały się gromy ze strony polityków, ekspertów i tzw. celebrytów. – Nie spodziewaliśmy się, że w wolnej Polsce my, Ślązacy, zostaniemy potraktowani jak piąta kolumna – oburzał się Tomasz Tomczykiewicz, szef PO na Śląsku. Działacze Platformy zapowiedzieli nawet, że złożą do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Kaczyńskiego. Ich zdaniem, dopuścił się on „publicznego znieważenia grupy ludności naszego kraju”.
Stanowisko Kaczyńskiego rzeczywiście trudno uznać za delikatne i trudno się dziwić, że nieuprawnione zrównywanie śląskości z niemieckością wywołuje tak olbrzymie emocje. Wielu Ślązaków dumnych ze swojej tradycji, a jednocześnie wiernych Polsce, ma prawo poczuć się nim głęboko dotkniętych.
Walka o autonomię
Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, w jakim kontekście padły te słowa. W ostatnich latach krytyczny stosunek do Polski zyskuje na Śląsku coraz większy poklask. Wszelkie niepowodzenia regionu, m.in. upadek wielu zakładów pracy, zamykanie kopalń tłumaczy się na ogół „nieprzychylnością Warszawy”. Padają nawet argumenty, że polskie władze doprowadziły Śląsk do ruiny, tymczasem za czasów niemieckich region dynamicznie się rozwijał. Nie brakuje też zachowań czy gestów wyraźnie nieprzychylnych Polsce. W 2009 r. podczas finału Pucharu Polski między Ruchem Chorzów a Lechem Poznań, który rozgrywany był w Chorzowie, kibice Ruchu wygwizdali i „wybuczeli” hymn Polski. W tym roku pod naciskiem „autonomistów” doszło nawet do zmiany koloru krzesełek na Stadionie Śląskim. Miały być biało-czerwone, a będą niebiesko-żółte, w kolorach Śląska. Podobne przykłady można by mnożyć.
Na takim gruncie coraz szybszą karierę robią postulaty domagające się większej autonomii dla Śląska. Kiedyś marginalny Ruch Autonomii Śląska, obecnie stał się ważną siłą na lokalnej scenie politycznej. Znalazł się nawet w koalicji rządzącej województwem, a kontrowersyjny lider ugrupowania Jerzy Gorzelik wszedł do zarządu województwa. RAŚ domaga się m.in. przywrócenia autonomicznego statusu regionu (Śląsk miał autonomię w okresie II RP), ale nie tylko. Działacze tego ruchu chcą też np., by uznać Ślązaków za mniejszość narodową, a dialekt śląski za odrębny język. Krytycy RAŚ podkreślają, że ich postulaty są niezgodne z polskim prawem.
Naród czy nie?
W trakcie spisu powszechnego w 2002 r. narodowość śląską zadeklarowało ponad 170 tys. osób. Przewiduje się, że w trakcie tegorocznego spisu ta liczba może być dużo większa. Problem w tym, że zdaniem większości prawników i ekspertów coś takiego jak naród śląski nie istnieje. Według nich możemy mówić jedynie o odrębności regionalnej, a nie narodowej. Potwierdził to Sąd Najwyższy w orzeczeniach wydanych w związku z próbą zarejestrowania w 1998 r. stowarzyszenia Związek Ludności Narodowości Śląskiej, a w 2006 r. Związku Ludności Narodowości Śląskiej – Stowarzyszenia Osób Deklarujących Przynależność do Narodowości Śląskiej. Po pierwszym wyroku członkowie komitetu założycielskiego wystąpili do Trybunału w Strasburgu (sprawa Gorzelik i inni przeciwko Polsce), ale Trybunał skargę oddalił.
Podobnie jest z „językiem śląskim”. Większość językoznawców, a także Rada Języka Polskiego, twierdzi, że nie można go zakwalifikować jako odrębny język jak np. kaszubski. Według nich jest to po prostu specyficzna odmiana języka polskiego, zbiór kilkunastu regionalnych dialektów. – Uznawanie ich za coś osobnego od polszczyzny jest w świetle dotychczasowych ustaleń nieuzasadnione, bo rozwój dialektu śląskiego jest równoległy do rozwoju innych polskich dialektów – podkreśla językoznawca prof. Jerzy Bralczyk.
Trudna historia
Do tego mówiąc o Śląsku, nie można zapomnieć o wyjątkowo skomplikowanej historii tego regionu. Na kilkaset lat znalazł się on poza granicami państwa polskiego. Na Śląsk przybywali osadnicy z różnych części Niemiec, którzy mieszali się z miejscową ludnością. Swoje uczyniła też polityka germanizacyjna. Dlatego kiedy po I wojnie światowej w marcu 1921 r. doszło do plebiscytu, który miał rozstrzygnąć o przyszłej przynależności państwowej śląskiej ziemi, okazało się, że prawie 60 proc. głosujących opowiedziało się za Niemcami, a przeszło 40 proc. za Polską. Dopiero w wyniku powstań śląskich większość terenu Śląska znalazła się w granicach II RP. Podziały przebiegały często wewnątrz rodzin. Niemal każda z mieszkających od pokoleń na Śląsku rodzin ma wśród swoich przodków powstańców walczących o polskość Śląska, ale i bliskich krewnych w Niemczech, którzy wyjechali z regionu po tym, jak znalazł się on w granicach Polski, a także w okresie PRL-u. Podczas II wojny światowej z jednej strony na Śląsku działał jeden z największych okręgów Armii Krajowej, a z drugiej strony nie brakowało osób czynnie współpracujących z hitlerowskimi władzami.
Wiele złego zrobiła też polityka władz komunistycznych, która polegała na ostrym zwalczaniu wszelkich przejawów tradycji i tożsamości śląskiej.
W tak specyficznych warunkach kształtowała się obecna śląska tożsamość. Dlatego kwestie śląskości, polskości i niemieckości są postrzegane regionie w nieco inny sposób niż w pozostałych częściach kraju, a Ślązacy skarżą się, że Polacy z Warszawy, Poznania czy Krakowa ich po prostu nie rozumieją.
Część osób zwraca uwagę, że burza wokół stanowiska lidera PiS paradoksalnie może przyczynić się do lepszego zrozumienia specyfiki Śląska i stać się szansą na przełamanie wzajemnej niechęci. – Za sprawą PiS-owskiego „Raportu o stanie Rzeczypospolitej” nałożyła się debata na temat Śląska, śląskości i Ślązaków. Jeszcze nigdy tak wiele nie mówiło się o Śląsku, jeśli nie dochodziło do katastrofy górniczej lub innej klęski. Może wreszcie ludzie poszerzą swoją wiedzę o Śląsku, więc niezależnie od intencji, jakie przyświecały prezesowi PiS, Ślązacy mogą być mu za wywołanie tej debaty wdzięczni – uważa prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.