Logo Przewdonik Katolicki

Uchwycić się Krzyża

ks. Dariusz Madejczyk
Fot.

Prawdziwą pobożność budujemy wbliskości Krzyża. Rozpoczynamy Wielki Tydzień, który na ten Krzyż pozwoli nam raz jeszcze spojrzeć. Niech to spojrzenie rozbudzi wnas pragnienie uchwycenia się Krzyża, bo wnim jest nasze zbawienie.

 

Do słów o prawdziwej pobożności, zapisanych w wielkopostnych tygodniach na łamach „Przewodnika” przez o. Wojciecha Jędrzejewskiego OP, chciałbym dodać jeszcze refleksję związaną z dniami, które w naszej tradycji nazywamy „wielkimi”, choć w wielu językach nazywane są „świętymi”. Zresztą i sam Wielki Tydzień to np. po łacinie Hebdomada Sancta, czyli Tydzień Święty. Rzeczywiście, jest to czas święty, bo uświęcony przez Pana. Przez Jego Krew przelaną na Krzyżu, która obmywa nas z grzechów, „do łaski przywraca i gromadzi w społeczności świętych” – jak niedługo usłyszymy w Exultecie.

 

Bez Krzyża nie ma sukcesu

O. Jędrzejewski w jednej ze swoich refleksji podkreślał, że prawdziwa religijność nigdy nie traci z oczu Zbawiciela. Nie zbawiamy się sami, ale od Niego otrzymujemy ten największy dar. Dni, które prowadzą nas ku Wielkanocy, powinny tę prawdę jeszcze bardziej nam uświadomić, bo pokusa samozbawienia jest w wielu z nas bardzo zakorzeniona. Zresztą nie jest ona niczym nowym. To „ja”, które wysuwa się na pierwszy plan, można odkryć już w postawach samych apostołów. Ileż razy widzimy ich szukających siebie – swojej chwały, pierwszych miejsc, zwycięstwa, sukcesu, ziemskiego królestwa.

Taką postawę i jej konsekwencje analizuje też Ojciec Święty Benedykt XVI w drugiej części książki Jezus z Nazaretu: „Do świadomości Piotra nie dochodzi zapowiedź Zmartwychwstania. Słyszy zapowiedź śmierci oraz rozproszenia i dla niego jest to okazja do zapewnienia o jego nieustraszonej odwadze i bezwzględnej wierności Jezusowi. Ponieważ nie chce słyszeć o Krzyżu, nie może też zauważyć słów o Zmartwychwstaniu i – podobnie jak to już było koło Cezarei Filipowej – chciałby sukcesu, lecz bez Krzyża. Liczy na własne siły.

Któż mógłby zaprzeczyć, że jego zachowanie odzwierciedla stałą pokusę chrześcijan, a nawet Kościoła: osiągnąć sukces bez Krzyża? Trzeba więc obwieścić Piotrowi jego słabość i zapowiedzieć potrójne zaparcie się. Nikt nie jest na tyle mocny, żeby mógł o własnych siłach przejść drogę zbawienia do samego końca. Wszyscy zgrzeszyli, wszyscy potrzebują zmiłowania Pana i miłości Ukrzyżowanego” (Joseph Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu cz. II. Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania).

 

Dwa krzyże

Przytaczam ten długi fragment z książki papieża, ponieważ odnajduję w nim ważne ostrzeżenie, które dociera do mnie z jeszcze większą siłą w rok od katastrofy smoleńskiej. Minionych dwanaście miesięcy zwróciło naszą uwagę na Krzyż w sposób zupełnie wyjątkowy. Sprowokowało do zadania sobie pytania o Krzyż, który musi być w centrum prawdziwej pobożności. Aby jednak mógł się w tym centrum znaleźć, musi być odkryty jako Krzyż Chrystusa. Krzyż, który góruje nad światem, ale zwycięża w sercu człowieka. Pokonuje grzech – brak miłości, nienawiść, egoizm, zamknięcie się w sobie i wszelkie mury, które człowiek buduje – czasem mając nawet na początku dobre intencje – ostatecznie jednak tylko po to, by w swojej bucie wynosić się ponad innych i ich poniżać.

