Śląskość i polskość różnią się, uformowały się bowiem w innych okolicznościach, odrębnych od siedmiuset lat. Górny Śląsk to nie „zabór pruski” jak Wielkopolska i Pomorze, to ziemie utracone przez Polskę już w XIV w. Przetrwała śląska mowa, przecież nie niemiecka, ale słowiańska, odrębny obyczaj, ale nie tożsamość. Ślązacy mówiący na co dzień swą gwarą długo nie byli świadomi, że jest ona tak bliska mowie polskiej, własny język i obyczaj był dla nich swoistym, odrębnym i specyficznym.
Nasze rozumienie narodu
Wiek XIX, czas nacjonalizmu, epoka, gdy tożsamość narodowa zaczęła być pojmowana jako niezbędne i oczywiste wyposażenie jednostki, przyniósł tzw. przebudzenie narodowe. Litwini, Ukraińcy, Białorusini, Czesi, Słowacy, Słoweńcy, Chorwaci etc., ludy, które utraciły swą tożsamość, zaczęły ją odbudowywać. Naród – pojęcie dotąd związane z państwem – zaczął być utożsamiany z pochodzeniem. Wspólnota krwi zaczęła zastępować wspólnotę obywatelską, państwową. Niegdyś, w dawnej Rzeczpospolitej, było oczywistym, że można być gente lithuanus (ruthenus, iudeaus), a natione polonus, w Polsce początku XX stulecia, polskość, litewskość, rusińskość były już tożsamościami, które się wykluczały. Każda z nich zaś pragnęła posiadać własne państwo narodowe – Polskę dla Polaków, Litwę dla Litwinów, Ukrainę dla Ukraińców. Naród to wspólnota krwi, wspólnota etniczna, a państwo to instrument tak pojmowanego narodu, jego potęgi i znaczenia – takie myślenie zwyciężyło i trwa bodaj do dziś. Nacjonalizm w swym pierwotnym znaczeniu nie był jeszcze szowinizmem, rasizmem. Nie brzmiał łomotem podkutych butów i chrapliwym skandowaniem: „Wielka Polska katolicka”. Był ideą łączącą wspólnotę narodową i polityczną, uznaniem, że państwo jest instrumentem narodu etnicznego, że racja stanu jest tożsama z interesem narodu panującego. Polska to państwo Polaków – nie Ukraińców, Białorusinów, Niemców, Żydów i Ślązaków, nawet jeśli są jego obywatelami.
W takim rozumieniu narodu zostaliśmy ukształtowani. Niełatwo nam uznać, że polskość może być kulturowo i obyczajowo zróżnicowana, że możemy mieć różne formy pamięci, różnych bohaterów, różne wartości, a nawet wiary. Pewnie dlatego tak duży opór budzi w Polsce akceptacja procesów, które zachodzą na Górnym Śląsku, gdzie rośnie poziom regionalnej i narodowej odrębności. Opór ten wynika w znacznym stopniu ze specyficznego kształtu współczesnej polskiej świadomości narodowej, uformowanej na fundamencie nacjonalistycznych koncepcji Romana Dmowskiego. Jej istota ukazuje nam się, gdy porównamy Polaków i Niemców. O ile w Niemczech można było (wyjąwszy okres nazizmu) uważać się najpierw za Bawarczyka czy Saksończyka, a dopiero w drugiej kolejności za Niemca, o tyle w Polsce żądano jednoznacznej deklaracji co do przynależności narodowej. Jest w nas przecież jakiś kompulsywny przymus, aby rozmawiając z osobą pochodzącą z mieszanej narodowo rodziny, pytać: „Ale kim ty się naprawdę czujesz?”.
Trudne wyzwanie
Śląskość pozostaje w zasadniczej sprzeczności z taką właśnie prostą formą poczucia narodowego. Ślązacy mówiący na co dzień swą gwarą długo nie byli świadomi, że jest ona tak bliska mowie polskiej. Własny język i obyczaj był dla nich swoistym, odrębnym i specyficznym. Jednak jak pisze wybitny poznański uczony prof. Andrzej Sakson: „Należy podkreślić, że wszystkich Ślązaków, niezależnie od ich deklarowanej tożsamości narodowej (czy jej braku), łączy szeroko pojęta śląskość, która przejawia się chociażby w poczuciu przywiązania do regionu – małej ojczyzny (Heimatu), tożsamości etnicznej, gwary śląskiej, zwyczajów i tradycji, które różnią się od stereotypowej polskości”.
Śląsk stawia nas zatem wobec trudnych wyzwań. Jest inny. Brak w jego tradycji polskiego, szlacheckiego idealizmu. To nie Mickiewicz, Słowacki i Sienkiewicz kształtują jego tożsamość, już raczej Gerhart Hauptmann i Horst Bienek. Ślązacy mówią po polsku, ale są przecież inni, niekompatybilni ze stereotypową, opartą na romantycznym wzorcu, polskością. Jest pewna wielce wymowna scena w filmie Kazimierza Kutza Sól ziemi czarnej. Drugie powstanie śląskie, rok 1920, śląscy powstańcy bronią barykady, są brudni i umęczeni. Nagle wpada oddział artylerii, działo, żołnierze i oficer, zza kordonu, z Polski. Młody, nieustraszony, emanujący blaskiem romantycznego entuzjazmu, jak z mitu o szwoleżerach, co to noszą „amaranty zapięte pod szyją”, mówi, że tak trzeba, że dowódcy zakazali, ale przecież trzeba walczyć. Gra go Daniel Olbrychski, a któż by inny? Komenderuje: ognia, raz, drugi, później strzał i oficer pada martwy, w słońcu, z rozwianym włosem, piękny, ale martwy. Pozostają powstańcy, brudni, zmęczeni, choć zdeterminowani. Ta filmowa scena jest wielce wymowna. Ona pokazuje, czym różni się tradycyjna, sienkiewiczowska polskość od ukształtowanej w innej tradycji śląskości.
Świadomość lokalna
Górny Śląsk od wieków podlegał oddziaływaniom rozmaitych systemów kulturowych, polityczno-administracyjnych i gospodarczych. Wchodził najpierw w skład państwa polskiego, później był częścią królestwa czeskiego, monarchii Habsburgów, Prus, zjednoczonych przez Bismarcka Niemiec, wreszcie w 1945 r. po 600 latach znalazł się ponownie w granicach Polski. Historycznie region ten był ulokowany na peryferiach wszystkich organizmów państwowych. Mowa tu przede wszystkim o peryferyjności politycznej i kulturowej. Nie sprzyjało to formowaniu się świadomości narodowej, a raczej lokalnej.
Wybitny socjolog Stanisław Ossowski tak charakteryzował ten typ tożsamości: „Jest szeroka zbiorowość ludzi miejscowych, których polskość nie jest polskością ideologiczną, lecz obyczajową. Inaczej mówiąc: jest to gromada, gdzie elementy kulturowe polskości w życiu, w zachowaniu się, nie są pielęgnowane jako wyraz przekonania o łączności z polskim narodem, lecz są składnikiem miejscowego folkloru, składnikami swojskiej kultury wyodrębniającej tę zbiorowość od Niemców”.
Dopiero rozkwit nowoczesnych nacjonalizmów na przełomie XIX i XX stulecia skłaniał ludność Górnego Śląska do jednoznacznej deklaracji narodowej i powodował wzrost antagonizmów i sporów na tle narodowym. Apogeum tego procesu stał się czas powstań śląskich i plebiscytu, gdy spory i emocje przerodziły się w swego rodzaju wojnę domową.
Już wtedy, przed ponad stuleciem, pojawiła się trzecia opcja, którą nazwano ruchem ślązakowskim. Ruch ten głosił odrębność narodową Ślązaków i zapoczątkowany został w 1909 r. na Śląsku Cieszyńskim przez Józefa Kożdonia i jego Śląską Partię Ludową. Podczas plebiscytu w 1921 r. ślązakowcy postulowali utworzenie niepodległej, neutralnej Republiki Górnośląskiej na wzór Szwajcarii i Belgii. Oczekiwania te nie znalazły poparcia, ale ruch ślązakowski, mimo że był zwalczany przez państwo, cieszył się popularnością. Było to zapewne spowodowane rozczarowaniem dużej części Ślązaków wobec Polski.
Mało reprezentatywne wybryki
Sprawa narodowości śląskiej odżyła po przemianach demokratycznych w 1989 r. W styczniu 1990 r. powstał Ruch Autonomii Śląska (RAŚ), domagający się przywrócenia autonomii województwu śląskiemu. Do dziś ruch ten i jego lider Jerzy Gorzelik pozostają najbardziej liczącą się organizacją ślązakowską. Działalność tej organizacji budzi wiele kontrowersji, a najpoważniejsze z nich dotyczą jej domniemanego separatyzmu. Dziś przywódcy RAŚ odżegnują się od takich posądzeń, ale trudno zapomnieć o ich dawnych deklaracjach. „Jestem Ślązakiem, nie Polakiem, i nie Polsce przyrzekałem, więc jej nie zdradziłem i nie czuję się zobowiązany do lojalności wobec tego państwa” – mówił Jerzy Gorzelik, który jednak dziś się od tych słów odżegnuje. Także pisarz-celebryta Szczepan Twardoch nie unika podobnych wypowiedzi. Najbardziej znana i prowokacyjna, to oczywiście sławetna fraza: „pier*ol się Polsko”, słowa „nasza i polska pamięć są nieuzgadnialne” oraz deklaracja, że nie wywiesza flagi na 3 maja, bo to święto polskie, a on nie czuje się Polakiem. Dziś wybryki pisarza zdają się mało reprezentatywne i zapewniają mu raczej internetową klikalność i facebookowe lajki niż szacunek Ślązaków. Skądinąd poważna twórczość literacka Twardocha, jego powieści: Drach, Pokora czy najnowsza Powiedzmy, że Piontek, pozwalają lepiej zrozumieć śląską historię, specyfikę i mentalność.
Przytoczmy w tym miejscu dane pochodzące z narodowych spisów powszechnych z 2002 i 2011 r., które uświadomią nam, jak bardzo śląski typ tożsamości różni się od wyżej pokazanego. Otóż na początku XXI w. narodowość śląską zadeklarowały 173 tys. obywateli RP, natomiast dziewięć lat później było ich już 847 tys. Liczba ta dotyczy tych osób, które zadeklarowały narodowość śląską jako jedyną, ale także tych, którzy wykorzystując możliwość dawaną przez regulamin spisu, określili się, jako Ślązacy/Polacy i Ślązacy/Niemcy, uznając w swej złożonej tożsamości element śląski jako istotniejszy. Aż 376 tys. osób zadeklarowało, że czują się tylko Ślązakami – to ci, którzy odrzucili jakikolwiek związek z polskością, zresztą również z niemieckością. Czy jest się czego obawiać? Czy integralność Polski może zostać zakwestionowana?
Dobre rozwiązanie
Narody rodzą się i umierają, niekiedy ich rozwój zainicjowany bywa aktywnością kilku tzw. budzicieli (tak było w XIX w. z Litwinami). W Polsce mawiano o nich z pogardą „litwomani”, a tożsamość litewską postrzegano w najlepszym razie jako wymysł znudzonej inteligencji, w gorszym jako prowokacja niemiecka bądź rosyjska. Czy nam to czegoś nie przypomina? Tak, putinowską narrację o Ukrainie i narodzie ukraińskim, ale również nasz lęk, obawy i sprzeciw wobec zaakceptowania języka śląskiego jako regionalnego i uznania istnienia narodowości śląskiej. Owszem, wielu specjalistów zaprzecza odrębności językowo-narodowej Ślązaków, ale przecież liczba tych, którzy się do samoistnej śląskiej tożsamości przyznają, winna nam uświadamiać, że nie można zaprzeczać faktom i widzieć w tym „ukrytą opcję niemiecką”. Jeśli poważna część śląskiej społeczności czuje się narodem, to nim jest, nawet jeśli nie znalazło to dotąd prawno-ustrojowego uznania.
Czy jesteśmy wobec tego skazani na rozwój śląskiego separatyzmu? Wielu tak sądzi, obawiając się, że obecne postulaty są jedynie preludium do próby stworzenia śląskiego państwa. Żadnych obaw – również i tych – nie należy lekceważyć. Istnieje jednak – niektórzy powiedzą, że utopijne – rozwiązanie, pozwalające pogodzić śląskie ambicje z racją stanu państwa. Trzeba pracować nad przemianą nie tak przecież dawnego rozumienia polskości w kategoriach wyłącznie etnicznych i preferencję dla idei obywatelskiej. Wróćmy na chwilę do Twardocha, wedle którego Ślązak nie może szczerze wywiesić biało-czerwonej flagi na 3 maja i 11 listopada, bo nie jest przecież Polakiem. Tak, nie jest nim w kategoriach etnicznych, w kategoriach krwi, nie jest nim w rozumieniu nacjonalistycznym, ale czy nie może być Polakiem w sensie obywatelskim, czy nie może być Ślązakiem – lojalnym obywatelem polskim, czy nie może definiować swej tożsamości jako gente silesius, natione Polonus? Być może tak, ale my wszyscy musimy dać mu szansę, poprzez poszanowanie dla śląskiej specyfiki, dostrzeżenie i afirmację śląskiej kultury, języka, wartości, wreszcie poprzez rezygnację z rzucania kamieni pod nogi dążeniom do śląskiej emancypacji językowej, a nawet narodowej. Naród śląski istnieje, co wcale nie musi być sprzeczne z dobrem Polski jako wspólnoty wszystkich obywateli. Niestety wszelkie próby administracyjnych ograniczeń mogą jedynie umocnić wśród Ślązaków ducha nacjonalistycznego separatyzmu. A tego, jak sądzę, chce bardzo niewielu z nich.