Kiedy patrzę na fotografię Jana Pawła II z Drogi Krzyżowej w Koloseum w 2001 r., przypomina mi się ten sam papież, tyle że wznoszący wysoko swój papieski krzyż w czasie Mszy św. na inaugurację pontyfikatu. Część włoskich dziennikarzy, rzecz jasna tych lewicujących, nie mogła znieść tego widoku. W programach telewizyjnych powtarzano wówczas te zdjęcia i straszono widzów, że papież z Polski zaczyna nową krucjatę.

Jakże różne są te dwa obrazy, które dzielą od siebie 23 lata… i jakże bliskie zarazem.

Ten wzniesiony wysoko krzyż był jakimś dopełnieniem pierwszej papieskiej homilii – „Nie lękajcie się. Otwórzcie drzwi Chrystusowi!”. Miał dodawać odwagi, przypominać, że nie ma chrześcijaństwa bez Krzyża. Tylko w Krzyżu jest zbawienie. Ten drugi, trzymany z takim wysiłkiem w czasie Drogi Krzyżowej 23 lata później, zdaje się być masztem, którego trzeba się uchwycić, by mimo osobistej słabości i kruchości przetrwać wszelkie burze, które miotają łodzią ludzkiego życia.

„Gdy zawiał silny wiatr – mówił Jan Paweł II do młodzieży – Piotr zaczął tonąć, ponieważ zwątpił. To nie wicher zanurzył Piotra w głębinach jeziora, lecz niedostatek wiary. Jego wierze zabrakło istotnego elementu – całkowitego oparcia się na Chrystusie, całkowitego zaufania Chrystusowi w chwili wielkiej próby, zabrakło całkowitego pokładania w Nim nadziei” (Poznań, 3 czerwca 1997 r.). Wiara i osobista pobożność Jana Pawła II związane były z Jezusem i Jego Krzyżem. Droga Krzyżowa, jak zaświadcza abp Mieczysław Mokrzycki, była dla papieża obowiązkowym nabożeństwem w każdy piątek. Wpatrując się w Krzyż Zbawiciela i kontemplując jego tajemnicę, Jan Paweł II uczył się nieść, a czasem może nawet dźwigać, swój własny krzyż – Karola Wojtyły, syna i brata, kapłana i biskupa, a potem – Jana Pawła, biskupa Rzymu i pasterza Kościoła; krzyż Piotra, który usłyszał od swego Mistrza: „Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci” (Łk 22, 32).

 

Zbawienie pochodzi od Pana

Zawsze gdy Jan Paweł II trzymał w swoich dłoniach krzyż, a szczególnie gdy cierpiał i doświadczał trudności podeszłego wieku, dawało się zauważyć, jak bardzo z Krzyżem się jednoczy. Przy nim odzyskiwał siłę i rozpalał swoją nadzieję. Kiedy wołał „Ave Crux! Bądź pozdrowiony Krzyżu Chrystusa!” – nie miałem wątpliwości, że w tych słowach zawiera całe bogactwo swojego serca, które przez Krzyż zostało ukształtowane. To moc Krzyża pozwalała mu przezwyciężać trudności i przekraczać ograniczenia wieku i choroby: „Wiara w Chrystusa i nadzieja, której On jest mistrzem i nauczycielem – mówił papież – pozwalają człowiekowi odnieść zwycięstwo nad samym sobą, nad tym wszystkim, co w nim jest słabe i grzeszne, a zarazem ta wiara i nadzieja prowadzą do zwycięstwa nad złem i skutkami grzechu w otaczającym nas świecie. Chrystus wyzwolił Piotra z lęku, który owładnął jego duszą na wzburzonym morzu. Chrystus i nam pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu, jeżeli z wiarą i nadzieją zwracamy się do Niego o pomoc” (Poznań, 3 czerwca 1997 r.).

 

Słowo „krzyż” budzi w wielu ludziach lęk. I jest to lęk uzasadniony. Bo krzyż jest ciężki. Jeśli jednak ten nasz krzyż złączymy z Krzyżem Zbawiciela, stanie się dla nas kotwicą nadziei i znakiem zwycięstwa. Pozwoli wytrwać i zwyciężyć.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki